Sabrine
zbiegła po drewnianych, skrzypiących schodach, niemal spadając z dwóch
ostatnich. Przeklinając i złorzecząc na złośliwość rzeczy martwych, dotarła do
kuchni, z której ulatniał się zapach smażonych jajek i bekonu. Z zadowoleniem
zauważyła, że drewniana łyżka nakładała śniadanie na leżący na stole talerz. Po
chwili wraz z pustą patelnią pofrunęły do zlewu, gdzie zostały wyczyszczone
przez gąbkę i płyn do naczyń.
Sabrine
usiadła na wolnym krześle i gestem przywołała do siebie widelec. Nim jednak
zdążyła cokolwiek zjeść, do kuchni wpadł Dorian z najnowszym numerem Proroka
Codziennego w ręku. Rzucił go na stół bez słowa, stukając palcem w pierwszą
stronę. Jednak zamiast na nią Sabrine spojrzała czujnym okiem na swojego przyjaciela.
Jego skóra na twarzy przybrała lekko zielony odcień, a usta zaciskały się w
wąską linie, jakby zbierało mu się na wymioty.
Zaintrygowana
tym dziewczyna rzuciła okiem na artykuł, opatrzony wielkim nagłówkiem: „Kolejny
akt barbarzyństwa”. Tuż pod nim umieszczone zostało zdjęcie przedstawiające
ulicę Pokątną przed Bankiem Gringotta we wczesnych godzinach porannych. Na
całym widocznym obszarze lewitowały dynie, co nieco zdziwiło Sabrine. Do Nocy
Duchów zostały jeszcze dwa tygodnie. Kolejnym niepasującym elementem,
rzucającym się od razu w oczy, był zielony Mroczny Znak unoszący się na niebie.
Jedna
z dyń nagle obróciła się na wietrze, przykuwając uwagę kobiety. Przyjrzała się
jej dokładnie i wrzasnęła, podrywając się gwałtownie z miejsca i wywracając krzesło,
na którym przed chwilą siedziała. Dopiero teraz uświadomiła sobie, co dokładnie
widziała. To, co unosiło się nad ulicą, wcale nie było dyniami, ale oderwanymi
od tułowia głowami. Ludzkimi głowami.
Wybiegła
z kuchni i niemal wywarzając drzwi łazienki, dopadła do sedesu. Pochyliła się
nad nim w odruchy wymiotnym, w duchu dziękując, że nie zdążyła nic zjeść. Jej brzuch wywinął salto i
podjechał pod gardło, próbując wydostać się na zewnątrz. Zakręciło jej się w
głowie, więc zacisnęła oczy, starając się głęboko oddychać, ale na niewiele się
to zdało. Nadal miała wrażenie, że za chwile zwymiotuje własnymi
wnętrznościami.
Poczuła
nacisk na plecach, co wywołało u niej wzdrygnięcie. Dorian kucnął przy niej i
przyciągnął do siebie. Chciała go odepchnąć, ale jej ciało nie było zdolne do
najmniejszego ruchu. Czarodziej widząc stan, w jakim nagle się znalazła, mocno
się zmartwił. Nie spodziewał się po niej takiej reakcji. Zawsze uważał ją za
twardą osobą, niepotrafiącą okazywać swoich uczuć. Dziewczyna potrafiła utrzymać
kamienną twarz nawet w najtrudniejszych momentach. Zaistniała sytuacja
przypomniała Dorianowi, że wbrew wszelkiemu wyobrażeniu, Sabrine była jedynie
człowiekiem.
Chwilę
zajęło jej doprowadzenie się do porządku. Przy pomocy Doriana podniosła się z ziemi
i podeszła do umywalki. Przemyła usta wodą i obmyła sobie nią twarz, starając
się przy tym nie spojrzeć w lustro. Nie chciała widzieć swojej bladozielonej
skóry ani tęczówek, których prawie nie było widać, gdyż całe zakrywały
rozszerzone źrenice. Miała świadomość tego, jak żałośnie wygląda – przerażona,
na granicy histerii. Nie wiedziała, dlaczego zareagowała tak a nie inaczej na
fotografię. W swoim życiu widziała już wiele makabrycznych scen. Zazwyczaj to
Crucio wrzeszczała i wymiotowała, kiedy widziała coś tak okrutnego. Sabrine
szydziła wówczas z niej, zupełnie nieporuszona.
–
Kto umieszcza coś takiego w gazecie?! – wrzasnęła, kiedy w końcu odzyskała
kontrolę nad głosem. – Przecież to czytają dzieci!
–
Na zdjęciu było zaklęcie i ostrzeżenie przed zawartością. Trzeba było stuknąć w
nie różdżką, żeby się pokazało – pospieszył z wyjaśnieniami, prowadząc ją do
kuchni i pomagając z powrotem usiąść na krześle, który wcześniej przewróciła.
Sięgnął
po gazetę, żeby Sabrine nie musiała więcej na nią patrzeć, ale kobieta była
szybsza. Przesunęła ją do siebie, by przeczytać artykuł, jednocześnie pilnując
się, żeby nie zerknąć w górę strony. Wystarczająco się skompromitowała.
Tekst
nie zawierał szczegółów, a jedynie kilka znanych wszystkim ogólników. Nie
potrzeba było śledztwa, by wiedzieć, kim są sprawcy i ich ofiary. Mroczny Znak
na niebie obwieszczał, że jest to dzieło śmierciożerców, natomiast napisy na
czołach brutalnie zamordowanych mówiły same za siebie: „szlama”, „zdrajca
krwi”. Poza tym nic więcej nie było
wiadomo, a aurorzy badający sprawę zapewniali, że dołożą wszelkich starań, by
więcej się to nie powtórzyło.
Sabrine
odłożyła gazetę i przetarła ze znużeniem oczy. Wszystko odbywało się według
podobnego schematu, jak we wszystkich tego typu akcjach ludzi Voldemorta:
śmierciożercy dopuszczają się strasznej zbrodni, ale nikt nie wie, kim
dokładnie są, ofiary to ludzie z wątpliwym statusem krwi bądź ich obrońcy,
ministerstwo zajmuje się sprawą, zapewniając, że więcej do tego nie dojdzie, po
czym mają miejsce jeszcze straszniejsze rzeczy.
Większość
czarodziejów już dawno przestała wierzyć w zapewnienia ministerstwa i trudno
było im się dziwić. Nastały czasy, w których ludzie bali się wychodzić z domów
i nie ufali nawet własnym sąsiadom. Brutalne morderstwa i nagłe zniknięcia
nikogo już nie dziwiliby, jednak nadal wywoływały potężną falę strachu. Ludzie
bali się o siebie i swoich bliskich, modlili się, by nikt z ich grona nie
znalazł się na liście zamordowanych.
Sabrine
trudno było uwierzyć, że tego wszystkiego dokonał jedne człowiek. Wielu mówiło,
że to ona nie ma serca i sumienia, jednak w porównaniu z nim była prawdziwym
aniołem. Ona z całą pewnością nie miałaby w sobie tyle okrucieństwa, by dokonać
czegoś tak okropnego. Przerażało ją to, ale mimowolnie, choć niechętnie
przyznawała to sama przed sobą, czuła do czarnoksiężnika respekt i podziw.
Musiał być naprawdę potężny, skoro zdołał sparaliżować całe społeczeństwo
czarodziejów i to w tak krótkim czasie.
Ona
również marzyła o potędze. Nie chciała władać światem jak Voldemort, ale
pragnęła wzbudzać respekt i podziw w sercach innych ludzi. Tyle razy była
poniżana i niezauważana, że pragnęła w końcu wznieść się ponad innych i dokonać
czegoś wielkiego. Odkąd poznała Imperio i Crucio, żyła w przekonaniu, że razem
osiągną ową wielkość i sławę. Choć postanowili w tej wojnie zachować
neutralność tak długo, jak tylko się dało, Sabrine doskonale zdawała sobie
sprawę, że jej przyjaciele marzą, by to oni byli tymi, którzy pokonają Czarnego
Pana. Teraz wiedziała, że to nigdy się nie stanie. Jednak mimo wszystko Sabrine
postanowiła, że społeczeństwo ją zapamięta. Jej przyjaciele nie żyli, ale ona
tak. Co prawda nie osiągnie wielkości i sławy, zabijając Voldemorta, ale nic
nie stało na przeszkodzie, żeby czarodzieje zapamiętali ją jako mordercę
najpotężniejszego czarodzieja swoich czasów – Albusa Dumbledore’a.
***
Sabrine usiadła i z udawaną uwagą spojrzała na swoją matkę.
– Zrób to, Sabrine. – W ponaglającym głosie
kobiety wyraźnie pobrzmiewało napięcie.
Dziewczyna teatralnie westchnęła i wyciągnęła przed siebie lewą rękę.
Obróciła ją wierzchem do góry, drugą chwytając końcówkę rękawa. Zaczęła go
pieczołowicie podwijać, wcale się przy tym nie spiesząc. Wiedziała, że to
zdenerwuje kobietę. Miała też świadomość, że zachowuje się dziecinnie. Nie
umiała jednak odmówić sobie patrzenia, jak jej rodzicielka coraz bardziej
marszczy czoło i mruży oczy, by w końcu w dwóch krokach doskoczyć do córki,
chwycić delikatną dłonią jej nadgarstek i z całej siły szarpnąć rękaw w górę.
Do ich uszu dotarł dźwięk dartego materiału, a po chwili nieudolnie stłumione
westchnienie ulgi.
– To była jedna z moich ulubionych szat. – Sabrine zmarszczyła nos z niezadowoleniem.
Oczywiście kłamała. Jej półki uginały się od podobnych kreacji, które były
jej zupełnie obojętne. Nigdy nie przykładała wagi do ubioru, a już na pewno nie
darzyła sentymentem żadnej z szat. Mimo wszystko postanowiła udawać śmiertelnie
obrażoną. Już podniosła głowę, by popatrzeć na oblicze matki i rzucić kolejną
sarkastyczną uwagę, kiedy dostrzegła wyraz jej twarzy.
Zaciśnięte w wąską linię usta wydawały się drżeć, a ich kąciki opadać ku
dołowi. Do tej pory zmrużone oczy ciskające piorunami złagodniały i
zwilgotniały. Blask, który prawie cały czas w nich gościł, zniknął. Kątem oka
dostrzegła, że ręce kobiety drżą, a ona sama po chwili zaczęła się trząść.
Nagle z jej ust wydobył się płaczliwy dźwięk przypominający krzyk rozpaczy,
wściekłości i przeciągły jęk. W jednym momencie stała nad siedzącą na kanapie
Sabrine, a w następnej złapała się za głowę, wybuchając płaczem. Rzuciła się w stronę drugiej sofy i opadłszy
na nią, zakryła twarz dłońmi, łkając.
Sabrine natomiast nadal siedziała zszokowana na kanapie. Wpatrywała się w
kobietę, zawsze kojarzoną z nieugiętością i siłą - teraz szlochającą. Przed
oczami dziewczyny stanął obraz małego, zagubionego dziecka, które obecnie
przypominała kobieta. Zrobiło jej się żal matki. Nigdy nie spodziewała się, że
zobaczy ją tak… kruchą.
– Mamo? – Wstała, ale nie zrobiła nawet kroku w
stronę rodzicielki. – Co się stało?
Kobieta wystrzeliła w górę jak błyskawica. W tym samym momencie rozległ się
odgłos pękającego szkła. Waza stojąca nieopodal okna eksplodowała, zamieniając
się w kupkę okruchów.
Sabrine odsunęła się instynktownie.
– Co się stało? – wrzasnęła pani Grich,
wybałuszając zaczerwienione oczy na dziewczynę, którą zaskoczenie trwale wbiło
w ziemię. – To się stało! – ryknęła i pokazała machnięciem ręki na nią. – Ty się stałaś!
Nowe łzy wciąż wypełniały jej oczy i spływały po purpurowych policzkach, a
twarz kobiety przybrała dziwny odcień szarości pomieszanej z czerwienią. Chwiejnym
krokiem podeszła do barku i drżącymi dłońmi chwyciła butelkę Ognistej Whisky. Nalała
sobie przeźroczystego płynu do wyciągniętego kieliszka, po czym opróżniła jego zawartość
jednym haustem.
Sabrine przyglądała się matce z rosnącym przerażeniem. Zastanawiała się,
kim jest ta kobieta, bo na pewno nie kimś, za kogo uchodziła. Pani Grich
nienawidziła alkoholu i za żadne skarby nie wzięłaby go do ust. Była
abstynentką z powodu swojego ojca, który nadużywał trunków, a wtedy stawał się naprawdę
nieobliczalny. Pewnego dnia przesadził i dotkliwie pobił córkę. Ministerstwo
odebrało mu wówczas prawo opieki nad nią i umieściło, wówczas szesnastoletnią
dziewczynę, w mugolskim domu dziecka. Z tego powodu Sabrine nigdy nie poznała
swojego dziadka. Babcia również pozostawała obca młodej kobiecie, ponieważ
porzuciła męża i córkę kilka lat przed owym incydentem i uciekła.
– Mamo?
Pani Grich nie odpowiedziała. Oparła się o barek rękoma i opuściła głowę
pomiędzy barki. Miała zamknięte oczy i oddychała ciężko, jakby każdy wdech
kosztował ją niebywały wysiłek.
– Dlaczego musisz być taka trudna? – warknęła.
W jej głosie dominował gniew i nienawiść. Sabrine zawsze czuła się
niekochana i odrzucona przez rodzinę. Miała wrażenie, że jej bliscy boją się
jej, ale dopiero teraz w pełni uświadomiła sobie, iż to nie jedyne uczucia,
jakimi ją darzyli. W tamtym momencie dotarło do niej, że oni ją szczerze
nienawidzą. To odkrycie wywołało ból w sercu, jakby niewidzialna ręka ścisnęła
je z całej siły. Puszyła, jak po jej policzku spływa jedna, samotna, niechciana
łza.
– Mamo…
– Chcemy z ojcem dla ciebie jak najlepiej. Dbamy o ciebie, staramy się
naprowadzać na właściwą ścieżkę. Ty jednak robisz wszystko, żeby nam się nie udało.
– Obróciła się i spojrzała w twarz córki, która nagle przybrała wrogi wyraz.
– Dlaczego codziennie każesz nam się martwić, że staczasz się w ciemność?
Dlaczego za każdym razem, kiedy wychodzisz, muszę martwić się o to, czy nie
wrócisz z Mrocznym Znakiem na przedramieniu?
Sabrine zmrużyła oczy. Czuła, jak napełnia ją gniew, wypierając resztki
współczucia i strachu o rozmówczynię. Także smutek opuścił ją, zabierając ze
sobą nieprzyjemny uścisk na sercu.
– Ani ja niczego ci nie każę, ani ty nic nie musisz – niemal wysyczała,
zaciskając dłonie w pięści. – Sama się nakręcasz i
roisz sobie w głowie jakieś bzdety. Myślisz, że oddałabym się w służbę komuś,
kto w każdej chwili może mnie zabić za niewłaściwe spojrzenie?
Pomimo że głos Sabrine nawet nie drgnął i powiedziała to pewnie, jej matka
nie uwierzyła w żadne słowo. Czarownica doskonale zdawała sobie z tego sprawę.
Udało jej się przybrać maskę niewinności i wyrzutu na twarzy, jednak wewnątrz z
każdą chwilą czuła coraz większy strach. Jej głowa pulsowała pod natłokiem
tysiąca myśli, kolejnych kłamstw, ewentualnych ich konsekwencji i wszystkich
najgorszych scenariuszy. Miała ochotę wrzasnąć na matkę, żeby się odczepiła i
uciec spod jej czujnego oka. Wiedziała jednak, że to załatwiłoby sprawę tylko
pozornie. W rzeczywistości takim zachowaniem przyznałaby matce racje.
– Dlaczego tak bardzo nie chcesz dołączyć do Zakonu?
Nie spodziewała się tego pytania. Przez chwilę wpadła w popłoch, nie
wiedząc, co odpowiedzieć i jednocześnie próbując ukryć swoje zdziwienie. Nie
udało się jej jednak i pani Grich zauważyła na twarzy córki konsternacje,
której zupełnie się nie spodziewała. Dopiero wtedy uświadomiła sobie, że nigdy
nie zapytała jej o to, co myśli na dany temat. Z góry zakładała najgorsze,
patrząc na swoje dziecko przez pryzmat wiszącej nad nim przepowiedni.
Przepowiedni sprawiającej, że za wszelką cenę wraz z mężem próbowali zmienić
Sabrine, tak naprawdę nie zadawszy sobie trudu, by ją rzeczywiście poznać.
Również Sabrine w tamtym momencie zdała sobie z tego sprawę, z jedną tylko
różnicą – ona nie miła pojęcia o owej przepowiedni. Jej rodzice za wszelką cenę
chcieli zachować ją w tajemnicy. Tę, jak i wiele innych.
– Czy świat dzieli się na Zakon i śmierciożerców? – spytała, starając się, by jej głos brzmiał pewnie i opanowanie.
Sabrine twardo patrzyła w oczy kobiety, które przybrały dziwnego wyrazu.
Nie mogła wiedzieć, że jej matka jest bliska kolejnemu napadowi rozpaczy i
wściekłości, ale tym razem wymierzonej w nią samą a nie w jej córkę. Pani Grich
była zła na siebie, że aż dotąd ślepo podążała za radami Dumbledore’a, nie
zauważając nawet, że przez nie powoli traci swoje dziecko, które tak bardzo
chciała chronić.
– Boję się o ciebie – szepnęła tak cicho, że
Sabrine uznała, iż wyobraźnia płata jej figle. – Dumbledore walczy w dobrej sprawie – dodała po chwili, ale zabrzmiała tak,
jakby chciała przekonać nie tylko Sabrine, ale również siebie. – Broni mugoli i
mugolaki. Chyba nie uważasz, że powinno się ich tępić? – spytała niepewnie,
łamiącym się głosem, bojąc się odpowiedzi.
– Nie mam nic do szlam i… – zamilkła, zdając sobie
sprawę z tego, że w przypływie złości straciła czujność i popełniła ogromny
błąd.
– Szlam?
Sabrine przeklęła swoją głupotę.
– Przepraszam – powiedziała trochę zbyt
pospiesznie, za co znowu się skarciła.
Coraz lepiej, nie ma co. Za chwilę uzna mnie za śmierciożercę i nie da nic
powiedzieć. Odeśle mnie do Azkabanu. Może przynajmniej dowiem się tam
czegokolwiek o tym tajemniczym więźniu?
– Slytherin
miał na ciebie zły wpływ. Żaden Gryfon tak by nie powiedział! Każdemu
człowiekowi należy się szacunek…
–
Wiem! – krzyknęła zdenerwowana, przerywając matce. – Wiem, mamo! Też tak
uważam. Jestem po prostu wściekła, bo po raz kolejny zaczynasz kłótnię o nic.
Nie dołączę do Zakonu. Nigdy.
Słowa
córki uderzyły w kobietę, sprawiając jej ból. Ton głosu Sabrine przesycony był
nienawiścią i wstrętem; zupełnie jakby dziewczyna już dokonała wyboru. Pani
Grich poczuła, jak jej ciało zalewa zimna fala strachu na myśl, że jej dziecko
mogłoby służyć komuś takiemu jak Voldemort. Nie wiedziała, kto w szeregach
Czarnego Pana dostaje znak a kto nie. Być może Sabrine jeszcze go nie otrzymała
i dlatego nie znalazła go na jej przedramieniu. Sama myśl o tym przyprawiła
kobietę o szybsze bicie serca.
– Dużo zawdzięczamy Albusowi i Zakonowi. Chyba pamiętasz, że to dzięki niemu
twój ojciec żyje, prawda?
Musiała. Musiała za wszelką cenę sprawić, żeby jej córka wróciła na
właściwą drogę. Jeżeli Sabrine planowała oddać się na jego służbę, to ona była
gotowa dołożyć wszelkich starań, by zmieniła zdanie i szczerze chciała dołączyć
do Zakonu Feniksa. Natomiast jeżeli dziewczyna już stanęła po jego stronie,
wówczas zrobi wszystko, żeby się „nawróciła” i ochroni ją przed gniewem
Voldemorta, choćby miała za to przypłacić życiem.
Sabrine pamiętała opowieść ojca o tym, jak dwadzieścia cztery lata temu
włóczył się po pewnym lesie i natknął na grupę centaurów. Było to wyjątkowo
nieprzyjazne plemię, które wzięło go za kłusownika, w związku z czym go zaatakowało.
Związali mu ręce sznurem i trzymając za jego końcówkę, zmusili mężczyznę, by
biegł za nimi. Przerażonego, z kołaczącym sercem i słaniającego się na nogach
postawili przed radą i skazali na śmierć. Jedynie dzięki temu, że Dumbledore
wstawił się za nim i przekonał centaury o jego niewinności, udało się ocalić
ojca Sabrine. Dziewczyna zastanawiała się, skąd dyrektor wiedział, gdzie szukać
jej rodzica. Raczej wątpiła, by miał w mózgu radar, mówiący mu, kto i gdzie
potrzebował pomocy.
– Sabrine!
Zamrugała i wróciła do rzeczywistości. Popatrzyła w oczy kobiety i zdziwiła
się. Po raz kolejny miały dziwny wyraz, inny niż wcześniej. Tym razem Sabrine
zdawało się, że dostrzegła w nich determinację i nadzieję.
– Przykro mi, ale to nic nie zmienia. Dumbledore może zrobił wiele dobrego
dla innych, ale z całą pewnością nie dla mnie.
Pani Grich poczuła, jak kilka łez spływa po jej twarzy. Dostrzegła także w
twarzy córki upór, który sprawił, że chciała wybuchnąć płaczem. Nie mogła jej
stracić. Musiała zrobić coś, co uchroni Sabrine przed ciemnością i przed Voldemortem.
Wiedziała, co powinna zrobić. Dumbledore ciągle odradzał jej i mężowi tę
decyzję, ale nie mieli wyboru. To była ostatnia szansa, żeby pomóc dziewczynie.
Poza tym, jak dotąd, żadna z rad Albusa nie przyniosła im pożytku, a jedynie
sprawiła, że oddalili się od swojego dziecka.
– Może mąż przekona cię do zmiany decyzji. Mam nadzieję, że Feliks wybije ci
z głowy wszystkie bzdury, które wbił ci do głowy Slytherin.
– Co? – Sabrine popatrzyła na matkę z niedowierzaniem i przerażeniem.
– To co słyszałaś. Wychodzisz za Feliksa za miesiąc.
– Co? – powtórzyła dziewczyna.
Starsza czarownica obrzuciła ją zrezygnowanym spojrzeniem, nie do końca
pewna słuszności swojej decyzji, i nie zawracając sobie głowy odpowiedzią,
wyszła z pokoju. Musiała powiadomić o wszystkim męża. On już od dłuższego czasu
namawiał ją do tego kroku, twierdząc, że to najlepsza z możliwych opcji. Miała
nadzieję, że tak właśnie było.
Pozostawiana sama sobie Sabrine chwilę stała sparaliżowana strachem i
niedowierzaniem. Miała wrażenie, że śpi i śni jej się koszmar. Zdawało jej się,
że to piekielne déjà vu.
Już kiedyś usłyszała podobną wiadomość; tamtym razem wypowiedzianą ustami ojca.
Wówczas natychmiast powiadomiła o niej przyjaciół i wspólnie zdecydowali, że po
zakończeniu szkoły wyjadą, nie zważając na decyzję Grichów. Teraz jednak nie
mogła tego zrobić. Nie miała z kim uciec przed zaistniałą sytuacją. Brutalnie
pozbawiono ją wsparcia przyjaciół.
Nie. Nie. Nie. – To słowo nieustannie pojawiało się w jej głowie,
wypierając pozostałe myśli. Miała wrażenie jakby jej
głowa była pustą skorupą, a ten wyraz trzepotał się w niej jak mały ptaszek
uwięziony w klatce i szukający z niej wyjścia.
Dlaczego znowu? Co ja takiego zrobiłam?
Odpowiedź podsunął jej wkurzający głosik Crucio w jej głowie.
Zostałaś śmierciożercą, traktujesz rodzinę jak zbytek łaski i znikasz na
całe dnie. To wystarczające, nie uważasz?
Nie. Nie uważała tak.
***
Tę noc
Sabrine po raz kolejny spędziła poza domem. Tym razem jednak nie mogła liczyć
na gościnę Doriana. Wieczorem wracał jego wuj, który nienawidził gości i ledwo
co tolerował w swoim domu obecność siostrzeńca. Robił to tylko dlatego, że
chłopak pomógł mu i zaopiekował się nim, kiedy ten chorował na smoczą ospę.
Miał więc wobec Doriana dług wdzięczności. Gdyby nie on, już dawno wyrzuciłby
młodego mężczyznę z domu. Stary czarodziej był bowiem typem odludka,
nienawidzącego wszystkich i wszystkiego, co zakłócało jego wymarzony spokój.
Sabrine, z
braku innych możliwości, postanowiła przenocować w Dziurawym Kotle. Nie był to
najlepszy pomysł, gdyż jej zapas galeonów niebezpiecznie się skurczył, odkąd
przyłączyła się do śmierciożerców. Większość jej pieniędzy przeznaczona została
oczywiście na eliksiry wzmacniające i lecznicze – niezbędne po sesji
Cruciatusów albo innych, parszywych zaklęć. Zazwyczaj, gdy potrzebowała wywarów,
szła do Imperia, który potrafił uwarzyć każdy, nawet najtrudniejszy eliksir.
Ona sama miała do tego dwie lewe ręce, a jej mikstury przypominały bardziej
kolorowe błoto niż cokolwiek innego. Teraz jednak nie pozostało jej nic więcej,
jak zaopatrywać się w nie w magicznej aptece.
Dziurawy
Kocioł był prawie pusty, kiedy do niego weszła. Znajdowało się tam jedynie
kilka siedzących z dala od siebie czarodziejów. Jeden z nich, zajmujący miejsce
tuż obok wejścia, zdawał się przysypiać, drugi, wyraźnie podchmielony, nucił
pod nosem jakąś bliżej nieokreśloną piosenkę. Trzeci, i ostatni, siedział w
kącie z zarzuconym na głowę kapturem i opatrywał swój zakrwawiony nadgarstek.
Na stoliku przed nim stała otwarta butelka Dyptamu.
Sabrine
szybko zapłaciła za nocleg, z niezadowoleniem zauważając, że w sakiewce zostały
jej jedynie dwa galeony i kilka sykli. Musiała w najbliższym czasie coś z tym
zrobić. Za żadne skarby świata nie chciała żebrać pieniędzy od rodziców – miała
swój honor. Poza tym pewnie i tak nie daliby jej nawet złamanego knuta, a jej
prośba wywołałaby jedynie niewygodne pytania o to, skąd brała pieniądze do tej
pory, a tym nie zamierzała się dzielić.
Otworzyła
pokój, który jej wynajęto i z zadowoleniem stwierdziła, że jest dużo czystszy i
przytulniejszy niż reszta pubu. Od razu rzuciła się na łóżko, rozciągając
ramiona i wdychając przyjemny zapach eliksiru do czyszczenia pościeli. Pachniał
kwiatami i trawą zroszoną deszczem, co przywiodło jej na myśl wiosnę na
błoniach Hogwartu. Zamek natomiast przywołał w jej umyśle obraz jej ukochanych
przyjaciół, sprawiając tym samym ogromny ból w okolicach serca – silniejszy niż
ten, który czuła podczas rozmowy z matką.
W jednej
chwili Sabrine ogarnął ogromny smutek i żal, które niespodziewanie zaatakowały
ją z ogromną siłą. Jej oczy zaszkliły się,
z ust wydarł się cichy jęk, a ciało bez udziału woli zwinęło się w
kłębek. Przez chwilę dziewczyna dzielnie walczyła z rozpaczą i cierpieniem, nie
chcąc okazywać słabości nawet sama przed sobą. W końcu jednak przegrała i
wybuchła niepohamowanym płaczem.
Pierwszy raz
w życiu czuła się tak bardzo samotna i skrzywdzona. Miała wrażenie, jakby ktoś
wyrwał jej serce i rzucił je smokom na pożarcie. Rozpacz i uczucie beznadziei
sprawiały jej fizyczne cierpienie. Bolał ją każdy kawałek ciała i z całą
pewnością mogła stwierdzić, iż nawet Cruciatus byłby lepszy w porównaniu z tym,
co wówczas przeżywała. Niewidzialny ogień nienawiści, smutku i samotności
trawił ją od środka, a ona nie mogła na to nic poradzić. Jedyne do czego była
zdolna, to wylewanie z siebie potoków łez przez całą noc.
***
Był środek nocy. Zakapturzona postać przedzierała się
przez leśny gąszcz w nie do końca znanym sobie kierunku. Wiedziała jedynie, że
musi podążać na północny zachód, toteż właśnie tam szła, pomagając sobie
Zaklęciem czterech stron świata. Liczyła, iż na miejscu będzie na nią ktoś
czekał i nie zostanie zmuszona do błąkania się po upiornym lesie w całkowitych
ciemnościach.
Nagle coś oplotło się wokół prawej kostki wędrowca i z
całej siły szarpnęło nim, powalając na ziemię. Błysnęło czerwone światło, w
blasku którego zakapturzonej postaci udało się dostrzec mackę diabelskiego
sidła. Świadoma zagrożenia wycelowała w niewielką roślinę i wyszeptała słowa
zaklęcia. Z jej różdżki wystrzelił snop ognia, godząc w pnącza, które
natychmiast ustąpiły, oswobadzając ją.
Wędrowiec podniósł się z ziemi, w duchu ciesząc się,
iż roślina była jeszcze młoda, a w związku z tym niewielka, toteż szybko się z
nią uporał. Nie chciał jeszcze bardziej spóźnić się na spotkanie przez walkę z
zielskiem.
Ruszył dalej, uprzednio wyczarowując kulę światła,
lewitującą przed nim i oświetlającą mu drogę. Ostrzegano go, by tego nie robił,
gdyż mogłoby to przyciągnąć czyjąś uwagę, a spotkanie, na które był już
spóźniony, musiało pozostać tajemnicą. Postanowił jednak zignorować ową radę,
nie chcąc ryzykować wplątaniem się w większe tarapaty. Odkąd wszedł do lasu
zdążył już natrafić na kilka niebezpiecznych istot, które omal nie pozbawiły go
życia przez to, iż w ciemnościach ich nie zauważył.
Las stawał się coraz gęstszy, a jemu coraz
trudniej było się przez niego przedzierać. Drzewa rosły w niewielkich odstępach
od siebie, które porastały mniej lub bardziej kłujące i nieustępliwe krzew. Rośliny
posiadałt ostre gałązki, a czasami także ciernie bądź kolce, kaleczące go i
szarpiące jego strój. Szata wędrowca przypominała wówczas bardziej poszarpany i
brudny kawałek zwykłej szmaty niż jakiekolwiek ubranie. Nie wyobrażał sobie, w
jaki sposób miałby pokonać gęstwinę bez światła i używania zaklęć. Oczywiście
starał się czarować tak, by wykorzystać jak najmniejsze ilości mocy, aby
pozostać niezauważonym przez leśne istoty.
Cały las wyglądał upiornie, ale najbardziej niepokojące
w nim było to, że nie tętnił życiem, jak to zazwyczaj bywa w takich miejscach.
Od pewnego czasu panowała tam niemal absolutna cisza, nieprzerywana ani
pohukiwaniem sowy, ani szelestem liści czy trzaskiem łamanych gałązek. Las
wydawał się wymarły. Nawet tajemnicza postać nie wydawała żadnych odgłosów, gdyż
przed wejściem w knieje rzuciła na siebie zaklęcie powodujące bezszelestne
poruszanie się.
Tułacz po kwadransie z zaskoczeniem, ale także i z
niewyobrażalną ulgą, stwierdził, że las się przerzedza. Po chwili jego oczom
ukazała się niewielka polana oświetlona jedynie światłem miliona gwiazd. Trwał
nów, więc próżno było szukać na ciemnym nieboskłonie tarczy księżyca, co z
jednej strony ułatwiało zachowanie spotkania w tajemnicy, z drugiej jednak
utrudniało dotarcie na nie.
– Spóźniłeś się, Albusie Dumbledorze.
Czarodziej niemal podskoczył z przerażenia, słysząc
pozbawiony emocji głos po swojej lewej stronie. Stamtąd też wyłoniła się
sylwetka potężnie zbudowanego centaura. Mężczyźnie nie udało się jednak
dostrzec rysów jego twarzy, gdyż kiedy tylko ten wszedł na polanę, kula światła
zniknęła z cichym pyknięciem, pogrążając wszystko w jeszcze większym mroku.
– Wybacz, przyjacielu. Niełatwo było tutaj trafić.
Centaur przybliżył się, jednak dla Dumbledore’a nadal
pozostał jedynie czarnym kształtem na tle ciemnego lasu.
– Wy, ludzie, nie jesteście przystosowani do życia w
lesie – stwierdził, ale Dumbledore miał wrażenie, iż te słowa nie zostały
skierowane do niego. – Tak samo jak my nie jesteśmy przystosowani do życia tam,
gdzie wy. Może w takim razie rzeczywiście głupotą jest łączenie naszych spraw z
waszymi.
Dumbledore zmarszczył czoło, słuchając nie do końca
jasnych słów centaura, który patrzył w bok i zdawał się zamyślony, jakby nie do
końca był pewien, czy postępuje słusznie. Albus nie zamierzał czekać, aż ten
się rozmyśli i każe mu wracać, skąd przyszedł. Ze skupieniem szukał słów, które
przekonałyby jego towarzysza do wyjawienia celu tego spotkania.
– Czasami istnienie dwóch światów jest współzależne.
Wtedy pewne sprawy stają się wspólnymi dla obydwu – powiedział w końcu
czarodziej.
Centaur
przeniósł wzrok na Dumbledore’a.
– Twierdzisz, że czarodzieje są potrzebni, żeby
istniały centaury?
– To w głównej mierze czarodzieje utrzymują magiczny
świat w tajemnicy przed mugolami, dzięki czemu centaury nie muszą przejmować
się tak przyziemnymi sprawami jak bezpieczeństwo. Mogą oddać się temu, co
według nich jest ważne. Może nie jest to niezbędne, jednak musisz przyzna, że
wygodniejsze.
Centaur zrobił kilka kroków, czemu towarzyszyły ciche
uderzenia kopyt o pokryte mchem podłoże. Dokładnie analizował słowa rozmówcy,
interpretując ich sens i dopatrując się podstępu, którego jednak nie znalazł.
Wiedział, że Albus Dumbledore nie należał do ludzi chcących zagłady jego
gatunku. Był godnym zaufania czarodziejem, a do tego niezwykle potężnym. Właśnie dlatego to jego wybrali. Tylko on
mógł podołać zadaniu, jakie go czekało.
Po chwili centaur skinął głową, czego Dumbledore nie
zauważył w ciemności.
– Moi rodacy uważają, że nie powinniśmy dzielić się z
wami, ludźmi, tą informacją, jednak niektórzy z nas sądzą inaczej. To nie tylko
zagraża nam, ale również innym. Nie mamy prawa zatrzymywać tego dla siebie. –
Znowu brzmiał, jakby mówił do siebie, co nieco zirytowało Albusa.
Przez chwilę panowała zupełna cisza, ale czarodziej
postanowił jej nie przerywać, cierpliwie czekając, aż centaur podejmie temat.
Ten jednak spojrzał w niebo, jakby chciał wyczytać z niego, czy dobrze
postępuje.
Kto wie, może gwiazdy właśnie udzielają mu rady? – przemknęło
przez myśl Dumbledorowi.
Czarodziej nigdy nie uważał wróżbiarstwa za coś
pożytecznego. Sądził, iż to bzdury, dlatego nie był za tym, by uczono tego
przedmiotu w Hogwarcie. Na świecie żyło niewielu prawdziwych jasnowidzów, poza
tym wątpił, by dało się przewidzieć przyszłość. Według niego była ona
uzależniona nie od gwiazd czy fusów na dnie filiżanki, ale od ludzkich wyborów
i decyzji.
– Od kilku lat na niebie pojawiają się znaki
zwiastujące coś strasznego.
Niespodziewane przerwanie ciszy sprawiło, że
zaskoczony Dumbledore nieco się przestraszył. Powoli zaczął przyzwyczajać się
do wszędobylskiej ciszy, a jakikolwiek dźwięk w tym miejscu wydawał mu się
niewskazany.
– Początkowo były one pojedyncze, teraz jednak,
patrząc na nie z perspektywy czasu, widać, iż wszystkie się łączą w całość. W
przepowiednię.
Ponownie zapanowało między nimi milczenie.
– Od lat gwiazdy mówią o nadejściu dziecka bez serca i
sumienia. Bez nich będzie bardzo potężne, ale z nimi – niezwyciężone.
Towarzyszyć mu będzie bazyliszek i jednorożec, a feniks będzie należał do
niego. Dziecko to przyniesie ciemność i strach, Albusie Dumledorze. Zniszczy
cały czarodziejski świat, jeżeli ktoś go nie powstrzyma.
Coś zaszeleściło. Było to tak dziwne w tym miejscu, iż
zarówno w sercu centaura jak i czarodzieja wzbudziło lęk. Ten pierwszy rozejrzał
się niespokojnie, stąpając z nogi na nogę. Oboje natychmiast pojęli, iż ich
spotkanie dobiegło końca.
– Pamiętaj, Albusie Dumbledorze. Bez serca i sumienia
będzie można je zniszczyć, z nimi – nigdy.
Po swoich ostatnich słowach centaur ruszył w ciemny
gąszcz. Tętent kopyt został stłumiony przez miękki mech porastający polanę,
dzięki czemu miało się wrażenie, iż magiczne stworzenie było jedynie cieniem –
cichym i niewidocznym w ciemnościach.
Wszystko wokół rozmyło się i zmieniło w nicość, by po
chwili przeobrazić się w gustownie urządzony salon. Na kwiecistej kanapie
siedziały dwie kobiety. Starsza z nich właśnie kładła swoją pomarszczoną dłoń
na zaokrąglonym brzuchu młodszej. Gdy tylko to uczyniła, jej uśmiech zamarł na
jej ustach, a oczy zamgliły się.
Gospodyni z
rosnącym przerażeniem próbowała odsunąć się od gościa. Jednak powstrzymały ją
słowa wydobywające się z ust kobiety:
Oto dla
ciemności urodzi się dziecko przepełnione światłem…
Ono może dać
moc temu, który naznaczy drugiego równym sobie...
I pozbawić
mocy tego, który ją miał do pokonania drugiego…
Oto urodzi
się dziecko, które zabije ukochana ręka.
Staruszka
zamrugała. Pierwsze, co zobaczyła to para przerażonych, wlepionych w nią
czekoladowych oczu. Ich właścicielka niemal natychmiast odsunęła się i
instynktownie złapała się za brzuch w opiekuńczym geście. Otworzyła usta, by
coś powiedzieć, kiedy nagle oczy staruszki ponownie się zamgliły, a całe jej
ciało zesztywniało.
W
najczarniejszą noc w roku nadejdzie istota zdolna zmienić losy świata…
Zaiste
straszna ona, gdyż pozbawiona zarówno serca jak i sumienia…
Znajdzie je
jednak w tych, którzy szczerze ją pokochają…
Pozbawiona
ich zginie, przeżyje jednak, gdy oni zostaną…
Wszystko
ponownie się rozmyło, a następnie pojawiło się kolejne miejsce. Była to Gospoda
pod Świńskim Łbem – obskurny i mało przyjemny pub w Hogsmeade, składający się
tylko z jednego pomieszczenia. W jego wnętrzu panował półmrok, gdyż niewielkie,
zabrudzone szyby nie przepuszczały zbyt wiele światła. Gruba warstwa kurzu i
brudu pokrywała także kamienną podłogę. Porozstawiane na grubo ciosanych stołach ogarki oraz
znajdujący się w rogu kominek, ani trochę nie sprawiały, że gospoda stawała się
przytulniejsza. Także zapach pozostawiał wiele do życzenia, bowiem w całej gospodzie
śmierdziało starym capem.
Albus
Dumbledore rozejrzał się po pubie brata, aż w końcu jego wzrok natrafił na
jedynego gościa – ciężarną kobietę. Raźnym krokiem podszedł do niej i,
przywitawszy się grzecznie, usiadł naprzeciwko niej.
– Czym mogę
ci służyć, droga Marie? – zapytał, uśmiechając się uprzejmie.
Kobieta była
zdenerwowana. Cały czas miętosiła w wyciągniętych na stoliku dłoniach chustkę,
której już kilkukrotnie musiała użyć do wytarcia załzawionych oczu. Czarodziej
spostrzegł, że jej usta i dłonie drżą, jakby z całych sił próbowała powstrzymać
szloch. Mimowolnie poczuł obawę o dziecko, które nosiła pod sercem. Wiedział,
jak bardzo ona i jej mąż go pragnęli i z niecierpliwością czekali na jego
narodziny. Miał nadzieję, że ciąża nie była zagrożona i płód rozwijał się
prawidłowo.
Skrzypnęły
drzwi i do gospody wszedł mężczyzna. Miał na sobie długi, sięgający ziemi
płaszcz, który ociekał wodą. Dumbledore zdziwił się widząc to, gdyż na zewnątrz
nie padało, wręcz przeciwnie – świeciło słońce. Przybysz wyciągnął różdżkę i
jednym machnięciem osuszył się, po czym podszedł do starszego czarodzieja i
kobiety. Ta ostatnia zdawała się nie zauważyć go. Dopiero kiedy jego ramiona
objęły ją czule, wzdrygnęła się, jakby dopiero teraz ocknęła się z trasu, i
popatrzyła na niego pustym wzrokiem. W międzyczasie ten zdążył przywitać się z
Dumbledorem.
– Zatem, co mogę dla was zrobić? – spytał
dyrektor, przenosząc wzrok z kobiety na jej męża i z powrotem.
– Albusie –
mężczyzna zawahał się, a jego głos lekko się załamał – chodzi o nasze dziecko.
Kobieta
jęknęła cichutko i wtuliła się w męża. Ten jedynie wzmocnił uścisk, zakreślając
kciukiem koła na jej ramieniu, próbując tym samym dodać jej otuchy. Sam jednak
stał na skraju załamania. Miał wrażenie, że cały jego idealnie poukładany świat
nagle stanął na głowie, a on był bezradny i nie mógł nic zrobić, by przywrócić
pierwotny porządek. Jego jedyna nadzieja i szansa siedziała w tym momencie
przed nim, świdrując ich niebieskim spojrzeniem przepełnionym troską i
niepokojem.
– Czy coś
nie tak z nim?
– Nie do
końca. – Mężczyzna zamknął oczy i potarł je dłonią. – Zapewne znasz Kasandrę
Trelawney?
Dumbledore
przytaknął. Sędziwa kobieta była światowej sławy jasnowidzem, a ponadto dobrą
znajomą babki siedzącej przed nim kobiety. Na jej wspomnienie poczuł lekką
ulgę. Jeżeli czarownica była zamieszana w tę sprawę, to istniało duże
prawdopodobieństwo, iż chodziło o jakąś przepowiednię, a te uważał za stek
bzdur.
– Odwiedziła
nas ostatnio – kontynuował mężczyzna. – Podczas jej wizyty zdarzyło się coś dziwnego.
Kiedy dotknęła brzucha Marie…
Czarodziej
wziął wdech, po czym w błyskawicznym tempie streścił cały przebieg wizyty,
jakby bał się, że jeśli powie to zbyt wolno, to pominie coś ważnego. Starał się
przekazać Albusowi wszystko, co poprzednio kilkukrotnie powtórzyła mu
roztrzęsiona żona. Dumbledore słuchał uważnie, ze zmarszczonym czołem. Nagle
przypomniało mu się wydarzenie sprzed trzech lat i dziwne spotkanie z
centaurem. On także mówił mu o dziecku bez serca i sumienia, które miało je
odnaleźć i stać się niepokonane.
– Albusie –
cichy, płaczliwy głosik Marie wyrwał Dumbledore z rozmyślań. – Musisz nam
pomóc. Ta przepowiednia nie może się spełnić – jęknęła, a po jej bladych
policzkach spłynęły kolejne łzy.
–
Przepowiednie nie muszą się spełniać, Marie – powiedział łagodnie Dumbledore,
wyciągając dłoń i kładąc ją na przedramieniu kobiety. – Nasza przyszłość zależy
od nas, nie od słów wieszczki. Nikt nie rodzi się bez sumienia i serca. To
nieodłączny element ludzkiego życia…
– Tak bardzo
się boję, Albusie…
Czarodziej
uśmiechnął się do niej pokrzepiająco, jednak ten uśmiech nie obejmował oczu,
które wymieniły porozumiewawcze spojrzenie z tęczówkami młodszego mężczyzny.
Poprosił, by Marie przekazała mu swoje wspomnienie z owej wizyty, które
zawierało wszystkie słowa obu przepowiedni. Kiedy je otrzymał, pożegnał się z
małżeństwem i wyszedł ze Świńskiego Łba, kierując się do Hogwartu. Tylko on
wiedział, że słowa małżeństwa wywołały w nim wielki niepokój. Fakt, iż to samo
proroctwo przepowiedziały zarówno centaury jak i czarodzieje, było wielce
niepokojące.
Sceneria ponownie rozmyła się i po raz kolejny miała
przeobrazić się w inną, jednak przeszkodziło temu pukanie do drzwi. Albus
Dumbledore wyprostował się, wynurzając głowę z myślodsiewni. Z nutką irytacją pospiesznie
ukrył naczynie, postanawiając dokończyć przeglądanie wspomnień kiedy indziej.
---
Oto następny rozdział, tym razem z aktualną datą. Szczerze mówiąc, początkowo miał wyglądać zupełnie inaczej. Jednak ta wersja chyba najbardziej mi się podoba, chociaż mam pewien niedosyt. Strasznie trudno się go pisało, szczególnie początek, i mam wrażenie, że nie jest zbyt dobry. Ocenienie go jednak pozostawiam Wam i jak zwykle proszę o komentarze. Przypominam też o ankiecie, o której wspominałam już pod ostatnim postem.
Życzę miłego czytania :)
Rozdział bardzo mi się podobał. Polubiłam Sabrine, wydaje się być miłą osóbką. Trochę jej współczuję, ponieważ kocha Toma a on nie umie kochać.
OdpowiedzUsuńMino wszystko, czekam na kolejny rozdział :)
Sabrine zapewne udusiłaby Cię, za nazwanie jej "miłą osóbką" :D Na razie to ona jeszcze go nie kocha ;)
UsuńUps... Nie chciałam. Pewnie Sabrine szykuje dla mnie serię tortur xD.
UsuńOj tak xD Strzeż się xD
UsuńHejka ^^
OdpowiedzUsuńCóż, akurat moim zdaniem rozdział jest spoko, chociaż masz rację, czegoś tu brakuje... No, ale skupmy się na pozytywach.
pierwszy raz byłam w stanie w pełni skupić się na rozdziale, yay!
Bardzo, bardzo mi się podoba rozmowa Sabrine z matką. Emocje, atmosfera i sam dobór słów był dla mnie idealny. Szczególnie emocje pani Grinch wydały mi się interesujące... mam nadzieje, że będzie więcej takich rozmów.
Oficjalnie shippuje Doriana z Sabrine! I żadna matka mi ich nie rozdzieli,pff! Mowy nie ma nawet!
Na początku miałam zgrzyt z tą retrospekcją. Zastanawiałam się, czy to nie są wspomnienia pani Grinch, bo na to by wskazywała przepowiednia. Zaskoczyłaś mnie tym, że to były wspomnienia Dumbledore'a. Choć w sumie może to i dobrze?
W każdym razie ja życzę weny i sił w przetrwaniu szkoły
Sonia ♥
Dziękuję za komentarz :)
UsuńNadrobilam już dwa rozdziały na Twoim blogu :D jeszcze tylko 10 xD
Właśnie przed chwilą to ogarnęłam XD Ale spokojnie, po dodaniu ostatniego rozdziału "pierwszej"księgi robię sobie dwa/trzy tygodnie przerwy. Zdążę może zrobić te poprawki, które mi wytykasz w każdym rozdziale (nie narzekam, ja dziękuję, aby nie było). Tylko się nie załam tam po drodze... XD
UsuńSpokojnie, dam radę xD
UsuńHeyo!
OdpowiedzUsuńJak osoby wyżej, bardzo polubiłam Sabrine. W tym rozdziale nie uchodzi za najpotezniejsza ze wszystkich, dzięki czemu odetchnelam z ulgą. Jest bardziej ludzka (i posiada serce i sumienie ;d).
Och ten Dumbledore. Jak zwykle musiał wszystko spieprzyc. Dowiedział się o przepowiedni, centaury mówiły o człowieku bez sumienia i serca, a ten dalej nie reaguje. Czyżby czekał na jakiś odpowiedni moment, aby zniszczyć to dziecko? Dlaczego nie zaczął wpływać na Sabrine (bo zakładam że to o niej mowa), kiedy była jeszcze w szkole? Rozumiem, izolowala się ze swoimi przyjaciółmi, ale Dumbledore mógł coś z tym zrobić...
Pani Grich jest ciekawą osobą. Na początku jej szczerze nie lubiłam, ale tutaj... Cud, miód, malinka. Moje uczucia co do postaci zmieniają się jak w kalejdoskopie ;d
Sama poczułam ten żal, który wydobywal się z pani Grich. Zalowala, że pozwoliła odsunąć się swojemu dziecku. Oby to jej otwarlo oczy na niektóre sprawy związane z Dumbledorem.
A temu przyszłemu mężowi Sabrine to w mordę. Wybacz, musiałam.
Czekam niecierpliwie na rozwój wypadków :) Nie mogę się również doczekać aż na scenę wejdą Huncwoci. Oby się tam jakoś polubili z Sabrine. Byłoby naprawdę miło <3
Rozdział przeczytałam w trymiga :) Nawet nie wiem kiedy zlecial cały, a był przecież taki długi. Mogę szczerze powiedzieć, że to jak na razie mój ulubiony spośród wszystkich. Kiedy skończyłam czytać, miałam ochotę w coś przywalic, że to tak szybko koniec :D
Pozdrawiam i weny życzę!
CanisPL
Jak zawsze musiałam o czymś zapomnieć. Szablon cudowny, choć jestem na komórce. Teraz całkowicie inaczej będę postrzegać Crucio, Avada Kedavra i Inperio :D
UsuńKuźwa, jeszcze jedno. Wybacz za ten spam, ale no xD Jak osoba wyżej shippuje Doriana i Sabrine. Nawet Voldemort może iść do piachu, ja chcę tę dwójkę! Są wspaniali <3
UsuńHahahhaha dzięki wielkie! Ale nie zakopuj mi Voldzia :'D Nawet nie wiesz, jak bardzo się cieszę, że moje opowiadanie wywołuje tyle emocji!
UsuńCo do Dumbledore'a... Na razie została zdradzona tylko część prawdy o nim :P W końcu przeglądanie wspomnień przerwano :D
Ja o szablonie też zapomniałam xD Miałam zapytać, jak się podoba i nie zapytałam :D
A i nie gniewam się za spam xD
Pozdrawiam :D
Sabrina znajduje sie w kompletnym potrzasku. Z jednej strony orzeraza ja okrucieństwo. Z jednej strony ma to sumienie. Ale z drugiej, zapętlona w tej swojej chęci zemsty, nie moze myślec do
OdpowiedzUsuńKonca racjonalnie. Gdyby zabiła dumbledore'a, kto poprowadziłby czarodziejów do zwyciężania Voldemorta. Czy jej przyjaciele byliby z tego dumni? Watpię.
Ale absolutnie najgorsze jest to, ze z powodu tych przepowiedni (tak! Wiedziałam! Swoją droga świetny opis szczegolnie z zakazanego lasu;a i prolog sie stał jasny :D) rodzice dziewczyny specjalnie ja odpychali i nie chcieli wysłać do higwartu,zeby z nikim nie nawiązywała bliższych relacji.ze pewniej tych samych pobudek Dumbledore zabił jej przyjaciół. Bo wg słów przepowiedni bez serca i sumienia da sie pokonać Sabrien. I to mozna zrozumieć,ale nie zaakceptować. Sam twierdzi, .ze przepowiednie nie sa jednoznaczne,w sensie,ze mozna cos z nimi zrobic.ponadto ktos potężny bez sumienia to chyba jednak Cos gorszego niz niezwyciężony ale z sumieniem. Z sumieniem Sabrine moze koniec końców nie przeciwstawić się. Voldemortowi, bez niego:nie ma szans. Ponadto gdyby rodzice pokazywali wobec niej uczucie,moze nigdy nie musiałaby dołączać do skierciozercow.
Świetny rozdział,dużo tłumaczył, ale nie wszytsko, duzi pokomplikował, a dylematy moralne... trudne do rozwiązania :(. Podoba mi się tez,ze pokazujesz, ze Sabrine nie jest tak twarda,za jaka chciałaby uchodzić i ze nawet w najprostszych opisach (kuchnia) nie zapominasz o magii.
Pozdrawiam :)
niezaleznosc-hp.blogspot.com
I ja tez shippuje doriana i Sabrine :D
UsuńChciałam właśnie napisać coś, co rozjaśniłoby pewne sprawy, ale jednocześnie nie chciałam tłumaczyć od razu wszystkiego. Cieszę się, że mi się udało :)
OdpowiedzUsuńDziękuję za komentarz!
Kurdę, naprawdę Dorian wygryzł mi Voldzia? XD
UsuńNo cóż no, tak wyszło XD
UsuńVoldek niech kopnie w kalendarz czy coś. Sabrine i Dorian górą! ^^
UsuńVoldek ma Was na oku ^^ spodziewajcie się zielonego błysku :D
UsuńWróciłam wczoraj z marszu (był najprawdziwszy sztos, oczywiście szłam w marszu "narodowców", tak dodam, żeby ktoś nie pomyślał, że jakiś KOD albo inni kłamcy), w pociągu zobaczyłam, że dodałaś rozdział.
OdpowiedzUsuńPiszesz, że na zdjęciu w "Proroku" Sabrine zobaczyła latające dynie, które okazały się ludzkimi głowami. Ale te głowy zostały transmutowane w dynie? Czy jak? Ludzkiej głowie (nawet ogolonej na łyso) daleko do dyni, wydaje mi się, że Sabrine potrzebuje okularów.
Widzę, że inni nade mną już szipuję Sabrine z Dorianem, ale ja absolutnie nie. Teraz widzę w nich totalnych przyjaciół, ba, nawet rodzeństwo. Gdyby mieli być razem, to byłoby za proste, za to ja jestem cholernie ciekawa, jak połączysz dupę z Voldkiem, bo póki co nie widać zainteresowania ani u jednej, ani u drugiej strony. Wolę wyzwania. XD
Zastanawiam się, czy to pragnienie władzy jako takiej (albo raczej potęgi) u Sabrine nie bierze się z tego, że była tą czarną owcą w rodzinie, a teraz chce się odegrać, pokazać, że potrafi i jest warta dużo więcej. Może nie zabiera się za to jak dojrzała, odpowiedzialna czarownica, wybrała najprostszą drogę (na złość mamie odmrożę sobie uszy i wstąpię w szeregi śmierciożerców, bo tak), ale jednak.
O, i niemal przewidziałam przyszłość, bo kolejny akapit jest o jej matce. No to Sabrine zrobiła sobie z niej heheszki, chociaż nie do końca, bo tak naprawdę Mroczny Znak spokojnie sobie dochodzi po niedawnym naznaczeniu. Powiem szczerze, że kiedy jej matka zaczęła płakać, a Sabrine tak zdębiała, też zrobiło mi się jakoś tak dziwnie, ale po tym wybuchu Grichowej znielubiłam ją jeszcze bardziej. I po współczuciu nie ma już śladu. Jak można tak powiedzieć swojemu dziecku. Rozumiem, że faktycznie może sobie nie radzić z tym, że Sabrine jest "trudna", ale można to ująć jakoś delikatniej od "ty się stałaś". I jeszcze tak pokazywać paluchem?
To naciskanie matki Sabrine przypomina mi już (poza oczywistym graniem na emocjach) przymuszanie podobne do przymuszania śmierciożerców, babka nie powinna tego robić, ale niestety takie zachowanie jest częste u zdesperowanych rodziców, którzy myślą, że skoro mają władzę, to przymuszą dziecko i to będzie im za to wdzięczne. W pewnych sprawach tak, ale nie w sprawach poglądów. I po prostu nie potrafię ogarnąć, dlaczego Grichowa jest taka zatwardziała, pod tym zachowaniem musi się kryć albo jakaś tajemnica, o której Sabrine jeszcze nie wie, albo głupota, inaczej nie mogę tego sobie wytłumaczyć.
Bardzo podoba mi się opis lasu z tego wspomnienia (musiałam sobie zeskrolować dalej i sprawdzić - tak, to Dumbledore to obczajał; meh, jak nie potrafię żyć bez spoilerowania sobie wszystkiego, co się da - przez ostatnie miesiące buszowałam w internetach, żeby wyczaić możliwe kompilacje, kto zginie w TWD, zgadłam Glenna, ale Abraham był dla mnie tak kurewskim zaskoczeniem, że nie mogłam się ogarnąć długo po zobaczeniu tego), super realistycznie wypadło to przedzieranie się postaci. Masz literówkę przy "rośliny posiadały" - masz "t" na końcu, jeszcze wcześniej rzuciła mi się w oczy zeżarta spacja po pauzie w dialogu z matką, ale nie będę takich pierdółek wypisywać, szkoda zawracać głowę, przy betowaniu sama zobaczysz, bo w sumie niewiele masz do poprawy.
OdpowiedzUsuńKiedy centaur wspomniał o łączeniu spraw ludzkich z "centaurzymi" (wut?), moja dyslektyczno-dopowiadająca strona mózgu od razu coś przekręciła i zinterpretowało mi się, że centaur nie jest za łączeniem gatunku ludzkiego i centaurów. [*] Z jednej strony nie znoszę tej dysleksji, bo wychodzą takie cuda, ale z drugiej dzięki temu przychodzą mi do głowy pomysły i już wiem, co w DLR będzie chciał zrobić Voldek. :VVVVVVVVVV
Dumbledore nie rozmawiał zbyt ostrożnie z tym centaurem. Co on sobie wyobraża, że centaury nie potrafią przeżyć bez pomocy czarodziejów? Wydaje mi się, że w takich czasach starożytnych (poza cywilizacjami pokroju Egiptu, Grecji), kiedy nasi przodkowie ubierali się w skóry i byli uznawani za dzikusów, nie istniało Ministerstwo Magii, które utrzymywało wszystkie magiczne stwory w tajemnicy. Ludzie jakoś sobie radzili, niektórzy w nie wierzyli, inni nie, ale dokładnie tak, jak teraz - jedni wierzą w Wielką Stopę i teorie spiskowe, inni nie, a Dumbledore wyjeżdża z takim frazesem. Powiem więcej (teraz ja pojadę teorią spiskową): zaleciał mi w swojej ignorancji Ronem. I chyba coś w tym musi być, bo w internetach szaleje teoria, że Dumbledore jest cofniętym w czasie Ronem. XDDDD
Kurcze, w momencie, kiedy Dumbledore pomyślał o tym, jakie wróżbiarstwo jest bezużyteczne, jak zajebiście by wyszło, gdyby jeszcze dodał, że mimo że uważa wróżbiarstwo za bzdety i inne pierdoły, są w takiej sytuacji, że warto byłoby chwycić się wszystkiego (nawet tych fusów i gwiazd), żeby tylko wygrać. Chociaż z drugiej strony może tak uważa, w końcu po coś przyszedł do tego centaura, ale nie chciał tego przyznać nawet przed sobą?
Ach, czyli Dumbledore ma na głowie nie tylko przepowiednię z Potterami, ale i drugą, a teraz próbuje poukładać te puzzle. Fajnie, że wymyśliłaś treść przepowiedni, ja sama jeszcze nigdy się w to nie bawiłam, bo zawsze wydaje mi się, że poezja jest taka... no, nie jestem fanką, a jej tworzenia to już kompletnie, więc tym bardziej podziwiam, kiedy ktoś się za to bierze. A z przepowiedniami jest ten jeden problem, że bardzo łatwo zrobić z niej taki przymus dla fabuły i trzeba się namęczyć, żeby nie wyszło "nie wiem, jak zrobić, żeby było dobrze, to jebnę sobie przepowiednię i już". Będę śledzić i podziwiać. XD
No, czyli jednak chodziło o tajemnicę (przepowiednię), o której - zakładam - Sabrine nie wie, stąd taki zapał Grichowej, żeby przeciągnąć córkę na stronę Zakonu. To dobrze, tak mi gdzieś w środku siedziało (już przeczytałam w opisie opka, że chodzi o przepowiednię, ale zazwyczaj bywa tak, że nikt z głównych bohaterów o niej nie wie, dopóki nie zaczyna się spełniać, co faktycznie jest niezgodne ze słowami Dumbledore'a i kanonu - dopóki ktoś nie zabierze się za realizację słów przepowiedni, ta się nie spełni), że zachowanie rodziny Sabrine po prostu NIE MOŻE być takie złe z dupy. Oni po prostu nie radzą sobie z ciężarem.
Czekam na kolejny rozdział, będę sobie wchodzić i patrzeć, jak procenty sobie rosną. XD
Szczerze to ja też nienawidzę pisać przepowiedni xD nawet próbowałam ją ominąć, ale dziwnie to by wyglądało, więc postanowiłam coś sklecić. Nawet nie wiesz, jak długo nad nią myślałam, żeby wpasowała mi się do fabuły. Nigdy więcej brrr
UsuńJak miło, że chociaż jeden człowiek nie łączy tej dwójki xD Chociaż to mogłoby być dużo prostsze niż połączenie Sabrine z Voldkiem. Nie. To by było sto razy łatwiejsze. Ale i tak z Voldzia nie zrezygnuje ^^
Też czytałam tę teorię z Ronem xD Ja bym czegoś takiego nie wymyślila xD
Dziękuję za komentarze. Też czekam na kalejny rozdział na DLR xD
Hej, hej!
OdpowiedzUsuńDawno mnie u ciebie nie było, ale teraz jestem po nadrobieniu wszystkich zaległych rozdziałów i powiem ci, że ta historia się nieźle rozkręca.
Tak, tak spodziewam się zielonego błysku, ale stanowczo shipuję Doriana i Sabrine <3
Niech Voldek kopnie w kalendarz czy coś :D
Rozdział jest świetny, szczególnie, że bardzo podobają mi się twoje przepowiednie. Mam na myśli fakt, że są wierszowane, mają jakiś sens i nie są jakoś bardzo oczywiste.
Tak w ogóle świetny szablon :D O wiele bardziej mi pasuje do tej historii. Właściwie nie wiem czemu.
Pozdrawiam i czekam na więcej
Kot
Serdecznie dziękuję za komentarz :) Stęskniłam się za Tobą :D Cieszę się, że przepowiednie mi się udały, bo szczerze się ich obawiałam. Szablon też mi bardziej pasuje. Wcześniejszy był jakoś taki gryfoński xD
UsuńPozdrawiam!
E.M.S.
Racja, plus ten jest bardziej mroczny i tajemniczy.
UsuńWitaj!
OdpowiedzUsuńRozdział wspaniały. Jak wszystkie poprzednie, z resztą. Oby Sabrine wiedziała co robi :) A Dumbledore.., niech trafi do piekła. Na początku lubiłam tą postać ale z biegiem czasu zraził mnie do siebie.
Ja tak samo XDD Aż się boję, co ja z nim zrobię u siebie, pod wpływam bloga autorki XD
UsuńDziękuję serdecznie! Biedny Drops :/ przeze mnie go nikt nie lubi xD
UsuńDroga Oswin Oswald, możesz go nawet powiesić przed bramą Hogwartu, żeby go sowy przeczesały.. :P
UsuńP. S. Kiedy kolejny rozdział.? Czekam z niecierpliwością :)
Może uda mi się dodać w weekend ten albo przyszły. Ostatnio w ogóle nie mam czasu pisać :( właściwie to ostatnuo na nic nie mam czasu Xd
UsuńPS Podoba mi się Tw pomysł z tym wieszaniem Xd
Hej :)
OdpowiedzUsuńPrzepraszam, że tak późno przybyłam tutaj z komentarzem ;). Żałuję, że wcześniej nie zagłębiłam się w twojego blog, ponieważ jest on na mistrzowskim poziomie. Z takim talentem możesz spokojnie napisać dobrą książkę. Twoje opisy oraz przedstawione sytuacje były w tak doskonały sposób przedstawione, że czułam się poboczną bohaterką opowiadania (dobra, poza tym momentem w toalecie i latającymi głowami) ;)
Czekam na dalsze przygody Sabrine ;)
Serdecznie dziękuję za komentarz :)
UsuńNo i jak, ciśniesz?
OdpowiedzUsuńCoś mi nie idzie. Miałam naskrobać kilka stron, ale oczywiście zajęłam się robieniem cosiów w gimpie xd
OdpowiedzUsuńNo, coś faktycznie Ci nie idzie, ja już pocisnęłam z rozdziałem, a tu dalej 20%. ;_;
OdpowiedzUsuńhttp://dark-love-riddle.blog.onet.pl/2016/11/10/103-rady-wzorowej-zony/
Czyli to Sabrine jest dzieckiem z przepowiedni.
OdpowiedzUsuńTeraz mogę trochę zrozumieć dlaczego zaplanowali jej życie. Może w ten sposób chcieli doprowadzić do tego, żeby przepowiednia się nie spełniła.
Jestem ciekawa jak się wszystko dalej rozwinie
więc czekam na kolejny rozdział.
Cześć.
OdpowiedzUsuńW zasadzie to nie mam żadnych konkretnych słów na swoje usprawiedliwienie. Po prostu wybacz mi proszę moją długą nieobecność, ale ostatnio musiałam sobie poukładać kilka ważnych spraw w życiu.
Mimo wszystko już jestem i zabieram się za komentarz. :)
Z każdym kolejnym rozdziałem coraz bardziej wciągam się w Twoje opowiadanie, dlatego bardzo żałuję, że tak rzadko dodajesz rozdziały. Oczywiście rozumiem, że istnieje życie prywatne, mam podobnie. :D
Dumbledore powinien chyba troszkę pokorniej podejść do rozmowy z centaurem. Ja na jego miejscu nie traktowałabym tych stworzeń z taką ignorancją, za duży respekt.
Sabrine... Nie wiem, czemu, ale ja nie mogę jakoś jej strawić. Coś mi w niej cały czas nie pasuje. Muszę jeszcze tylko dojść do tego, co to takiego.
Wracając do Albusa... Jeju, całe życie żyję w ogromnej sympatii i szacunku do niego, a Ty z niego robisz taką okropną osobę, uch. Dobrze, że potrafię sobie w głowie oddzielić prawdziwego Dumbledore'a od Twojego. :D
Czekam niecierpliwie na kolejny rozdział, bo już coś dawno nie było. Jeśli wena Cię opuściła, to życzę Ci jej ogromnego potopu, oby wróciła! <3
Pozdrawiam i Wesołych Świąt!
PS. Mi się w końcu udało opublikować, zapraszam. :D
for-one-more-chance.blogspot.com
Co do Dumbledore'a to specjalnie zrobiłam go tak niepokotnego :P Wsxystko wyjaśni się w swoim czasie i mam nadzieję, że wówczas zrozumiecie jego zachowanie.
UsuńTak szczerze to też nie lubie sabrine xD w sumie nie ma konkretnego powodu. Po prostu tak jest :D
Dziekuję, że znalazłaś czas na skomentowanie. Pustka na moim blogu nie jest spowodowana brakiem weny, bo nie uznaję czegoś takiego :P Po prostu nie mam czasu nic napisać i czekałam na przerwe świąteczną, która niestety okazała się masakrą. Jestem w totalnym dołku i mam ochote spać, jeść i nic nie robić. Postaram się jednak dzisiaj coś naskrobać.
Poxdrawiam
Ja tu tylko na chwilę, żeby napisać, że masz przecudowny szablon!
OdpowiedzUsuńZa niedługo wpadnę, by przeczytać rozdział. :D
Dziękuję! Czekam z niecierpliwością :)
UsuńPrzeglądając szybko komentarze zauważyłam, że nie tylko ja shipuję Doriana i Sabrine. :D Tak przy okazji: Czy dobierając imię "Dorian" inspirowałaś się "Portretem Doriana Graya", czy to raczej przypadek?
UsuńRozdział bardzo fajny, poprzedni z resztą też. :P
Kto by pomyślał, że rodzice Sabrine nieświadomie, próbując ją chronić, przyczynią się do realizacji przepowiedni. Tak w ogóle, świetnie ją ułożyłaś (przepowiednię, a nawet dwie). Brzmią tajemniczo, ale są zrozumiałe.
Z poprzedniego rozdziału wynika, że w Voldziu się coś ruszyło, ciekawe tylko co. Mamy się bać? ;p I jeszcze to małżeństwo. Domyślam się, że Sabrine się z niego jakoś wywinie. Ja tam proponuję zniszczyć Feliksa! (Albo niech się dziewczyna hajtnie z Dorianem, będzie miała spokój, a czytelnicy będą zadowoleni. :D)
Podoba mi się Twoja kreacja Dumbledore'a. Nie mogłabym znieść opowiadania, gdzie pan Dropsik jest zły, a właściwie to nikt nie wie dlaczego, nawet on sam (bo w sumie nie ma żadnego powodu...)
Czekam na następny rozdział! Weny. :)
Całkowity przypadek xd
UsuńBójcie się xd i pamietętajcie, że czytacie na własną odpowiedzialność, nie odpowiadam za urazy psychiczne xD
Bardzo dziękuję za komentarz!
Człowieku, wiesz, że początek grudnia nie jest w styczniu? XD Kiedy. Rozdział.
OdpowiedzUsuńWiesz... ja mam inny kalendarz xD u mnie dopiero listopad!
UsuńA tak serio to chyba w niedziele :P
Ta niedziela to już dwa dni temu minęła. XD
UsuńSkądże dopiero za 5 dni bedzie xD
UsuńTo ja trzymam za słowo :P
UsuńŁooo, zastanawiam się, co to będzie za scena...
OdpowiedzUsuńNo to teraz czekanie w niecierpliwości pozostaje...
OdpowiedzUsuńYhm, yhm.
OdpowiedzUsuńChyba żyjemy w świecie gdzie "wtorek" występuje raz na miesiąc...
OdpowiedzUsuńMowilam ze mam inny kalendarz. A tak serio nie przewidzialam ze przygotowanie 18stki tak mnie pochlonie :P
UsuńW takim razie wszystkiego najlepszego ^^
UsuńDziekuje ^^
UsuńNie, nie nie.
OdpowiedzUsuńSabrine nie zgodzi się na zaaranżowane małżeństwo.
Nigdy!
Dlaczego nie widziałam wcześniej nowych rozdziałów xd !?! #pytanieretoryczne#gapiostwoMao#
Moja reakcja to:♥♥♥♥♥♥♥♥♥♡♥♡♥♡♥♡♡♡♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥
Przypomnialam sobie czym było dla mnie to opowiadanie xD
A tak mniej romantycznie - zawsze lubiłlubilam wszelkie opo o Tomie, niestety mało takich znalazlam wśród polskich blogow, a pasujacych do mojej wizji jeszcze mniej. W końcu się zbuntuję i sama zacznę o nim pisać xd
Mnie Dumbledore czasem irytuje. A jeszcze bardziej to, jak inni uważają go za świętego, tylko dlatego, że broni akurat taką grupę ludzi. Owszem, to dobrze, że ujmuje się za bezbronnymi mugolami i dysktyminowanymi mugolakami, ale jest tylko czlowiekiem i jak kazdy - robi błędy. A ze względu na swoje potężne umiejetnosci - są większe niz zwyklych ludzi. Irytuje mnie wlasnie takie podejście, jakie przedstawiła mama Sabriny czyli że - nie popierasz D. id razu jesteś smierciozerca.
W końcu Sabrine ma prawo go nie darzyc sympatią.
(Tylko może nie od razu zabijać. ..)
Jakoś się nie mogę wyslowic. pisalam już jak oceniam rozdział?
♥♥♥♥♥/5
+1♥ za opis wspomnień poczciwego D. :-D
Nie będę już dziś więcej slodzic, żebyś od tego cukru nie musiała iść plukanie żołądka xd
Ale co ja poradzę, że proporcje czasem się mnie nie chcą trzymac xd ( #tak#bardzo#po#polsku# xd )
Do następnego! :-D
Dziękuję za komentarz :) Ja uwielbiam opki o Tomie xD ale juz chyba przeczytalam wszystkie jakie sa :( wiec sie zbuntowalam i zaczelam pisac wlasne xd
UsuńPozdrawiam
Mam ten sam problem xD ale póki co jest jeszcze twoje :-D
Usuń