poniedziałek, 30 stycznia 2017

Rozdział 9




Proszę o przeczytanie mojego dopisku pod rozdziałem i wypowiedzenie się w komentarzach ;)

Nagle zrobiło się przeraźliwie zimno i… mokro. Właśnie to zaalarmowało ospały mózg Sabrine o zagrożeniu. Jednak nim zdążył wysłać jakikolwiek impuls do jej ręki, bo złapała za różdżkę i oczu, by się otworzyły, leżała już na ziemi z obolałym ramieniem. Kolejną rzeczą, którą sobie uświadomiła było to, że ktoś wrzeszczał. Zmusiła więc swoje opuchnięte oczy do otworzenia się. Nie było to łatwe, gdyż zaschnięte łzy skleiły jej powieki. Kiedy już jej się to udało, nieco zamglonym wzrokiem, popatrzyła na wściekłego Doriana, który właśnie odnalazł jej różdżkę pod poduszką i wsadził ją do tylniej kieszeni spodni.
Wstawaj!
Doskoczył do niej w dwóch krokach i brutalnie złapał za ramię, szarpiąc i zmuszając do wstania. Jak się okazało chwilę później, był to bardzo zły pomysł, gdyż zupełnie zdezorientowanej i oszołomionej Sabrine nie udało się utrzymać równowagi i uderzyła z impetem o róg szafki, który wbił jej się boleśnie w bok. Gdyby nie refleks mężczyzny, ponownie upadłaby na podłogę.
Coś uderzyło w drzwi, które z trudem to wytrzymały. Sabrine popatrzyła na nie nieprzytomnym wzrokiem, nie do końca świadoma tego, co się z nią działo. Usłyszała jednak dźwięk kruszącego się szkła, co bardzo ją zaciekawiło. Dzięki temu, że podtrzymujący ją w pasie Dorian, obrócił ją w stronę okna, zobaczyła, iż mężczyzna chwilę wcześniej je wybił. Niesamowicie ją to rozbawiło, więc zaczęła chichotać i nawet trzask wywarzanych drzwi nie był w stanie przywrócić jej do porządku.
Drętwota!
Sabrine poczuła, że Dorian rzucił ją w kierunku okna, a sam błyskawicznie obrócił się i odparował zaklęcie. Uderzyła o parapet, jednak nie poczuła bólu. Ponownie rozbawiła ją sytuacja, w której się znalazła, więc znowu zaczęła się śmiać, niebezpiecznie wychylając się zza krawędź. Dorian w ostatniej chwili zdołał złapać ją za szatę i uratować przed wypadnięciem.
Oszalałaś?! Co się z tobą dzieje?
Zaklęcie uderzyło w ścianę tuż obok jej głowy, rozkruszając cegły na drobny mak. To też spowodowało u niej salwę śmiechu. Kątem oka dostrzegła słup ognia wypływający z różdżki Doriana i uderzający w dwóch mężczyzn, stojących w drzwiach. Nie zobaczyła jednak efektu ataku swojego przyjaciela, gdyż ten stuknął w nią różdżką i popchnął w stronę dziury w ścianie. Bezwiednie przeleciała przez nią, śmiejąc się i ciesząc na spotkanie z ziemią. Nie uderzyła w nią jednak, ale delikatnie nań spłynęła, co ani trochę jej nie zdziwiło.
Prawie natychmiast spróbowała wstać, jednak nie była w stanie zapanować nad własnym ciałem. Poderwała się jedynie i upadła na nadgarstek, który wykrzywił się pod dziwnym kątem. Ponieważ nadal nie czuła bólu, chciała oprzeć się na nim i ponownie wstać. Zaskutkowało to tym, że straciła równowagę i przewróciła się na plecy, uderzając głową o leżący w pobliżu kamień. Ostatnie, co zobaczyła, to przerażoną twarz Doriana.

***

Obudził ją okropny ból głowy. Skrzywiła się i z trudem otworzyła oczy, by zobaczyć oszałamiający błękit. Natychmiast skojarzył jej się z kolorem sufitu jej sypialni w domu Painów. Obróciła głowę w bok, co było trudne przez ból i sztywność karku. Jej wzrok napotkał Doriana opartego o ścianę. Jednak jej uwagę bardziej przykuły zdobienia na tej ostatniej niż mężczyzna. Przedstawiały bowiem łany pszenicy pełne chabrów i maków, a to uzmysłowiło jej, że naprawdę znajdowała się w domu Painów.
Jak się tu znalazłam? – Skupiła wzrok na Dorianie, ignorując narastający ból głowy.
Ten jednak nie odezwał się ani słowem, a jedynie świdrował ją wzrokiem.
Co się stało? – I to pytanie pozostało bez odpowiedzi, co bardzo zirytowało dziewczynę.
Podparła się ręką, by wstać, jednak paraliżujący ból nadgarstka zmusił ją, by ponownie upaść na miękkie poduszki. Sycząc cicho, popatrzyła na zabandażowaną cześć ciała, nie mogąc sobie przypomnieć, kiedy ją uszkodziła.
Dorian, na Merlina, co się stało?
Mężczyzna odepchnął się od ściany i z założonymi rękoma powoli do niej podszedł. Na pozór wydawał się opanowany, jednak w jego oczach dostrzegła furię, która jeszcze bardziej ją zdezorientowała. Nie mogła sobie przypomnieć, czym zasłużyła sobie na takie traktowanie. Uporczywy ból nie pozwalał jej skupić się wystarczająco, by odnaleźć w pamięci brakujące wspomnienia.
Otworzyła usta, by zadać kolejne pytanie, jednak Dorian uprzedził ją.
Brałaś coś. – Jego głos był tak zimny i pozbawiony wszelkich uczuć, że Sabrine obleciał dreszcz. Nadal jednak nie rozumiała, o co mu chodziło.
Olśnienie przyszło po chwili, kiedy uświadomiła sobie sens wypowiedzi przyjaciela. Przypomniała sobie kłótnie z matką, pub i wściekłość oraz rozpacz, które sprawiały, że przez całą noc płakała i nie mogła usnąć. Postanowiła wtedy sięgnąć po dość mocny eliksir nasenny i wypiła go zdecydowanie zbyt wiele.
Nie ćpałam – syknęła, ponownie próbując usiąść, tym razem pamiętając, by nie opierać się na obolałej ręce. – Wypiłam za dużo eliksiru na sen.
Powątpiewający wzrok Doriana nieco ją uraził. Nie przywykła jednak do udowadniania swojej prawdomówności, więc milczała, czekając na jego reakcję. Gniew w jego spojrzeniu stopniowo malał, aż w końcu mężczyzna westchnął i usiadł koło niej na łóżku. Domyślając się, że dziewczyna nic nie pamięta, pokrótce streścił jej wydarzenia minionego poranka. W ten sposób Sabrine dowiedziała się, że ludzie z Zakonu wtargnęli do domu Doriana, szukając jej.
Gdy wszedłem do domu, akurat przepytywali wuja. Uciekłem zanim mnie zobaczyli. – Mówiąc to, postawił przed nią szklankę wody z domieszką eliksiru przeciwbólowego.
Skąd wiedziałeś, że jestem w Dziurawym Kotle?
To było pierwsze miejsce, które przyszło mi na myśl. Zakonowi pewnie też.
Sarbine opróżniła zawartość szklanki kilkoma łykami. Na chwilę zamknęła oczy, pocierając nasadę nosa z zamyśleniem. Nie miała pojęcia, o co chodziło Dumbledore’owi.  Przecież nie musiał szukać jej po domach jej przyjaciół. Wiedział, gdzie mieszkała. Od powrotu przebywała w domu swoich rodziców. Wystarczyło, że przyszedłby ich odwiedzić. Mógłby wtedy bez problemu ją zabić.
Łatwiej zrzucić winę na śmierciożerców za zabójstwo kogoś, kiedy nie ma się świadków – stwierdził mężczyzna, kiedy Sabrine podzieliła się z nim swoimi przemyśleniami. – Gdyby zaatakował cię w domu, twoi rodzice na pewno rozpowszechniliby prawdę.
Twój wuj i ty też, gdyby zabili mnie u was – zauważyła.
Dorian wzruszył ramionami.
Już od dawna jesteśmy podejrzewani o sympatyzowanie z Voldemortem. A twoja rodzina jest czysta jak łza – dodał z przekąsem.
Sabrine skinęła powoli głową, jednak argumenty przyjaciela nie do końca do niej trafiały. Zachowanie dyrektora Hogwartu nie miało sensu.
Moi rodzice uznaliby moją śmierć za konieczność, nie zależy im na mnie – powiedziała po chwili.
W jej głosie Dorian usłyszał nutkę goryczy, którą dziewczyna za wszelką cenę próbowała ukryć. Wiedział, że jej obojętność względem rodziny nie jest do końca prawdziwa. Często mówiła, że ich nienawidziła i nie obchodził jej ich los, jednak tak naprawdę, świadomie czy nie, pragnęła ich akceptacji. Co prawda jej upór i duma nie pozwalały na żebranie u nich uwagi i miłości oraz spełnianie wszystkich ich zachcianek, jednak nie zmieniało to faktu, że cierpiała za każdym razem, gdy okazywali jej jak mało dla nich znaczy.
Poza tym Dumbledore to mistrz manipulacji. Z łatwością mógłby zmodyfikować im wspomnienia – dodała po chwili, wytrącając Doriana z rozmyśleń.
Dlaczego z nimi mieszkasz, skoro wiesz, że w każdej chwili ten drań może cię tam dopaść?
Sabrine popatrzyła na niego dziwnym wzrokiem. Zobaczył w nim coś, czego nigdy nie spodziewał się ujrzeć. Czysty, autentyczny ból oraz łzy. Dziewczyna zagryzła wargi i zacisnęła powieki, starając się nie wybuchnąć płaczem. Jej ciałem wstrząsnął hamowany szloch. Ten widok tak bardzo nie pasował do jej wizerunku potężnej, twardej, zimnej, wiecznie opanowanej kobiety, że w pierwszej chwili Dorian poczuł się oszukany. Wiedział, ze dziewczyna często ukrywa emocje, mimo to nie był przygotowany na coś takiego.
Potem zrobiło mu się smutno. Momentalnie zaczął jej współczuć. Nawet nie umiał sobie wyobrazić, jak ciężko było jej utrzymać maskę kogoś pozbawionego uczuć. Zapragnął ją przytulić, jednak odepchnęła go od siebie, próbując się uspokoić. Nie mogła pozwolić sobie na słabość. Nie w obecności kogokolwiek.
Z trudem udało jej się zapanować nad emocjami. Kiedy ponownie otworzyła oczy, w jej zielonym spojrzeniu nie było śladu wcześniejszych odczuć, a jedynie wściekłość.  Szybko otarła nieliczne łzy, które spływały jej po policzkach, wykrzywiając ust w grymasie niezadowolenia. Znowu stała się zimną, opanowaną sobą.
Nie mam dokąd iść, jakbyś nie zauważył – warknęła.
Poderwała się z łóżka i ignorując uporczywy ból głowy i nadgarstka, zatrzasnęła się w przylegającej do salonu łazience. W małym, ładnie umeblowanym pomieszczeniu poczuła się bezpieczna i wolna od intensywnego wzroku przyjaciela. Mężczyzna był inteligentny i dociekliwy, dzięki czemu dobrze wypełniał zadania, które zlecali mu inni, jednak czasami te cechy bardzo ją denerwowały. Przy nim zawsze trudniej było jej zachować swoje uczucia dla siebie. Nie umiała, albo też nie chciała, go oszukiwać.
Przemyła twarz wodą, zastanawiając się, co powinna mu powiedzieć, gdy w końcu przestanie tchórzyć i wyjdzie z łazienki. Oboje zdawali sobie sprawę, iż to, że nie ma dokąd iść jest tylko tanią wymówką. Miała co najmniej dwie możliwości do wykorzystania: zamieszkanie u Painów albo znalezienie własnego mieszkania. Każda z  nich była dobra i o wiele bezpieczniejsza niż wrócenie do domu rodziców.
Powód, dla którego zaryzykowała, nie był jej do końca znany. Być może miała nadzieję, że dzięki temu coś się zmieni, a może wybrała najbardziej niebezpieczne dla niej miejsce, bo podświadomie chciała, by Dumbledore ją dopadł i odesłał tam, gdzie byli jej przyjaciele. Nie wiedziała tego i obawiała się prawdy, dlatego się nad tym nie zastanawiała, co przychodziło jej z łatwością. Miała dużo poważniejsze problemy na głowie, którymi musiała się niezwłocznie zająć.
Kiedy w końcu zyskała pewność, że nie rozklei się, jak tylko zobaczy mężczyznę, wyszła z łazienki. Siedział na łóżku, patrząc nieobecnym wzrokiem na tapetę. Ostatnie promienie zachodzącego słońca wpadające przez okno oświetlały go od tyłu, tworząc malowniczy efekt. Wyglądał, jakby siedział w załamaniu światła i cienia, częściowo spowity ciemnością. Przypominał mitycznego boga, dumającego nad losem świata.
Ten widok wydał się Sabrine tajemniczy i pociągający. Hipnotyzujący. Uwielbiała takie scenerie. Wiedziała, że mogłaby wpatrywać się w niego godzinami, jednak zamiast tego machnęła ręką i zasłony zasunęły się, zagradzając drogę promieniom słonecznym. Pokój pogrążył się w nieprzyjemnej szarości, a Dorian stracił swą tajemniczość i niebywałe piękno.
Usiadła koło niego, próbując odgadnąć, o czym myślał. Już miała o to spytać, kiedy mężczyzna odezwał się:
Byliście jak te maki i chabry.
Popatrzyła na niego zaskoczona.
Co ty pleciesz?
Przeniósł swoje zamyślone spojrzenie na nią, patrząc jej głęboko w oczy. Przez chwilę miała wrażenie, że mężczyzna spoglądał jej w duszę i widział wszystkie jej emocje i uczucie, że szukał w niej prawdy o niej. Siedząc naprzeciwko niego, czuła się nieswojo, nago, jednak nie odsunęła się, nie zerwała kontaktu wzrokowego. Sama nie wiedziała czemu, ale potrzebowała tego. Potrzebowała pokazać komuś swoją prawdziwą twarz.
To on pierwszy odwrócił wzrok i przeniósł go ponownie na tapetę. Zrobiła to samo, czując nutkę zawodu ale też ulgi. Była jednak ciekawa, co miał na myśli, mówiąc o wzorze na ścianie.
Ty, Crucio i Imperio byliście jak te chwasty. Wyróżnialiście się na tle zwykłych czarodziei swoją potęgą, tak jak maki i chabry wyróżniają się na tle łanów zbóż. Jednak mimo swego piękna te kwiaty przez wszystkich uważane są za chwasty, za szkodniki. Tak ja wy. Moglibyście uczynić wiele dobrych rzeczy, ale ludzie woleli was zniszczyć.
Chwasty to chwasty, nie ma z nich pożytku.
Można z nich zrobić bukiety, wianki, ozdoby. Na pewno miałyby też zastosowanie w eliksirach.
Sabrine nie wiedziała, co na to odpowiedzieć, więc tylko wzruszyła ramionami. Głowa strasznie jej ciążyła i nadal niemiłosiernie bolała. Miała ochotę znowu się położyć i pójść spać, jednak zamiast tego wraz z Dorianem zeszła na dół, przywitać się z gospodarzami.

***

Spóźniłaś się. Rosier obrzucił ją karcącym spojrzeniem.
Sabrine odetchnęła z ulgi na jego widok. Wyglądało na to, że to właśnie on dowodził misją, co bardzo odpowiadało dziewczynie. Przez ostatni miesiąc zdążyła polubić mężczyznę. Był jednym z nielicznych członków Wewnętrznego Kręgu, który akceptował pomyłki i nie donosił o nich od razu Czarnemu Panu. Jego wyrozumiałość nieraz oszczędziła Sabrine kilku Cruciatusów.
Przepraszam.
Pomimo tego, że Sabrine od niedawna również należała do Wewnętrznego Kręgu, nic się nie zmieniło i nadal była uważana za zwykłego, podrzędnego śmierciożerce. Nie prowadziła misji, nie zaproszono jej na dwa z trzech spotkań, o niczym nie mówiono i w niczym nie ufano. Przez to coraz częściej zadawała sobie pytanie, po co była tamta szopka.
W przeciwieństwie do niej Dorian zyskał wszystkie przywileje związane z byciem członkiem Wewnętrznego Kręgu. Miał już za sobą przeprowadzenie mniej ważnej akcji, wzywano go na każde spotkanie (to od niego Sabrine wiedziała, że takowe się odbyły), a ponadto zyskał szacunek i uznanie innych ważniejszych śmierciożerców. Ona o tym ostatnim mogła sobie co najwyżej pomarzyć. Z niewiadomych jej przyczyn nikt z popleczników Voldemorta jej nie lubił, za to każdy traktował z nieufnością i poniewierał nią.
Czekali w ciszy, ukryci za gęstymi i wysokimi krzewami odgradzającymi park od reszty miasta. Znajdowali się gdzieś na obrzeżach Londynu, jednak dokładna lokalizacja nie była Sabrine znana. Zbliżał się wieczór i robiło się coraz ciemniej i chłodniej. Mimo ciepłej kurtki Avada dostała gęsiej skórki. Miała wielką ochotę wyczarować ogniki, by się nieco ogrzać, jednak nie chciała wyjść w oczach innych śmierciożerców na mięczaka.
Ich misja polegała na złożeniu wizyty pewnemu ważnemu urzędnikowi. Ich zadaniem było nakłonienie go do przyłączenia się w szeregi Voldemorta lub też rzucenie na niego Imperiusa. Po wszystkim rozkazano im stawić się w gabinecie Czarnego Pana.
Zegar na ratuszu wybił pełną godzinę. Był to znak do rozpoczęcia misji, jednak nagły trzask teleportacji zatrzymał ich. Sabrine obróciła się, by napotkać parę czerwonych oczu, które zdawały się lśnić w zapadającej ciemności. Momentalnie poczuła panikę, a strach zacisnął swoją żelazną rękę na jej żołądku. Szybko ukłoniła się, jak reszta jej towarzyszy, jednak dalej czuła żar jego spojrzenia na sobie. Kiedy się wyprostowała, natychmiast patrzyła w bok, byle znowu nie napotkać jego wzroku.
Rosiere, wykonacie powierzone wam zadanie później. Jesteś mi potrzebny gdzieindziej.
Czarny Pan mówił coś jeszcze, ale uwagę Sabrine całkowicie pochłonęła trójka ludzi, idąca chodnikiem. Tamci nie mogli ich widzieć, bo śmierciożercy wraz ze swoim panem stali dobrze ukryci zza rozłożystymi krzewami. Dzięki takiemu położeniu dziewczyna mogła dokładnie przyjrzeć się przechodniom przez szparę między gałęziami.
Szli w trójkę. Rudowłosa kobieta i chłopak w okrągłych okularach na pewno byli Potterami. Mężczyzna obejmował swoją żonę w pasie i rozmawiał z ich towarzyszem, idącym po jego prawej stronie. To właśnie trzecia postać najbardziej zainteresowała Sabrine.
Był to mężczyzna średniego wzrostu, o pokaźnej posturze. Prawy policzek przecinała mu świeża blizna, a na jego skroni widniało kilka niewielkich szram. Miał brązowe, szpakowate włosy, niechlujnie zaczesane na jeden bok. Idąc, co jakiś czas rozglądał się czujnie na boki, jakby szukając zagrożenia.
Sabrine pamiętała go ze szkoły. Był od niej trzy lata starszy i nigdy nie przepadał za Niewybaczalnymi, jednak nie wchodzili sobie wzajemnie w drogę. Aż do pewnego pamiętnego wieczoru we Francji. Owy mężczyzna był bowiem jednym z osiemnastu zamachowców, którzy zaatakowali Crucio i Imperio.
Grich? Zlekceważyła zaniepokojony głos Rosiera i ruszyła w stronę ulicy.
Już prawie wyszła zza zasłony liści, kiedy coś z całej siły uderzyło ją w plecy, a po jej ciele rozlała się fala obezwładniającego bólu. Upadła na ziemię, wrzeszcząc i prężąc się pod wpływem klątwy. Czuła, jakby jej ciało było rozrywane na miliony drobnych kawałków, które zaraz sklejały się ze sobą tylko po to, by za chwilę ponownie ulec destrukcji.
Panie!
Milcz, głupcze.
Rosiere posłuchał. Bez słowa, jednak z widocznym współczuciem w oczach, patrzył na wijącą się kobietę, której jedyną winą było to, że na chwilę zdekoncentrowała się i nie usłyszała rozkazu Czarnego Pana. Voldemort nakazał wszystkim, prócz Rosiera, wracać, skąd przyszli. Wszyscy od razu wypełnili wolę swojego pana. Niestety Sabrine zbyt mocno pochłonęli członkowie Zakonu Feniksa, by nakaz do niej dotarł.
Trójka przechodniów zaniepokojona nagłym wrzaskiem zmieniła kierunek marszu i podbiegła do okolicznych krzewów. Jednak, gdy tylko ujrzeli torturującego swego sługę Voldemorta, pożałowali swojej ciekawości. Czerwone oczy popatrzyły na nich, a z ich wyrazu od razu dało się poznać, że wie, kogo ma przed sobą. Zaklęcie zostało zwolnione, a Sabrine poderwała się na nogi, chcąc zaatakować towarzysza Potterów. Powstrzymały ją zawroty głowy i nagły atak mdłości. Gdyby nie silne ramiona Rosiera, zapewne upadłaby prosto w krzaki.
James i Lili Potter oraz Alastor Moody, cóż za spotkanie odezwał się Voldemort typowym dla siebie, oziębłym tonem.
Wspomniani skrzywili się na dźwięk jego głosu i mimowolnie sięgnęli po ukryte różdżki. Voldemort nie powstrzymał ich. Wiedział, że nawet z nimi są praktycznie bezbronni w obliczu jego niezmierzonej potęgi. Oni także musieli zdawać sobie z tego sprawę, mimo to nie chcieli uciekać.
James postąpił kilka kroków, by zasłonić swoim ciałem Lily. Wywołało to na twarzy Voldemorta szyderczy grymas. Po raz kolejny był świadkiem tego, jak miłość mogła ogłupić ludzi.
Miło że wpadliśmy na siebie kontynuował, nie reagując na ich nienawistne i pełne obrzydzenia spojrzenia. Zaoszczędziło mi to czasu i fatygi.
Czego od nas chcesz? warknął Moody.
W jego głosie nie było strachu, co zdziwiło czarnoksiężnika. Wydawał się jedynie podirytowany, że musiał tracić swój cenny czas. Voldemort nie lubił takich ludzi. Sprawiali zbyt wiele kłopotów. Zdecydowanie bardziej wolał przerażone bądź całkowicie mu oddane i uległe osoby. Dzięki temu mógł realizować swoje cele dużo szybciej i nie musiał fatygować się oswajaniem swych niepokornych sług.
Chyba się domyślacie, czego chcę. Ponieważ  w żaden sposób mu nie odpowiedzieli, kontynuował, umiejętnie maskując swoje rozdrażnienie: Nie kryję, że od dawna widzę w was potencjał. Zgodzicie się ze mną, że warto byłoby doskonalić swoje umiejętności.
Leniwie obrócił swoją różdżkę pomiędzy palcami, nie spuszczając z nich spojrzenia. Z zadowoleniem obserwował ich zdezorientowane miny. Wiedział, że z całą pewnością nie spodziewali się pochwał z ust czarnoksiężnika.
W tym samym czasie Sabrine doszła do siebie. Tylko świadomość silnej ręki Rosiera zaciśniętej na jej ramieniu oraz słabe, tlące się z tyłu głowy wspomnienie o zamordowanej sąsiadce, która nie zdążyła pomścić swojej rodziny, utrzymywało ją na miejscu i nie pozwalało przerwać Czarnemu Panu wywodu atakiem na trójkę. Za coś takiego na pewno nie groziłby jej jedynie Cruciatus, a coś znacznie poważniejszego. Nadal w pamięci dziewczyny pozostały tortury na dworze czarnoksiężnika, których skutki musiała leczyć przez kilka kolejnych dni.
Czego chcesz? Moody jako pierwszy ocknął się zaskoczenia i warknął zniecierpliwiony.
Może trochę grzeczniej? syknął Voldemort, a dłoń z różdżką niebezpiecznie drgnęła.
Alastor skrzywił się z obrzydzeniem. Chciał coś odpowiedzieć, jednak do rozmowy wtrąciła się Lily.
Spokojnie, Alastorze. – Zacisnęła swoją delikatną dłoń na ramieniu przyjaciela i patrząc prosto w czerwone tęczówki Czarnego Pana, powiedziała:  Czyżbyś proponował nam dołączenie do grona swych sług?
Sabrine była pełna podziwu dla jej opanowania. Mimo że nie lubiła dziewczyny, jak każdego członka Zakonu Feniksa, musiała przyznać, że niemal idealnie maskowała strach. Niemal, bo zdradzały ją nieco za bardzo otworzone oczy i zbyt szybki oddech. Te subtelne oznaki strachu nie umknęły również Czarnemu Panu, który uśmiechnął się z zadowoleniem.
Otóż to.
Sabrine w ostatniej chwili powstrzymała się przed lekceważącym prychnięciem.
Serio, Voldemort? Chyba nie jesteś taki głupi, by wierzyć, że się do ciebie przyłączą?
To samo musieli pomyśleć i oni, bo Moody wybuchnął szyderczym śmiechem, Lily gapiła się w Czarnego Pana w osłupieniu, a James wyglądał, jakby nie wiedział w czyje ślady pójść - żony czy przyjaciela.
Nigdy nie dołączymy do mordercy. – Młody Potter prawie wypluł te słowa.
Sabrine przemknęło nagle przez myśl, że w zasadzie już służą mordercy, a Moody mógł być tym, który posłał w stronę jej przyjaciół śmiercionośne zaklęcie. Zachowała to jednak dla siebie i z rosnącym zniecierpliwieniem czekała na dogodny moment, by wymierzyć Alastorowi sprawiedliwość.
Tym czasem to Voldemort roześmiał się szyderczo.
Podzielacie jego zdanie? – Posłał w stronę Moody’ego i Lily pytające spojrzenie. W odpowiedzi skierowali w jego stronę różdżki, w każdej chwili gotowi do ataku. – Głupcy - syknął. Avada kedavra!
Zaklęcie miało trafić w młodego Pottera, ale refleks Moody’ego pozwolił ocalić chłopakowi życie. Sabrine, nie czekając na pozwolenie, rzuciła się w stronę Alastora. Nie obchodziło ją, co dzieje się z resztą. Liczyło się tylko to, by ten bezczelny gówniarz zapłacił za wszystko, co jej zrobił.
Nie spodziewał się ataku z jej strony i dał się zaskoczyć. Omal nie przypłacił tego życiem. Jedynie bardziej instynktowny niż zamierzony skok w bok ocalił go od niechybnej śmierci. Natychmiast wykonał kontratak i tym razem to Sabrine musiała ratować się unikiem. Upadając na ziemię posłała w jego stronę kilka białożółtych kul, po czym natychmiast wstała. Odbił cztery z nadlatujących pocisków. Piąta ugodziła go w nogę i rozległ się trzask łamanej kości. Wrzasnął, ale jakimś cudem utrzymał równowagę i nie upadł. Z jego różdżki wystrzelił słup niebieskiego ognia, który pomknął w stronę dziewczyny. Zasłoniła się tarczą, ale impet zaklęcia zwalił ją z nóg. Już miało polecieć w jej stronę kolejne, ale Rosier kątem oka dostrzegł, co się dzieje i wystrzelił w stronę przeciwnika Sabrine klątwę. Ugodziła go w oko i powaliła na ziemię, dając dziewczynie czas na podniesienie się.
Voldemort walczył z Potterem, jednocześnie uważnie obserwując pojedynek dziewczyny. Był pod wrażeniem jej umiejętności, jednak widział, ile w niej niedoskonałości. Użyła zbyt słabej tarczy, bo nie doceniła umiejętności przeciwnika. Zgubiła ją duma i pewność siebie. Dawno, dawno temu też taki był, chociaż z trudem przyznawał to sam przed sobą, a na pewno nigdy przed innymi. Również lekceważył przeciwników, pewny swojej wyższości nad nimi. Teraz wiedział, że to duży błąd, ale stosunkowo łatwy do wyplenienia.
Omal nie przegapił pędzącego w jego stronę zaklęcia Jamesa. Odbił je w ostatniej sekundzie i to nieco go zdekoncentrowało. Potter to wykorzystał. Wrzasnął do Alastora, by się deportował, co tamten zrobił bez wahania. Nawet on wiedział, że nie jest zdolny do dalszej walki. Sam James, odparowując klątwę Voldemorta, złapał Lily i razem z nią zniknął, nim ktokolwiek mu przeszkodził.
Czarny Pan ryknął rozwścieczony. Jednym ruchem różdżki wzniósł w górę przejeżdżający obok samochód i cisnął nim w drugi, wyjeżdżający właśnie z zakrętu. Rozległ się ogłuszający dźwięk giętego metalu, a po chwili wieczorną ciemność rozświetlił blask eksplozji.
Sabrine patrzyła na to z przerażeniem, po raz kolejny żałując, że oddała się na służbę takiemu potworowi. Było już jednak za późno.

***

Sabrine siedziała w jednej z nieużywanych  sal lekcyjnych w Hogwarcie na lekko chwiejącej się ławce i wymachiwała nogami, śmiejąc się z kolejnego żartu Imperio. Karmelowa grzywa chłopka opadająca mu na jedno oko podrygiwała rytmicznie wraz z kolejnymi spazmami śmiechu, targającymi jego ciało. Na podłodze tuż obok ławki, na której siedział, leżała Crucio, trzymając się za brzuch.
Nie wierzę, że Slughorn nie dał ci za to szlabanu – zaśmiała się ta ostatnia, unosząc się na łokciach.  – Widać, że jesteś jego ulubieńcem.
Nie zdążył jej nic odpowiedzieć,  bo ktoś załomotał do drzwi. Jak jeden mąż poderwali się na równe nogi, wyciągając różdżki. Crucio machnęła swoją i drzwi stały się przeźroczyste. Ich oczom ukazał się Dorian, rozglądający się niespokojnie. Nie mógł ich zobaczyć, gdyż po jego stronie drzwi wyglądały normalnie.
Uspokojeni cofnęli zaklęcie i otworzyli mu. Gdy tylko znalazł się w środku, natychmiast zabarykadował drzwi zaklęciem i upewnił się, że nikt ich nie podsłucha.
Co się stało? – Sabrine z powrotem usiadła na swoim miejscu, jednak cały jej dobry humor wyparował.
  Dumbledore gadał o was z profesor Vin.
Popatrzyli na niego zdziwieni. Profecor Nicolletta Vin była nauczycielką wróżbiarstwa – starą oszustką, którą trzymano w Hogwarcie jedynie z litości i braku innych kandydatów. Ubierała się w kolorowe szaty, a na ramiona zawsze zarzucała pstrokate chusty. Często nosiła także dziwaczne kapelusze bądź tiary oraz mnóstwo kolorowej, tandetnej biżuterii. Dodatkowo pachniała starymi, duszącymi perfumami, przez które nikt nie chciał siedzieć w pierwszej ławce przed jej biurkiem.
Czego od niej chciał?
- Pytał ją, czy potrafiłaby wywróżyć czyjąś przyszłość – odpowiedział Dorian, siadając na parapecie. – Konkretnie twoją – dodał, wbijając wzrok w Sabrine.
Avada otworzyła szerzej oczy, wpatrując się w niego z rosnącym zainteresowaniem. Nie sądziła, że ktoś taki jak Albus Dumbledore wierzył w przepowiadanie przyszłości. Poza tym każdy w szkole wiedział, że Vin pozbawiona jest jakiegokolwiek daru jasnowidzenia. Nie miała nawet zwykłego przeczucia.
Imperio zwerbalizował jej myśli, na co Dorian wzruszył ramionami.
Mówię, co widziałem. Vin powiedziała, że musiałaby się odpowiednio do wszystkiego przygotować i odprawić jakiś rytuał. To chyba wystarczająco go zniechęciło, bo miał minę, jakby w myślach planował wywalenie jej ze szkoły.
Wyświadczyłby tym wszystkim nie lada przysługę – mruknęła pod nosem Crucio.
Avada przytaknęła skinieniem głowy, zastanawiając się, czego dyrektor od niej chciał. Od dawna ingerował w jej przyszłość. Wiedział, że jego rodzice pytają go o wszystko. Czy posłać ją do Hogwartu, czy pozwolić przyjaźnić się z resztą Niewybaczalnych, czy znaleźć jej męża. Od zawsze Dumbledore był obecny w jej życiu, co niesamowicie ją denerwowało. Nie miała pojęcia, dlaczego tak jest i co więcej nie była w stanie się tego dowiedzieć, co jeszcze bardziej wyprowadzało ją z równowagi.
Zastanawiało ją, czy dyrektor w końcu się poddał i nie chciał już ingerować w jej przyszłość, a jedynie ją poznać, by móc przygotować się na jej nadejście. Z jednej strony miała nadzieję, że tak właśnie było, bo to oznaczało uwolnienie się od niego, z drugiej bała się tego. Gdyby jej los mu się nie spodobał, mógłby zawczasu ją zabić.
 Sabrine wróciła myślami do rzeczywistości. Siedziała w miękkim fotelu przy oknie w domu Painów. W dłoni obracała swój medalion z feniksem, przyglądając się, jak blask księżyca odbija się od miniaturowych rubinów. Ze wspomnień wyrwał ją przeszywający ból lewego przedramienia. Popatrzyła na nie. Na skórze pojawił się ledwo widoczny Mroczny Znak. Wyglądał, jakby znajdował się pod skórą dziewczyny i przebijał przez jej cienką warstwę.
Nie miała ochoty odpowiadać na wezwanie swojego pana. Wolała ten wieczór spędzić na wspominaniu i użalaniu się nad sobą, jednak palący ból jej na to nie pozwalał. Z mocno bijącym ze strachu sercem wstała i zabrawszy różdżkę z szafki nocnej, teleportowała się wprost do gabinetu Czarnego Pana. Spodziewała się zastać tam pozostałych członków Wewnętrznego Kręgu, jednak w pomieszczeniu znajdowała się tylko ona i siedzący za biurkiem naprzeciwko niej Lord Voldemort. Czarnoksiężnik lustrował ją swoim czerwonym wzrokiem. Po chwili skrzywił usta w dziwnym grymasie i machnął różdżką.

---

Naprawdę przepraszam za tak długą nieobecność. Mam kilka rzeczy na swoje usprawiedliwienie, ale pewnie nikogo one nie obchodzą, więc ograniczę się do "bardzo, bardzo, bardzo przepraszam".

Mam dwie koncepcje na to opowiadanie i w sumie  nie wiem, co wybrać. Nie będę Wam tu spojlerować, dlatego jedynie zapytam, czy wolelibyście, gdyby te opowiadanie było jak najbardziej kanoniczne czy też nie. Jeden z pomysłów zakłada, że kanon serii Rowling nie zostanie zmieniony. Czyli blog będzie trwał do zniknięcia Voldemorta,  wydarzenia i fakty z książek nie będą w większości zmienione, a fanfiction rozpocznie się ponownie dopiero podczas bitwy o Hogwart. Natomiast drugi z pomysłów zachowa większą część fabuły z pierwszych pięciu książek wymyślonej przez pisarkę, jednak pojawią się zmiany np. Harry nie będzie mieszkał z Dursley'ami. Natomiast 6 i 7 część nie będzie raczej brana pod uwagę.
Piszcie w komentarzach, którą wersję byście woleli. Postaram się także utworzyć ankietę dla tych, którzy nie lubią komentować.

Życzę miłej lektury :)

16 komentarzy:

  1. Wii wylądowałam! Jejuuu ale teksnilam za tym blogiem *.*
    So... Początek, a ty już nas wrzucasz na głęboką wodę. To takie dziecko, zwane mną, miało kompletne WTF na twarzy, ale ogarnęłam.
    O Jezu Dorian. Jak ja uwielbiam tą postać i sposób w jaki go ukazujesz *.* Czy mój wielki ship ma szansę stać się kanonem?? ^^ (oczywiście ten obok Maleca, bo Malec to życie, szczególnie serialowy xd)
    Lubię też to jak przedstawiłaś Roseira. Jedno z niewielu światełk w tunelu śmiercioźercow z tego co widzę... Ale no cóż wszędzie się taki znajdzie i mi się to podoba, tak samo jak ten pojedynek z Potterami i Moody'm. Flashback też z kolei mnie zainteresował, ale... Jak ty mnie mogłaś zostawiać w takim momencie?! Przysięgam, jeśli będę musiała czekać kolejne dwa miesiące...
    Odpowiadając na twoje pytanie... Nwm. Sama wiesz, że ja piszę coś co jest jakby dodatkiem do kanonu, zmieniam tylko niewielkie rzeczy, co jest jednocześnie pomocne jak i złe. Może napisz sobie rozdział próbny z każdego kanonu i sprawdź w czym czujesz się lepiej, na co masz więcej weny?
    Btw składały się gdzieś dwie literówki, ale no już tak długo czekałam, że nie chce mi się ich wypisywać, bo też całkiem mało ich było, ale jedna prawie całkowicie mi zmieniła zdanie i nie wiedziałam o co chodzi... Mianowicie: "Wiedział, że jego rodzice pytają go o wszystko." Coś mi tu nie pyklo...
    W każdym razie... Życzę duuużoo weny i czasu!! ^^
    Sonia
    P. S. W odległej przyszłości zajrzyj jeszcze czasem do mnie, co? :c

    OdpowiedzUsuń
  2. A właśnie się zastanawiałam, co robić, żeby się nie uczyć. XD Odpowiedź nadeszła jak z nieba. XD
    Hmm, to może najpierw odnośnie notki od autora, zawsze to czytam na samym początku. Ja bym chyba wolała większe odstępstwo od kanonu. Z czysto prozaicznego powodu — sama idę niemalże równo z fabułą z książek, więc już trochę mi się przejadło. No i to zawsze ciekawiej (Harry nie mieszka u wujków! To już konkretna zmiana, chcę ją poznać). A gdybyś szła równo z kanonem, Voldzio i śmierciożercy pożegnaliby się ze światem? Bo końcówka już taka wiadomo. Na granicy kanonu, bo nic po niej nie ma.
    Epilog się nie liczy, jest mega rakowy, a Harry nazwał swoje dzieci, jakby był psychofanem „Harry'ego Pottera”. Lockhart miał rację, ego Harry'ego jest przeogromne. XD
    A teraz wkraczam w rozdział, bo jestem cholernie ciekawa, co to za scena, która zagięła czasoprzestrzeń, dzięki czemu w miesiącu mieliśmy tylko jeden wtorek.
    Myślałam, że wydarzyła się jakaś straszliwa bitwa, pojedynek na śmierć i życie, ale Sabrine po prostu... przyćpała. XD
    „Domyślając się, że dziewczyna nic nie pamięta” — nie pamięta. Czas teraźniejszy, a powinien być przeszły.
    Mówiłam już, jak się cieszę, że piszesz nie tylko o niecnych czynach śmierciożerców, ale i Zakonników? Wiadomo, nie ma co przesadzać i zwalać wszystko na Dumbledore'a, ale to oczywiste, że podczas wojny wszystkie chwyty są dozwolone. Wątpię, żeby Zakonnicy byli tak kryształowo czyści, brali wszystkich na żywca i wzdragali się przed porwaniami, torturami albo uważali, żeby przypadkiem nie drasnąć jakiegoś śmierciożercy Diffindem. Dlatego dobrze, że pokazujesz Zakonników nie w pełnym blasku światła, ale trochę przybrudzonych. Jak to na wojnie. To jest super i nie mam co do tego żadnych zastrzeżeń.
    Wydaje mi się, że po tym, co odwalili Zakonnicy, Sabrine i Dorian nie mają już wątpliwości, po której stronie staną, jeśli przyjdzie im wybierać. Zastanawia mnie tylko jedno: co Dumbledore i spółka chcą osiągnąć, łapiąc ich? Chcą ich zabić? A może są na tyle bezczelni, żeby spróbować ich przekonać do dołączenia do Zakonu? O, np. Imperiusem albo czymś innym.
    Już Ty wiesz, co ja chcę tu teraz wkleić. XD
    „– Byliście jak te maki i chabry.
    Popatrzyła na niego zaskoczona.
    – Co ty pleciesz?” — <3
    Minę Sabrine wyobraziłam sobie właśnie taką:
    http://i0.kym-cdn.com/photos/images/newsfeed/000/173/576/Wat8.jpg?1315930535
    Tak, wiem, podniosła scena, chwila na retrospekcję i poważną rozmowę o przeszłości i uczuciach, ale to Dorian zabrzmiał, jakby podczas łazienkowego posiedzenia Sabrine coś przyćpał. XD
    Eliksir z Sabrine. Zgniłam. XD
    Chociaż w sumie... eliksir wielosokowy to niejako eliksir z człowieka, jeśli zawiera jego włos...
    ROSIER. <3 Jezu, nareszcie. *O*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja tez tak sobie wyobraziłam jej minę xd wsumoe ta scena miala wyjść bardziej zabawnie niż podniośle xd

      Usuń
  3. Zastanawiam się, czy przywileje Doriana (i analogicznie brak przywilejów Sabrine) nie wiązał się z dyskryminacją płciową. To w końcu nie XXI wiek, a śmierciożercy i ogólnie czarodzieje (a ci czystokrwiści to już w ogóle) byli raczej tradycjonalistami, możliwe, że jeszcze coś z uprzedzeń im zostało. Zwłaszcza w kwestii zaufania. Gdzieś czytałam, że za czasów Henryka VIII kobiety traktowano jako totalnie niegodne zaufania. Że niby natychmiast wszystko wypaplają. XD
    Mała poprawka. Ich zadaniem było nakłonienie I rzucenie Imperiusa na urzędnika. XD Po co się pierdolić?
    A tak baj de łej... To wszystko dzieje się jeszcze przed upadkiem Voldka (no woooow XD), w sumie podczas jego największej w tamtych czasach potęgi... Jak on właściwie wygląda? Okej, ma czerwone oczy, to już wiemy. Ale co z resztą? Bo wiadomo z kanonu, że nosa pozbył się dopiero po odrodzeniu, ale zanim pofatygował się do Potterów, jego rysy twarzy już się zmieniały. Był już łysy? Chyba tak, nie chciał zostawiać włosów, które mogłyby zostać użyte do eliksiru wielosokowego. Ale już był taki biały? Miał żyłki na łepetynie? Swoją drogą... Fiennes miał cholernie jajowatą głowę, to się bardzo rzucało w oczy. Zwłaszcza w HP5.
    Sabrine taka urocza, pomyślała, że Voldek jest na tyle ślepy, żeby nie zauważyć, że wyrwała się do ataku, burząc ich szyk. XD
    Ooo, czyli to Moody. Onieonieonie, czy to będzie chwila śmierci Rosiera? ;_; Za to Moody ze swoim pytaniem cholernie błyskotliwy, wygląda na to, że dopiero utrata części nosa, oka i nogi w przyszłości nauczy go, że takich pytań nie zadaje się Czarnym Panom czy innym szwarc charakterom. XD
    „Nie obchodziło ją, co dzieje się z resztą” — działo.
    Aha, czyli tak Moody stracił nogę. Taką mam nadzieję, bo zapachniało mi kanonem. XD Ale podobała mi się akcja z samochodem, typowo w voldkowym stylu. Aż przypomniała mi się scena z filmu HP7 cz. I, kiedy Harry w ostatniej chwili zwiał z Hagridem, a Voldek się wkurwił i powywalał wszystkie słupy wysokiego napięcia. Dość spektakularnie. ;>
    Okej, zgaduję. Czy najtrudniejszą sceną była ta pisana kursywą? Na drugim miejscu stawiam pojedynek z Moodym i Potterami.
    Podobają mi się takie wstawki z przeszłości. A najbardziej z czasów szkolnych, zwłaszcza kiedy główna oś fabuły jest osadzona w wojnie. Nie muszą być stricte retrospekcjami, wystarczą same krótkie wstawki, ale takie skoki w przeszłość czynią postacie bardziej wielowymiarowymi, pokazują, że bohaterowie nie żyją tylko tu i teraz, ale mają jakąś przeszłość, a my nie poznajemy ich jako białe kartki czekające na zapisanie.
    I na koniec formalnie: „przyglądając się, jak blask księżyca odbija się” — odbijał.
    No to żeś skończyła. W idealnym momencie. Taak, ja pewnie też bym tu urwała. Ale mam nadzieję, że na kolejny rozdział nie będziesz kazała tyle czekać. 11 listopada i 30 stycznia? Serio? Nawet ja nie mam takich przerw. XD Zwłaszcza że urwałaś w bardzo... hmm... NIEDOGODNYM dla czytelnika miejscu. XD
    *ciche westchnienie*
    Czy nastanie taki dzień, kiedy zmieszczę się w jednym komentarzu?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mialam Ci napisac zebys wpadla na nowy rozdzial w wolnej od nauki chwili a odciagnelam Cie od ksiazek calkowiecie xd
      Rosier byl specjalnje dla Cb bo wspomnialas kiedys o nim w komentarzu xd
      Najgorzej mi sie pisalo scene gdzie Voldek gada z potterami i moodym. Poczatkowo cala 4 wyszla na kretynow. Na szczescie w ostateczniej wersji tylko moody jest malo kapliwy.
      Czemu ja zawsze nachrzanim w tym terazniejszym? A czytalam przed publikacja i sprawdzlam tekst pod tym wzgledem...
      Tez mam ochote na cos poza kanonem. Co prawda wole bardziej kanoniczne opowiadania ale chyba juz mi sie troche znudzily.
      Zawsze mam cos dodac o tym czemu voldek wyglada jak wyglada i zapomne. Nadal nie wyjasnilam czemu raz jest wezowaty a raz przypomina Toma. Musze sb zapisac zeby to wyjasnic xd

      Usuń
  4. Nie no postaram sie dodawać rozdziały przynajmniej raz w miesiącu. Mam wielkie plany na ferie obejmujące napisanie kilku rozdziałów na zapas.
    W sumie ten blog miał byc tez takim dodatkiem bo jestem zwolenniczką "kanonicznych" fanfikow ale ostatnio strasznie mam ochote calkowicie zmienic fabule dwoch ostatnich ksiazek serii. No ale zobaczymy co mi sie urodzi xd
    Zajrzę! Jak znajde czas na zycie xd
    Pozdrawiam ;*

    OdpowiedzUsuń
  5. Rozdział bardzo mi sie podobał. Trochę wrzuciłaś czytelników na głęboką wodę, ale to jest dobra cecha tego tekstu. Zaciekawiłaś mnie jak przedstawiłaś Śmierciożerców. Liczę na dalszą część opisu zwolenników Czarnego Pana.
    Jeżeli chodzi o twoje pytanie, to sama nie wiem. Może wybierz wersję, którą lepiej ci się pisze.
    Pozdrawiam i życzę weny.
    All the love xxx
    http://queen-of-life-and-deathff.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  6. Cześć ! :D
    Dziękuję za powiadomienie, od tego zacznę na wstępie. Czekałam na ten rozdział, a jednym z powodów była ciekawość, dotycząca relacji Avady z Dorianem. Według mnie, pasują do siebie. On troszczy się o nią, na swój własny sposób i to właśnie mi się podoba. Ogólnie bardzo lubię jego postać :D
    Rozumiem, że prowadzenie bloga, nie bywa łatwe. Wiem to sama po sobie. Nie każdy z nas, piszących, ma po 14, 15, czy 16 lat i oprócz zadań domowych nic innego do roboty. Blogerzy to także my, ludzie dorośli! Mamy swoje obowiązki, pracę, dom.., a pisanie jest dla nas niczym odprężające hobby. NIE CHCĘ NIKOGO OBRAŻAĆ! Nie, po prostu bądźmy wyrozumiali! Jeśli ktoś długo zwleka z rozdziałem, to nie musi od razu oznaczać, że porzucił bloga. Chyba każdemu autorowi zależy na tym, by dać czytelnikowi dobrze napisany rozdział, od deski do deski sprawdzony. Szanujmy się nawzajem! :D :D :D
    Moja droga, rozdział bardzo przypadł mi do gustu. Czekam na kolejny epizod. Pozdrawiam :* !

    OdpowiedzUsuń
  7. Dorian w odpowiednim momencie przyszedł po Sabrine. Nie wiadomo czy w takim stanie mogłaby walczyć, a dzięki niemu udało jej się uciec. W ogóle podoba mi się opis relacji Doriana i Sabrine. Myślę, że dobrymi przyjaciółmi mogliby być.
    Sabrine i Dorian są w Wewnętrznym Kręgu, ale śmierciożercy bardziej jemu ufają niż jej. Ciekawe czym to jest spowodowane.
    Nie dziwię się Sabrine, że zaatakowała Moody'ego. Może miał to być początek zemsty za śmierć przyjaciół. I czy w tej walce Moody straci nogę i oko? Bo na to mi wygląda.
    Sabrine chciała sobie powspominać lata szkolne, ale Voldemort jej w tym przeszkodził. Ciekawe dlaczego ją wezwał.

    Czekam na kolejny rozdział.

    OdpowiedzUsuń
  8. Pierwsza część - nie spodziewałabym się, że po przedawkowaniu eliksiru snu można mieć takie efekty uboczne. Dobrz,e że Dorian pojawił się w takim momencie. Jak dla mnie to on pewnie od dawna nie czuje wobec Sabrine jedynie przyjacielskich uczuć (wlaściwie to pewnie i w szkole już tak było... a ten fragment z przeszłości tylko to potwierdza moim zdaniem). podejrzewam, że o ona zaczyna czuć cos innego, ale raczej nie chce się do tego przyznać. wiadomo, co uważa o ukazywaniu uczuć. tutaj i tak wiele ich pokazała... To, co ona przezywa, jest przerażajace i naprawdę nikt nie powinien... Najlepiej by było, jakby nie stała po żadnych ze stron, prawda? James i ludzie mu podobni - rozumiem go, ale prawdą jest, że on prawdopodobnie nie widzi pewnych rzecyz. NIe widzi, że zło nie zawsze jest złe, adobro dobre. Nie chodzi mi bynajmniej o wybielanie kogoś takiego jak Voldemort, który jest po prostu okrutny i którego trzeba powstrzymać, ale bardziej o to, ze ani nnie można powiedzieć, by Zakon był nieskazitelny (to nie byłoby wręcz mozliwe) czy o to, ze nie wszyscy smierciożercy są z gruntu źli. Chciałabym, aby Sabrine mogła od niego odejść, serio, i Dorian też; podejrzewam, że Dorian jest tam tylko,aby ją chornić, może rodzinę tez; raczej nie jest zainteresowany niszczeniem szlam i mugoli. Co do Twojego pytania ja ogólnie lubię kanon i chyba bardziej byłabym własnie za nim, ale z drugiej strony bardzo mni intruguje, jak zmieniłabyś wydarzenia i chyba jednak to drugie wygrywa :D:D
    Zapraszam serdecznie na niezaleznosc-hp.blogspot.com Jestem ciekawa Twojej opinii

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bardzo dziekuję za komentarz! Los Sabrine i Doriana jest juz zaplanowany przeze mnie i ...no coz... nie bedzie im latwo :P
      Zajrze do Ciebie. Nie mam pojecia kiedy ale zajrze jak tylko znajde chwile :D

      Usuń
  9. Łojoj, rozdział niemal walentynkowy. XD

    OdpowiedzUsuń
  10. Chyba jestem za drugą opcją - czyli niekanonicznie :-D
    Ahhhh... chcę więcej!
    Lecę łapać kolejny rozdział bo mnie rozsadzi z niecierpliwosci xD

    OdpowiedzUsuń