Rok 1938
– Riddle, Tom!
Wyjątkowo wysoki, blady chłopiec o kruczoczarnych włosach wystąpił przed
szereg przelęknionych pierwszorocznych. Tylko on jeden z nich wszystkich nie
nosił śladu strachu. Szedł dumnie, z uniesioną głową. Usiadł na stołku, jakby
ten nagle stał się tronem, na którym właśnie zasiadł pan wszystkich
zgromadzonych. Nim tiara zdążyła zasłonić jego ciemne oczy, obrzucił salę
chłodnym spojrzeniem.
– Kogóż my tu mamy! – Zakrzyknął głos w jego głowie, a on wzdrygnął się
ledwie widocznie. – O tak, wiem, kim jesteś. Ambicja… o tak, ...i spryt,
nie ma wątpliwości… i pragnienie władzy... wszystko to, co charakteryzowało
twego przodka.... Nie ma wątpliwości, gdzie cię przydzielić…
– Slytherin! – Tym razem tiara wrzasnęła na całą salę.
Kiedy tylko została zdjęta z jego głowy, wśród wiwatów i oklasków
dobiegających z prawej strony, dołączył do innych uczniów swojego domu. W
głowie jednak pobrzmiewały mu nadal słowa tiary. Czy to możliwe, by jego
przodek był czarodziejem i to uczącym się tu, w Hogwarcie? A może to tylko
stary kapelusz, który plecie głupstwa? Koniecznie musiał się tego dowiedzieć.
Rok 1969
Znudzona pierwszoklasistka wpatrywała się w magiczne sklepienie Wielkiej
Sali. Starsze rodzeństwo, które ukończyło już Hogwart opowiadało jej i ich
młodszej siostrze o wielu wspaniałościach zamku, jednak ich słowa nie oddawały
owego piękna. Piękna, które szybko znudziło się dziewczynce, czekającej na
wywołanie swojego nazwiska. Chciała już usiąść i zacząć ucztę. Niestety, wiele
nazwisk jeszcze nie zostało wyczytanych z długiego zwoju, a talerze świeciły
pustkami.
Zakręcając jeden czarny, zbłąkany lok na palec, rzuciła okiem na
zagryzającą dolną wargę dziewczynkę obok. Jej czekoladowe oczy były wielkie i
igrały w nich iskierki strachu. Wykonywała wciąż dziwne gesty. Raz tupnęła
cicho nogą, raz ugięła kolana i błyskawicznie je wyprostowała, przeczesała
swoje złote niczym pszenica włosy. Dziewczynka poczuła iskierkę zazdrości,
patrząc na te ostatnie. Zawsze chciała mieć tak długie i proste jak jej
sąsiadka. Mimowolnie poczuła niechęć do niej.
Przeniosła zielone spojrzenie na wysokiego chłopca, który właśnie położył
jej przestraszonej towarzyszce dłoń na ramieniu i uśmiechnął krzepiąco, mimo że
i w jego spojrzeniu widać było niepokój. Zaskoczona jedenastolatka popatrzyła
na niego i widząc ten gest, sama się uśmiechnęła i jakby trochę uspokoiła.
Chłopak zabrał rękę, obojętny na uszczypliwe uwagi kolegów. Utkwił swoje piwne
oczy w siedzącym właśnie na stołku uczniu. Jego też czarnowłosa nie polubiła.
Wydawał się zbyt miły i nijaki.
– Grich, Sabrine! – Podskoczyła słysząc swoje nazwisko. Natychmiast
podeszła do stołka, czując, jak nagle wywracają się jej wszystkie wnętrzności.
Zalała ją fala ekscytacji pomieszanej z przerażeniem.
Co jeśli nigdzie nie będę pasować? Jeżeli odeślą mnie do domu?
Usiadła na stołku. Po chwili tiara spoczęła na jej głowie i usłyszała głos,
który lekko ją wystraszył.
– Co my tutaj mamy… panna Grich… ambitna, pracowita i lojalna tym, których
kocha… jednocześnie bezlitosna dla wrogów… o… będziesz kimś wielkim, tak… a
wielkość zapewni ci…
– Slytherin!
Sabrine poczuła, że niewielki ciężar zniknął z jej głowy i niemal biegiem
dotarła do właściwego stołu. Czuła niewyobrażalną ulgę, ale i niepokój. Z
jednej strony bała się reakcji rodziców na wieść o jej przydziale. Z drugiej
przez następne dziesięć miesięcy nie zobaczy apodyktycznych rodziców i nie
będzie musiała słuchać o wspaniałości Albusa Dumbledore’a.
Dopiero po chwili dotarło do niej, że wszyscy uśmiechają się do niej i
klepią ją po plecach. Zobaczyła wokół siebie uśmiechnięte twarze i po raz
pierwszy poczuła, że jest w prawdziwym domu.
W tym czasie wysoki czarodziej wywołał z tłumu pierwszorocznych “Huntera,
Leonarda” i nałożył na jego jasnobrązowe włosy olbrzymią tiarę. Prawie od razu
usłyszał w swojej głowie głos:
– Sprytny… wychowany wśród mugoli, w sierocińcu… tak...to wpłynęło na
ciebie... zdolny przekonać wszystkich do swojego zdania… tak, tak… spokojny,
ale to pozory… widzę drzemiący w tobie ogień… i odwagę, ale i potencjał… wiem,
gdzie pasujesz idealnie…
– Slytherin!
Rozbrzmiały oklaski, do których dołączyła również Sabrine. Za nic nie
chciała odstawać od grupy nowych znajomych.
Leo usiadł nieopodal i uśmiechnął do tych, którzy podali mu rękę i
przedstawili się, witając go w nowym domu. A właściwie jedynym, jakim miał. Nie
wiedział, skąd ten stary kapelusz wiedział, że pochodzi z mugolskiego
sierocińca, ale taka była prawda. Nigdy nie zaznał rodzinnego szczęścia, mimo
że w domu dziecka robiono wszystko, by był szczęśliwy. Miał nadzieje, że
Hogwart stanie się jego domem a jego uczniowie - rodziną.
Napotkał jasnozielone tęczówki należące do “Grich, Sabrine”. Znał ją. Poznali
się na peronie 9 i ¾ i raczej nie zapałali do siebie sympatią. Wydawała mu się
arogancka w swoim wykwintnym, eleganckim stroju i z dziwnym uśmiechem.
Zwrócił twarz w stronę szczupłej, nieco od niego niższej, dziewczyny o
złotych włosach. Właśnie ją wywołano.
– Pain, Doris!
Nim usiadła na stołku, odszukała wzrokiem Leo, który uśmiechnął się do niej
promiennie i uniósł w górę kciuki. Poczuła się nieco lepiej. Na lekko drżących
nogach podeszła do stołka, usiadła i pozwoliła nałożyć sobie na głowę tiarę.
– Kolejna z Painów – zakrzyknął kapelusz, a ona aż podskoczyła. – Lękliwa… ale wykaże się odwagą, kiedy będzie
trzeba.... otwarty umysł… inteligencja i chęć bycia najlepszym… ambitna i
sprytna… mimo że nienawidzisz węży, to i tak najlepszy będzie dla ciebie…
– Slytherin!
Doris zerwała się na równe nogi, ściągnęła z głowy tiarę i oddała ją
czarownicy. Następnie pobiegła w stronę oklaskujących ją uczniów Domu Węża.
Usiadła przy Leo, który zrobił jej miejsce. Była wdzięczna, że tydzień temu
poznała go na Pokątnej. Szybko się zaprzyjaźnili i dzięki temu nie czuła się w
zamku tak samotnie, jak myślała. Mimo że jej rodzice byli
śmierciożercami, ani trochę nie przeszkadzało jej, że chłopak może być
mugolakiem. Wychował się w sierocińcu i nie znał swoich przodków, ale skoro
przydzielono go do Slytherinu, musiał mieć w sobie krew czarodziejów. Tylko
jakie to miało znaczenie?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz