Azkaban należał do miejsc, w których nikt nigdy nie
chciał się znaleźć. Niegdyś była to twierdza znanego czarnoksiężnika -
Ekrizdisa. To on za pomocą magii wzniósł, na wyspie zlokalizowanej na Morzu
Północny, ową fortecę. Zwabiał do niej mugolskich żeglarzy, na których
praktykował najstraszliwsze czaronomagiczne klątwy.
Po jego śmierci zaklęcia ukrywające Azkaban
przestały działać. Ministerstwo Magii odnalazło dom czarodzieja i dogłębnie zbadało.
Urzędnicy wyznaczeni do tego zadania wrócili przerażeni i całkowicie pozbawieni
pozytywnych uczuć. Przypominali zjawy, mieli koszmary i bali się wychodzić z
domów. Dopiero po tygodniu ich stan wracał do normalności.
Odizolowane od świata miejsce samo w sobie było
okropne. Znajdowało się tam kilkaset niewielkich cel z szparką pełniącą rolę
okna i kratami zamiast drzwi. Ściany zbudowane z żółtych kamieni były
zabrudzone czymś, co do złudzenia przypominało krew. Wszędzie wisiały łańcuchy,
w niektórych pomieszczeniach odnaleziono nawet, udoskonalone magicznie,
mugolskie narzędzia tortur. Jednak największą grozę stanowiły stwory
zamieszkujące Azkabanu - dementorzy.
Początkowo czarodzieje nie wiedzieli, co zrobić z
magiczną budowlą. Część z nich chciała ją zniszczyć, jednak problemem okazali
się jej mieszkańcy. Bano się zemsty nieśmiertelnych potworów, które zostałyby
pozbawione domu.
Po uchwaleniu Międzynarodowego Kodeksu Tajności
Czarów postanowiono zamienić liczne, rozsiane po wsiach i miastach
czarodziejskie więzienia na jedno. Kiedy do władzy doszedł Damocles Rowle,
sadystyczny czarodziej słynący z niechęci do mugoli, natychmiast wysunął pomysł
wykorzystania do tego celu Azkabanu. Dementorzy mieli wówczas strzec skazańców.
Jego idea spodobała się czarodziejom i wcielono ją w życie.
Dopiero piętnaście lat później Eldritch Diggory
sprzeciwił się niehumanitarnemu traktowaniu więźniów. Skłoniła go ku temu
wizyta w owym przerażającym miejscu. Zaczął, więc szukać alternatywnego
rozwiązania, jednak nie spodobało się to społeczeństwo. Azkaban doskonale
pełnił swoją funkcję, dodatkowo, dzięki dostarczaniu do niego nowych skazańców,
utrzymywał dementorów z dala od lądu. Następcy Diggorego, zmarłego
przedwcześnie na smoczą ospę, przymykali
w związku z tym oko na problem nieludzkich warunków w więzieniu.
Albus Dumbledore również nie widział przeciwwskazań,
by wykorzystywać ową budowlę do przetrzymywania przestępców. Co prawda
przemierzając korytarze twierdzy w obstawie trójki urzędników przysłanych tu z
Ministerstwa Magii odczuwał litość wobec skazańców. Jednak gdyby przestrzegali
prawa czarodziejów nie trafiliby tu. Sami więc są winni swojego nędznego losu.
Towarzysze czarodzieja byli bladzi i przerażeni rzucali
oczami na wszystkie strony. Los więźniów nie zaprzątał im głów. Chcieli jedynie
wydostać się z wyspy i wrócić do swoich bezpiecznych domów. Tutaj czuli się jak
przystawki na talerzu podsuniętym dementorom. Nie uspokajał ich nawet fakt, że
wokół całej czwórki latał wyczarowany przez dyrektora Hogwartu patronus w
formie feniksa.
Z naprzeciwka wyszedł młodzieniec - również z
obstawą. Przed nim kroczył dumnie jeleń z imponującym porożem. Skinieniem głowy
nowoprzybyły powitał starszego mężczyznę. Dumbledore uśmiechnął się.
- Witaj, James.
- Po co ściągałeś mnie do tego parszywego miejsca,
dyrektorze?
Albus gestem ręki kazał mu iść za sobą ku jednej z
wielu cel znajdujących się na najwyższym piętrze budynku. Więziła jednego z
najlepiej strzeżonych tu ludzi. Przed kratami znajdowało się pięciu dementorów.
Lewitowali jednak w rogu tuż pod sufitem, bądź pod przeciwległą ścianą starając
się być jak najdalej od wejścia do celi. To stanowiło dziwne zjawisko w tym
miejscu.
James Potter nakierował na nich różdżkę, prowadząc do
nich srebrzystego jelenia. Potwory natychmiast odleciały, a mężczyźni podeszli
do krat.
W kącie leżała zwinięta postać. Wyglądała jak
skupisko brudnych, poszarpanych szmat. Gdyby nie rytmicznie unosząca się przy
oddechach klatka piersiowa, można by uznać ją za martwą. Ten widok wzbudzał
współczucie w sercu młodego mężczyzny. Nikt nie zasłużył sobie na taki los.
Nawet ona.
Jednak mimo żałosnego stanu w jakim znalazła się owa
osoba, nie była ona słabym, nic nieznaczącym przestępcą. O jej sile i potędze
świadczył niewielki, świetlisty wąż zwinięty w kłębek na środku ciasnej celi.
To właśnie jego chciał pokazać chłopakowi Dumbledore.
Odprawił urzędników z niedowierzeniem wpatrujących
się w zwierzę. Początkowo próbowali się sprzeciwić woli czarodzieja, tłumacząc,
że to niebezpieczne, jednak dyrektor zbył ich obawy machnięciem ręki. Byli więc
zmuszeni oddalić się na taką odległość, która umożliwiała im swobodną rozmowę.
- Patronus? Wyczarowany tutaj, bez różdżki i to
przez więźnia?
James patrzył na gada szeroko otwartymi oczami. To
było niemożliwe, żeby ktokolwiek znalazł chodź jedno dobre wspomnienie w takim
miejscu. Azkaban zabierał wszystko, co było dobre. Nawet myśli. Oni sami
musieli wyczarować patronusy jeszcze zanim znaleźli się w pobliżu ponurej
wieży. Wyczarowania go wewnątrz niej nie wchodziło w grę.
- Otóż to. Niecodzienne zjawisko, prawda?
- Jak?
Dumbledore popatrzył na niego znad okularów-połówek.
Jego intensywnie niebieskie spojrzenie wydawało się przewiercać młodego
czarodzieja na wylot. Potter poczuł lekki niepokój odwzajemniając je. Czaiło
się w nim coś niebezpiecznego.
- Właśnie tego, James, musimy się dowiedzieć.
Świetlisty wąż poruszył się. Wyczarowanie go kosztowało
wiele sił, a mimo to nie na wiele się zdawało. Sama świadomość odebrania wolności
i zamknięcia w tym strasznym miejscu na bardzo długo powoli odbierała
uwięzionej postaci chęci do życia.
Dumbledore i Potter odeszli od celi nie mając
świadomości, że serce więźnia krwawiło z powodu żałoby, a duszę rozrywały
wyrzuty sumienia. Mimo wszystko tliła się w nim nikła chęć życia. Życia,
wolności i zemsty…
~*~
Na pustej ulicy w środku nocy znikąd pojawiła się
zakapturzona postać. Jej przybyciu towarzyszył charakterystyczny trzask
teleportacji. Dużo ryzykowała używając tego środka transportu. Mugole mogli ją
zobaczyć. Nie miała jednak ani siły, ani ochoty na ostrożność. Pragnęła jedynie
znaleźć się w swoim łóżku i odpłynąć w krainę snów.
Nie było jej to dane. Gdy tylko przekroczyła próg
domu, przed którym się aportowała, światła w holu zapaliły się. Ujrzała
wściekłą kobietę ubraną w różowy szlafrok i tego samego koloru papcie. Trzymała
się pod boki, mierząc przybysza złowrogim, przepełnionym złością spojrzeniem.
Jej mina nie wróżyła nic dobrego, a zielone oczy ciskały pioruny. Usta miała
zaciśnięte w wąską, prawie niewidoczną kreskę.
Wyglądała zabawnie stojąc rozwścieczona w różowym
ubranku i papilotami na głowie. Jej widok wywołał krzywy uśmiech na twarzy
zakapturzonej postaci.
– Gdzieś ty
była?! Nie było cię w domu przez trzy dni! Trzy dni!
– Nie histeryzuj. Mam dwadzieścia lat – spokojna, lekceważąca odpowiedź córki rozsierdziła
kobietę.
– Ale mieszkasz w moim dom i masz się stosować do
moich zasad! – wrzasnęła.
Przez głowę przybysza przeleciało wiele
sarkastycznych uwag i ciętych, chamskich odpowiedzi. Dziewczyna w ostatniej
chwili postanowiła nie pyskować kobiecie. Miała w sobie jeszcze resztki
szacunku do niej.
– O co ci
właściwie chodzi? Adele i Brina mogli przychodzić w środku nocy po tygodni
nieobecności.
– Twoje
starsze rodzeństwo załatwiało sprawy Zakonu! Byli i są użyteczni. Mogłabyś brać
z nich przykład!
Zawód w jej
głosie konkurował z gniewem. Kobieta przypominała wulkan tuż przed erupcją.
Wypluwała słowa pełne jadu, oskarżenia i pogardy, które każdego sparzyłyby i
zraniły jak rozgrzana, sycząca lawa wypływająca z wulkanicznego stożka. Jej
głos zmieniał się jedynie wtedy, gdy mówiła o Dumbledorze i jego Zakonie.
Chwaliła go, stawiała na piedestale. Podawała jako wzór do naśladowania.
Potok słów
nie ustawał, a zakapturzona postać coraz bardziej drżała. Nie dlatego, że
zraniły ją jakikolwiek słowa mówiącej. Przyzwyczaiła się do nich, uodporniła na
nie. Już nie były w stanie jej skrzywdzić. Nie mogła jednak znieść pochwał na
temat Dumbledora i jego organizacji. Gniew wrzał w niej. Nie umiała, a nawet
gdyby umiała, nie chciałaby powstrzymać furii, jaka z niej wyszła, przerywając
wywód starszej czarownicy w pół słowa.
- Dumbledore to bohater! Dumbledore to cud nad cudy! Dumbledore,
Dumbledore, Dumbledore! – wrzasnęła.
Oczy
zapłonęły jej tak intensywnie, że matka dziewczyny patrząc w nie na chwilę
straciła rezon. Przypominały w tej chwili dwa jarzące się szmaragdy. Był
doskonale widoczne nawet pomimo opadającego na twarz kaptura. W tamtym momencie
naprawdę przeraziła się swojego dziecka.
– Wszyscy go chwalą! A nikt nie chce dostrzec
prawdy!
Złapała
oddech i krzyknęła prosto w szokowaną twarz rozmówczyni.
– A prawda
jest taka, że to głupi, naiwny starzec! Powołał śmieszną grupę obrońców świata,
która nie ma żadnych szans z potęgą czarnej magii! To zwykły oszust i morderca!
Potwór większy nawet od Lorda Voldemorta!
Kobieta dopadłszy do niej w paru krokach, wymierzyła
jej siarczysty policzek. Dziewczyna była tak zdziwiona zachowaniem matki, że
nawet nie zareagowała. Ta wykorzystała to i złapała ją za poły płaszcza i
potrząsnęła z całej siły. Przy okazji strąciła dziewczynie kaptur i jej oczom
ukazała się ogarnięta zdziwieniem i furią twarz młodej kobiety.
Patrząc w intensywnie zielone tęczówki córki szarpnęła
nią gwałtownie.
– Ostrzegam cię, Sabrine…
– Mamo?
Kobieta jak oparzona odskoczyła od swojej ofiary i
popatrzyła w stronę schodów, na których stała przerażona nastolatka. Sabrine
również zwróciła wzrok w tamtą stronę. Z całych sił próbowała się uspokoić. Nie
chciała wywołać paniki u młodszej siostry.
– Lisa, dlaczego jeszcze nie śpisz? Jutro jedziesz do
szkoły! Musisz się wyspać.
Roztrzęsiona pani Grich podeszła do dziewczyny i
pociągnęła ją po schodach na górę. Nim zniknęła w ciemnościach korytarzach,
obróciła się i rzuciła starszej córce nienawistne spojrzenie. Sabrine już dawno
przestała zwracać na nie uwagę. Od zawsze rodzice traktowali ją jak największe
życiowe nieszczęście.
Była jedyną z czworga rodzeństwa, której zaplanowali
życie. Najpierw wybierali jej przyjaciół - arystokratów z dobrych rodzin -
których szczerze nienawidziła. Nigdy z żadnym tak naprawdę nie połączyła jej
nić porozumienia ani sympatii, co wywoływało w jej rodzicach złość. Dziewczyna
nie umiała tego zrozumieć. Przecież nikt nie powinien złościć się na nią za to,
że nie lubi bawić się z nudnymi, sztywnymi dziećmi. Na początku jednak starała
się sprostać żądaniom rodziców, jednak szybko się poddała. Dzieciaki nie
wzbudzały w niej zaufania. Stała się typem odludka, co doprowadzało do szału
jej opiekunów.
Później, kiedy dostała list z Hogwartu zaskoczyli ją
nowiną, że wynajęli dla niej prywatnego nauczyciela. Sabrine chciała zaznać
swobody i nie mogła doczekać się wyjazdu do szkoły magii, dlatego wściekła się
na wieść, że nigdy tam nie pojedzie. W napadzie szału zniszczyła salon i pół
kuchni. Już wtedy wykazywała duże zdolności w kontrolowaniu magii, więc straty
były ogromne. Przerażeni Grichowie zniknęli wtedy na cały dzień. Rano pojawili
się ze starszym mężczyzną. Miał długą brodę i włosy w kolorze srebra. Na
krzywym nosie, złamanym w co najmniej dwóch miejscach, znajdowały się okulary-połówki.
Niebieskie oczy przybysza, który przedstawił się
jako Albus Dumbledore, otaksowały jedenastolatkę uważnie. Sabrine wydawało się,
że skanuje ją wzrokiem, co nie było przyjemne. Mimo swojego dobrotliwego
wyglądu staruszek nie zrobił na niej pozytywnego wrażenia. Wręcz przeciwnie.
Nie polubiła go.
Grichowie zaprowadzili gościa do gabinetu pana domu.
Czarnowłosą zżerała ciekawość, czego będzie dotyczyć rozmowa, jednak uznała
podsłuchiwanie za zbyt poniżające. Postanowiła cierpliwie czekać w posprzątanym
przez skrzaty salonie.
Spotkanie ciągnęło się w nieskończoność i w końcu zmorzył
ją sen. Obudził ją dopiero odgłos otwieranych drzwi. Uchyliła lekko powieki i
dostrzegła Dumbledora z jedną ręką na klamce drzwi wyjściowych. Gospodarze
wpatrywali się w niego z mieszaniną niezdecydowania.
– Nie bójcie się. Nie spuszczę jej z oka. Możecie być
pewni.
– Oczywiście, Albusie. Ufamy ci.
Kiedy Dumbledore opuścił dom, Grichowie zwrócili się
w stronę córki. Widząc, że się obudziła, kazali się jej spakować. Dziewczyna
była w siódmym niebie, kiedy oznajmili, że następnego dnia wyjedzie do
Hogwartu.
Przekonana o odzyskaniu wolności Sabrine z
podekscytowania nie mogła spać. Szybko jednak okazało się, że wcale nie zyskała
większej swobody. Miała wrażenie, że wszyscy nauczyciele, na czele z profesorem
Dumbledorem, bacznie ją obserwują. Kiedy jako jedyna ze swojej rodziny trafiła
do Slytherinu dostrzegła grymas niezadowolenia malujący się na twarzy
nauczycielki siedzącej po prawo dyrektora. Natomiast staruszek zmarszczył brwi
i wlepił w nią błękitne tęczówki. Czuła się bardzo nieswojo. Następnego dnia
dostała wyjca, w którym ojciec dał jej dobitnie do zrozumienia, że się za nią wstydzi.
,,Slytherin! Nikt nigdy nie zhańbił naszej rodziny
bardziej niż ty!”
Przez cały dzień zastanawiała się, skąd jej rodzice
wiedzieli do jakiego domu trafiła. List z informacją miała im wysłać dopiero wieczorem.
W szkole poznała Doris Pain i Leo Huntera. Przez
kilka miesięcy szczerze się nienawidzili. Jednak później , mimo protestów
rodziców, zaprzyjaźniła się z nimi.
Przez trzy lata rozkwitała. Do domu wracała jedynie
na wakacje tłumacząc, że w święta ma dużo nauki. Tak naprawdę po prostu nie
chciała jechać do znienawidzonego miejsca. Poza tym nie miała zamiaru zostawiać
Leo w zamku samego. On nie miał rodziny. Wychował się w sierocińcu, a jej
rodzice nie chcieli nawet słyszeć o zaproszeniu go do siebie.
W tamtym czasie do władzy dochodził Voldemort.
Rodzice Doris byli jednymi z jego pierwszych popleczników. Dumbledore nigdy ich
nie lubił i od początku podejrzewał małżeństwo o śmierciożerstwo, jednak nie
miał dowodów. Mimo wszystko nie przeszkodziło mu to w ostrzeżeniu Grichów. Ci
wściekli się na córkę i zakazali jej kontaktu z ,,dzieckiem morderców” i ”sierotą
o niewiadomym pochodzeniu”. Według nich takie towarzystwo było dla niej
nieodpowiednie.
Wówczas nastolatka zbuntowała się. O ile do tej pory
starała się zachować chociażby pozory uległości, teraz zupełnie to porzuciła. Postanowiła
w końcu być sobą i nie przejmować się innymi.
Od zawsze ciągnęło ją do Działu Ksiąg Zakazanych.
Nigdy nie miała jednak tyle odwagi, by sięgnąć do wiedzy jaką skrywał. To bardzo
szybko uległo zmianie. Początkowo ukrywała nocne zakradanie się do biblioteki
przed przyjaciółmi. Wbrew temu, co myśleli o nich Grichowie byli porządnymi
dzieciakami. Sabrine czasami wściekała się i mówiła, że mają nadwrażliwe
sumienia i zbyt wielkie poczucie moralne. Jednak posiadali coś jeszcze -
ambicje. Pragnęli zgłębiać wiedzę, dlatego kiedy dowiedzieli się o wyprawach do
zakazanego działu, natychmiast dołączyli się do przyjaciółki.
Sabrine nie miała skrupułów, by używać zdobytej
wiedzy, jednak Leo i Doris nie pozwalali jej krzywdzić niewinnych czarną magią,
którą zgłębiali. Gdyby nie oni zło zapewne zakradłoby się w duszę Sabrine i
zawładnęło nią całkowicie. To oni stali się jej sercem i sumieniem. Jako jedyni
mieli na nią wpływ i potrafili odwieźć od okrutnych planów.
Doris przynosiła z domu czarnomagiczne księgi, które
studiowali w, odkrytym na trzecim roku, Pokoju Życzeń. Nauka nie stanowiła dla
nich żadnego kłopotu. Chłonęli wiedzę ciągle żądni nowej. Nie dało się nie
zauważyć wzrostu mocy i potęgi trójki. Nawet nauczyciele czuli przed nimi
respekt. Używali zaklęć na pograniczu białej i czarnej magii. Próby krzywdzenia
któregokolwiek z nich kończyły się dla śmiałków tragicznie. Jednak nigdy nie
było dowodów na ich winę. Mimo tego wszyscy ich uwielbiali. Szybko też stali
się pupilami profesorów.
Jedną z ich charakterystycznych cech stanowiła
niezdolność przebaczania. Jeżeli ktoś zranił ich, oni pamiętali o tym bardzo
długo. Dlatego już od drugiej klasy zaczęto nazywać ich Niewybaczalnymi. Doris
z racji nazwiska okrzyknięto Crucio. Leo posiadał niesamowitą zdolność
perswazji, dlatego nazwano go Imperio. Natomiast Sabrine była zabójcza w każdym
calu. Piekielnie inteligentna i piękna, a do tego wykazująca predyspozycje do
okrucieństwa. Avada doskonale do niej pasowała.
Pseudonimy tak do nich przyrosły, że wszyscy
zwracali się do nich jedynie nimi. Początkowo nauczyciele próbowali temu
zapobiec, jednak z czasem i oni przejęli owy zwyczaj. Jedynym wyjątkiem był
oczywiście Dumbledore.
Rodzice nie potrafili zaakceptować zmian, jakie
zaszły w ich córce. Próbowali nawet zabrać ją ze szkoły. Nie mieli jednak do
tego podstaw, a Imperio doskonale znał się na prawie czarodziejów. Zagroził
Grichom, że złożą skargę do Departamentu Edukacji.
Kiedy skończyła szósty rok nauki i wróciła do domu
na wakacje, powitała ją nieoczekiwana wiadomość. Jej rodzice postanowili wydać
ją za mąż za syna swoich najlepszych przyjaciół. Ślub miał odbyć się w następne
lato, tuż po zakończeniu jej nauki w Hogwarcie.
Zbyli pytania, dlaczego jej starsze rodzeństwo nie
miało narzucone, kogo poślubią. Oznajmili, że to postanowione i nie ma odwrotu.
Sabrine nie kłóciła się z nimi. Już dawno przestały interesować ją ich plany
względem niej. Zajęła się kontynuowaniem studiowania czarnej magii wraz z
Imperio i Crucio nieprzejmując się przyszłością.
Z racji tego, że zdali owutemy najlepiej z całej
szkole złożono im wiele propozycji dotyczących pracy w Ministerstwie Magii.
Grichowie oczywiście od razu wybrali dla swojej córki, według nich, najlepszą
opcję – kurs na aurora. Sabrine i tym razem się nie sprzeciwiła. Z utęsknieniem
czekała dnia, w którym odzyska wolność.
Po zakończeniu
Hogwartu spełniła prośbę rodziców i spakowała cały swój dobytek. Następnego
dnia miało odbyć się jej wesele, a ona przeprowadzić się do domu męża.
Jednak zamiast jej walizki znaleźć się w domu
narzeczonego Sabrine, pojawiły się u Painów. Natomiast Sabrine z niewielkim
plecakiem, w którym znajdowały się najpotrzebniejsze rzeczy, miast stanąć przed
ołtarzem, stanęła na peronie dziesiątym. W południe kościelne dzwony nie
oznajmiły zmiany jej statusu cywilnego. W zamian odgłos odjeżdżającego pociągu
ogłosił początek podróży w nieznane.
Przez dwa lata Sabrine gościła w domu jedynie kilka
dni w roku. Jej rodzice szaleli z wściekłości i każdemu pobytowi w tamtym
miejscu towarzyszyły kłótnie. Nikt nie miał pojęcia, gdzie podziewają się
Niewybaczalni, kiedy nie było ich w kraju. Sami zainteresowani doskonale
zdawali sobie sprawę, że ciągle są poszukiwani. Dumbledore bardzo długo starał
się ich wyśledzić, jednak z czasem musiał zając się ważniejszymi sprawami. A
konkretnie jedną. Walką z Lordem Voldemortem.
Ludzie zaczęli bać się wymawiać imienia
czarnoksiężnika. Nazywali go Tym-Którego-Imienia-Nie-Wolno-Wymawiać lub krócej
Sam-Wiesz-Kim. Jego ludzie okrzyknęli się Śmierciożercami. Zabijali mugoli,
prześladowali mugalaki. Nastały czasy śmierci i cierpienia. W chaosie, który
nagle zapanował w czarodziejskim świecie zdawało się, że nikt już nie pamięta o
Niewybaczalnych. Nikt prócz pewnego starego dyrektora Hogwartu.
Avada, Imperio i Crucio byli z dala od wojny.
Podróżowali po świecie zgłębiając wiedzę.
Zwiedzili miejsca pełne pradawnej magii. Poznawali rytuały, o których
pamięć przetrwała jedynie w przekazywanych z ust do ust opowieści starych,
amazońskich plemion. Odkrywali starożytne klątwy i uroki, które służyły dawnym
Egipcjanom do zabezpieczania grobowców faraonów lub leczenia przeróżnych
chorób. Zawędrowali nawet do dalekiej, albańskiej puszczy. Wrócili z tej
podróży rok temu o wiele potężniejsi i mądrzejsi.
Dumbledor natychmiast zaproponował im dołączenie do
Zakonu Feniksa. W jego oczach czaiła się
niema groźba i przymus. Odmówili. Nie chcieli po raz kolejny znaleźć się pod
czujnym okiem dyrektora Hogwartu. Cenili sobie wolność i swobodę. Czarodziej
tego nie zrozumiał…
~*~
– Gdzie
byłaś?
Odkąd
Sabrine zeszła na śniadanie w jadalni panowała napięta atmosfera. Matka
mierzyła ją nienawistnym spojrzeniem, ojciec zachowywał się, jakby jego córka
była niebezpiecznym stworzeniem. Lisa natomiast nie wiedziała, o co chodzi
reszcie rodziny. Siedziała w ciszy nie mogąc doczekać się opuszczenia domu.
– Miałam kilka rzeczy do zrobienia.
Mina ojca
świadczyła o niezadowoleniu z odpowiedzi, jednak postanowił nie drążyć tematu.
Przyzwyczaił się do ciągłej nieobecności córki. Odkąd zaczęła naukę w Hogwarcie
praktycznie przestał ją widywać. Święta spędzała z tą sierotą w szkole, a w
wakacje ciągle wymykała się z domu albo siedziała zamknięta w pokoju.
– Mogłabyś
przynajmniej powiedzieć, że cię nie będzie – pani Grich zmierzyła ją ostrym
spojrzeniem.
– Jestem
dorosła.
Wstała od
stołu i, nie zważając na protesty rodziców, wyszła z jadalni. Odechciało jej
się jeść. Chciała jak najszybciej znaleźć się daleko stąd.
To twoja
rodzina. Nie możesz ich tak traktować – irytujący głosik Crucio ponownie dał o
sobie znać.
Oj,
zamknij się – warknęła w myślach.
Na całą
resztę dnia zamknęła się w pokoju rozmyślając, co też Dumledore zamierzał zrobić.
W końcu nie wysyłałby tuzina członków Zakonu Feniksa, żeby odciągnęli
potencjalnych szpiegów od właściwego miejsca, gdyby to było nic nieznaczące
przedsięwzięcie. Cieszyła się, że misja czekania w ciemności, na deszczu i
mrozie przypadła jej. Gdyby nie to, nigdy nie dowiedziałaby się o tym
incydencie. Może w takim razie przyłączenie się do Czarnego Pana nie było aż
tak głupim pomysłem? W końcu dzięki temu ma dostęp do informacji o poczynaniach
tego starego głupca.
~*~
Zegar wybił północ. Dwie dziewczyny i chłopak
siedzieli na puchatym dywanie w niewielkim pokoju. Na przeciwko nich wesoło
trzaskał ogień w kominku. Nie był to jednak normalny ogień. Ten posiadał
specyficzną barwę. Na pierwszy rzut oka wydawał się niebieski, ale im dłużej
się w niego wpatrywało, tym bardziej jego kolor przypominał zieleń. Miał też
specyficzny kształt, bowiem płomienie nie były zwykłymi językami. Patrząc na
nie miało się wrażenie, że to kłębowisko ciągle podrywających się do góry węży.
Trzask ognia podobny był do syku tych gadów, a iskry sypiące się z paleniska -
tryśnięć jadu.
Sam kominek wykonany był z diamentowych drobinek, w
których odbijały się płomienie tworząc niesamowity widok. Feeria barw zalewała
pokój i dawała efekt kuli dyskotekowej jednak o wiele cudowniejszy, piękniejszy.
Ściana naprzeciw kominka obklejona została zdjęciami
przedstawiającymi różne zakątki świata. Uwieczniały egipskie piramidy, albańską
puszcze, miejsca kultu już dawno zapomnianych bogów, dawne tereny majów, inków,
amazońskich plemion, Stonehenge, Wieżę Diabła, Salem i wiele innych bardziej
lub mniej magicznych miejsc. Jednak kiedy dobrze się wpatrzono, można było
dostrzec, że nie są to zdjęcia lecz miniaturowe okienka z widokiem na te
cudowne zakątki. Wszystkie one czekały na obejrzenie, zwiedzenie, zbadanie.
Kolejną ścianę zajmowało wmurowane w nią okno. Widok
z niego nie pokazywał nieba, a przynajmniej nie w podstawowym znaczeniu tego
słowa. Przedstawiał za to obraz kosmosu. Jednak nie takiego którego można
zobaczyć na mugolskich zdjęciach satelitarnych bądź w podręcznikach do
astronomii i astrologii. Tutaj żadna planeta nie zachowywała swojej naturalnej
wielkości ani położenia. Po lewej stronie błyszczał olbrzymi księżyc. Zza niego
wychylał się Saturn ze swoim imponującym pierścieniem. Po prawej widniały
gwiazdy Wielkiego Wozu i pierwszego znaku zodiaku. W oddali majaczył Neptun
tańczący po okręgu z Marsem. Nagle powietrze przecięła kometa, a chwile później
spadł deszcz meteorów.
Na wprost tego niecodziennego widoku znajdowały się
drzwi ozdobione płaskorzeźbami, rycinami i wszelakimi ornamentami.
Przedstawiały walczące tudzież biegnące w galopie jednorożce, płonące bądź też
latające w przestworzach feniksy. Pełno też było wijących się lub zabijających
wzrokiem swoje ofiary bazyliszków. Wgłębienia połyskiwały złotem. Z tego samego
kruszcu stworzono klamki w postaci węży. Za oczy gadom służyły mieniące się w
blasku kominka szmaragdy.
Sufit
też nie był codzienny. Stanowiły go ułożenie jedna obok drugiej stare i nowe
księgi. Uporządkowane zostały kolorystycznie od jasnych z lewej strony do coraz
ciemniejszych z prawej.
Jednak trójka młodych, około czternastoletnich,
czarodziei nie zwracała uwagi ani na syfit, ani widok za oknem, ani nawet na
niesamowite drzwi czy ścianę z okienkami. Ich interesowało to, co leżało na
podłodze przed nimi. A była to bardzo stara księga zawierająca pożądaną przez
nich wiedzę. Tuż obok na aksamitnej poduszeczce spoczywały trzy medaliony w
kształcie podłużnych, równoramiennych trapezów na srebrnych łańcuszkach.
Dziewczyna
o włosach koloru pszenicy rozsypała na podłodze kosztowne, niezwykle drobne
kamyczki. Następnie rozdzieliła je i posegregowała. Na jedną stronę zgarnęła
rubiny, na drugą szmaragdy a na ostatnią diamenty.
Chłopak wodził palcem po kolejnych wersach księgi
pochłaniając ich treść. Miał zmarszczone brwi i wyglądał na skupionego.
Druga z dziewczyn siedziała obok ze znudzoną miną. W
dłoniach obracała różdżkę, a wzrok utkwiła w magicznym ogniu. Patrząc w niego
widział jak płomienne węże walczą ze sobą, szarpią się i zabijają wzajemnie.
Nagle chłopak krzyknął podekscytowany. Porwał swoją
różdżkę i wycelował w kamyki lewitując szmaragdy nad jeden z medalionów.
Czytając uważnie wers za wersem starożytnego zaklęcia wyobrażał sobie węża ze
zwiniętym ogonem i uniesionym wysoko łbem. Starał się całkowicie skupić na
czynności i udało mu się. Magia porwała go. Świat zewnętrzny przestał się dla
niego liczyć. Słowa zapisane w księdze wypływały z jego ust jak modlitwa. Nie
rozumiał ich, ale czuł magię i potęgę, którą kryły.
Z jego różdżki wypłynęły srebrzyste nici łącząc jej
koniec z drobnymi klejnotami. W powietrzu zaczął się z nich formować wąż,
którego cały czas miał w pamięci. Kiedy był już gotowy, wszystkie jednocześnie
spłynęły na medalion wtapiając się w srebro.
Chłopak ciężko dysząc oparł się na ramionach. Oczy
błyszczały mu z podniecenia i dumy, ale czaiło się w nich także zmęczenie. Pot
spływał mu po skroniach i plecach, a oddech nie chciał uspokoić.
Znudzenie dziewczyny całkowicie wyparowało. Chwyciła
za medalion, ale prawie natychmiast odrzuciła go z krzykiem. Parzył jakby
dopiero co wyjęto go z ognia.
– Zostaw! To trzeba zanurzyć w eliksirze - zawołała
blondwłosa dziewczyna i pomyślała o misce z zimną wodą.
Ta natychmiast zmaterializowała się przed nią.
Podało ją przyjaciółce, która od razu włożyła do niej oparzoną dłoń.
– Dzięki.
Po chwili rzuciła na rękę zaklęcia: zmniejszające
oparzenia, chłodzące i przeciwbólowe. Mruknęłą, że zaraz wraca z eliksirem i
wyszła z magicznego pokoju. Znalazła sie na korytarzu siódmego piętra w
Hogwarcie. Odwróciła się, żeby upewnić się, że wrota do Pokoju Życzeń zniknęły.
Z przerażeniem stwierdziła, iż nie tylko nie widzi drzwi, ale także nie ma
śladu po ścianie. Zamiast niej ujrzała absolutną ciemność. Rozejrzała się
cofając. Spodziewała się uderzyć plecami o przeciwległą ścianę, ale ona także
przepadła. Mrok otoczył ją ze wszystkich stron. Nie czuła już podłogi pod
nogami i miała wrażenie, że unosi się w próżni.
Serce biło jej w piersi jak oszalałe. Momentalnie
ogarnęło ją jeszcze większe przerażenie. Z ciemności wyłoniło się kilkanaście
par rąk sięgając po nią.
Zaczęła wrzeszczeć i ten wrzask ją obudził. Usiadła
gwałtownie na łóżku łapiąc spazmatycznie powietrze i walcząc o oddech. Pokój
zabłysnął oślepiającym światłem. Po chwili zorientowała się, że nadal krzyczy,
więc zatkała sobie usta dłonią. Kołysała się w przód i w tył próbując się
uspokoić. Ten koszmar stawał się z nocy na noc coraz gorszy. Na początku
kończył się po wyjściu z Pokoju Życzeń. Później trwał, aż do ogarnięcia ją
całkowicie przez mrok. Teraz doszły do tego wyłaniające się z ciemności ręce.
Podkuliła nogi i objęła je. Nadal kołysała się, ale
już o wiele spokojniej. Łatwiej było jej oddychać i nie musiała już zatykać
ust, by nie wrzeszczeć.
Wiedziała jednak, że jest za wcześnie na ponowne
oddanie się w objęcia Morfeusza. Serce obijało się jej o żebra, a oddech nadal
był niespokojny. Wątpiła czy udałoby się jej ponownie usnąć.
Resztę nocy spędziła w tej niewygodnej pozycji
wpatrzona w cienie malujące się na ścianie.
~*~
Wybiegła
przed dom i w kilku krokach przemierzyła podwórko. Ruch uliczny sprowadzał się
do jednego, zagubionego samochodu wlekącego się niemiłosiernie. Większość
mieszkańców Humtiere Place stanowili czarodzieje, więc auta znajdowały się na
podjazdach nielicznych domów. Dzięki małej liczbie mieszkańców mugolskiego
pochodzenia ulica zyskała miano opustoszałej. W końcu czarodzieje nie trudzili
się chodzeniem po chodnikach. Za pomocą proszku Fiuu przemieszczali się bez
wychodzenia z domu, a teleportacja umożliwiała im znikanie z własnych
podjazdów.
Rozejrzała
się. Nigdzie nie zauważyła żadnego mugola, więc z cichym trzaskiem zniknęła. Wylądowała
na tyłach zatęchłego baru.
Ciągłe
ukrywanie się zaczynało działać jej na nerwy. Nie przywykła do życia wśród
niemagicznych ludzi. W Hogwarcie mogła używać czarów do woli, a w czasie
podróży unikali miejsc niezwiązanych z magią. Powoli docierało do niej,
dlaczego śmierciożercy są tak bardzo rozgoryczeni sytuacją. Czarodzieje byli
zmuszeni do ukrywani się po kątach, podczas gdy mugole żyli sobie jak pączki w
maśle.
Gdy tylko
znalazła się w wybranym przez siebie miejscu jej nozdrza zaatakował odór
rozkładu. Mieszał się ze smrodem uryny, brudu i krwi. W ułamku sekundy zebrało
się jej na wymioty. Wszędzie walały się śmieci, stały kontenery z odpadkami, a
kawałek dalej leżały pudła i poszarpane, brudne szmaty. Zapewne było to
,,mieszkanie” bezdomnego mugola. Śmierdziało z niego nawet bardziej niż ze
śmietników.
Cichy trzask
za plecami wzbudził jej czujność. Różdżka natychmiast zmaterializował się w jej
dłoni. Zerknęła przez ramię i zmrużyła oczy. Z mroku wyłoniła się sylwetka
zakapturzonej postaci. Ubrany był w stój typowy dla śmierciożerców. Czarne
szaty, peleryna tego samego koloru oraz srebrna maska, zapewniająca mu
anonimowość przypisane były jedynie sługom Czarnego Pana.
W ręku,
jakby od niechcenia, trzymał różdżkę. Bawił się nią leniwie, jakby była mu
zupełnie zbyteczna. Z otworów na oczy patrzyła na nią para czarnych, bystrych
tęczówek. Nie widziała jego ust, ale była pewna, że są wykrzywione w ironicznym
uśmiechu.
– Witaj,
Dorianie.
Jeej, nowy rozdział! :D Zaraz wezmę się do czytania.
OdpowiedzUsuńBtw. Zostałaś nominowana do LBA na naszym blogu. Serdecznie zapraszamy!
Dziękuję! Mam nadzieję, że rozdział Ci się podobał :)
UsuńMi tam sie podoba. Szczególnie jeśli chodzi o rodzinę Sabrine - taka zimna, nieprzychylna. tacy trochę Mlfoy'owie, tylko po innej stronie barykady. jedyny zgrzyt to literówki, które pojawiły się niestety często :/ Wiem, że czasem trudno je wypłać, ale zazwyczaj przeczytanie za drugim razem rozdziału pomaga je wypłać :p
OdpowiedzUsuńpoza tym ja wole takie spokojne rozdziały, bo zawsze mam wrażenie, że to taka cisza przed burzą i nagle może się zdarzyć wielkie BOOM ^^ także moim zdaniem, nie masz za co przepraszać. Ja sama mam z tym problem, niestety...
Do zobaczenia w następnym rozdziale ^^
Sonia
Ciszę się :) Co do literówek - postaram się je wyłapać. Niestety w tym rozdziale często coś modyfikowałam w zdaniach i przez to powstały.
UsuńNie rozumiem, czemu uważasz, że przynudzasz, skoro Twoja historia jest naprawdę ciekawe. Nie zapałałam sympatią do rodziny Sabrine - w szczególności do jej matki, która uważała Dumbiego niemal za bóstwo! Prawdę mówiąc, Sabrine miała powody, aby wstąpić do Śmierciożerców - podoba mi się, że uwzględniłaś motyw psychologiczny tej decyzji. Mogę też przyznać, że Twoje opowiadanie mi się już wcześniej spodobało - lecz ten odcinek mi przypadł do gustu najbardziej!
OdpowiedzUsuńPS. Duży plus za wplecienie do fabuły historii Azkabanu.
PS2. Czyżby ta kobieta z więzienia to panna Pain?
Pozdrawiam, November z Escursione
Co do aspektu psychologicznego to jestem zwolenniczką poglądu "wszystko ma swoją przyczynę". A co do więźnia: możliwe...,że nie (diaboliczny uśmieszek) Cieszę się, że Ci się podobał :)
Usuńojej fajnie się czyta, czekam na kolejne
OdpowiedzUsuńzapraszam do obserwowania http://fantastic-brand.blogspot.com/
Dzięki za komentarz! :)
UsuńZostałaś nominowana do LBA!
OdpowiedzUsuńPytania znajdziesz tutaj:
http://ostatniamysl.blogspot.com/2016/07/lba-4.html?m=1
Pozdrawiam
Kot
Twoją historię przeczytałam jednym tchem. W żadnym momencie mnie nie zanudziłaś, zapewniam ;)
OdpowiedzUsuńMam nadzieje, że będziesz się w tej dziedzinie nadal rozwijała :)
Byłoby mi miło gdybyś zajrzała do mojego bloga: https://kontrowersyjni.blogspot.com/
Nie jest to opowiadanie, a raczej dość kontrowersyjne historie, które są zatajane przez media, a nawet historyków. Np. Że Czarna Śmierć to nie koniecznie Dżuma.
Życzę miłego dnia i liczę, że zajrzysz : )
Cieszę się, że Ci się podoba :) Mam nadzieję, że zostaniesz ze mną na dłużej!
UsuńChętnie do Ciebie wpadnę.
Jakie ty długie rozdziały piszesz!! O ludzie.... Fajnie, fajnie. Ja idę sie pakować na wyjazd.
OdpowiedzUsuńBajo
Miłego wyjazdu :) Dzięki za komentarz!
UsuńA tak chciałam być pierwsza. ;_; To jestem piętnasta.
OdpowiedzUsuńNo, to żeś odkurwiła długi rozdział, jest co czytać. Wszyscy teraz tak szarżują, pełno nowych opków, pełno konkursów, pełno nowych rozdziałów... Widzę, że będę mieć wakacje z Harrym Potterem, ale nie do końca tak, jak mówi TVN. XD
A tak naprawdę, to nadal mam focha, że nie dostałam informacji o rozdziale.
Już poczytałam spoilery i wiem, że będzie dużo o Azkabanie. Strasznie się cieszę, bo albo jest o nim bardzo mało w fanfikach, albo jest ujęty tak cukierkowo i nieprawdopodobnie nierealnie, że szkoda czytać. Zazwyczaj autorki (nie oszukujmy się, autorów potterowskich ff jest jak na lekarstwo) zapominają, że nikt tam nikogo nie głodził, nie bił, a największą karą była samotność i ta straszna energia dementorów.
O, widzę, że zrobiłaś risercz, lubię. :D Ja przy ostatnim swoim rozdziale też musiałam siedzieć nad encyklopedią i atlasem, nic przyjemnego, ale z perspektywy czasu człowiek się cieszy, że nie odwalił gówna. A, właśnie, zapomniałabym - zazdro, że jesteś już dwa rozdziały do przodu (pisałaś u mnie, że piszesz szóstkę, a na blogu masz dopiero czwórkę). Ja przez ostatnie dwa lata kojarzę wrzucanie nowych rozdziałów z takim maratonem, gdzie walczysz z czasem i lecisz na złamanie karku, z wywieszonym jęzorem, a każda minuta jest cenna. [*]
Kiedy myślałam o Azkabanie, zawsze mnie to zastanawiało - ludzie odwiedzający więzienie strasznie się czują i chcą je szybko opuścić (jak piszesz), ale nikt nigdy nie myśli o więźniach, którzy przecież są tam cały czas. Wątpię, żeby do Azkabanu często ktoś zaglądał, więc dementorzy, którzy też raczej nie opuszczają więzienia, muszą żywić się szczęściem tych samych osób przez cały czas. Odwiedzający nigdy nie pomyśleli (nawet Artur Weasley), jak muszą się czuć więźniowie, którzy są skazani na wieloletnie przebywanie w towarzystwie dementorów. Śmierciożercy czy zabójcy - im się należy. Ale np. do Azkabanu można pójść za samą napaść na aurora (jak Morfin czy Marvolo), a to chyba nie są aż tak straszne zbrodnie, które trzeba karać Azkabanem. Ciekawe, czy alimenciarzy też tam można spotkać. XD
Spotkanie Dumbledore'a i Jamesa Pottera pod Azkabanem? Nie powiem, zaskakujące! Jestem bardzo ciekawa kreacji Pottera, ale ten dumny jeleń z uniesionym porożem zalatuje mi już kanonem. :)
No nieźle. Patronus wyczarowany przez więźnia kisnącego w Azkabanie. I to bez różdżki. Zaciekawiło, nie powiem, już zaczynam snuć teorie spiskowe. Z pewnością nie jest to śmierciożerca, bo śmierciożercy nie znali takiej sztuczki, poza tym współpracowali z dementorami (podczas pierwszej wojny pewnie tylko z niektórymi, bo Voldek trzymał się w większym ukryciu, niż podczas drugiej wojny), a jeśli już ktoś bliski śmierciożercom i Voldkowi, to pewnie nie do końca zdeklarowany (jak Snape).
Ech, narzeczony zagadał mnie przez telefon, normalnie komentarz byłby już dawno. :/
Powiem Ci szczerze, że rzadko czytam regularnie jakieś opowiadanie (zakończone, trwające - nie ma znaczenia), ale jeśli czytam, to prawie zawsze nie poświęcam za dużo czasu na wgłębianie się w opko, zdarza mi się tylko przelecieć wzrokiem jakieś fragmenty, kiedy widzę, że robi się nudnawo (ha, wiem, że dużo osób tak samo robi z moimi tforami, bo przełknąć ponad 20 stron na raz nie jest tak prosto :D), ale u Ciebie czytam dokładnie każdą linijkę i każde słowo. Z jednej strony mi ulżyło, bo myślałam, że całkowicie utraciłam przyjemność z czytania, a z drugiej cieszę się PO PROSTU, bo naprawdę nie lubię się wszystkiego czepiać (naprawdę!). Twoje słowa płynnie przepływają mi przez myśli i bardzo mnie to cieszy, że przy Twoim opku nie trzyma mnie tylko ten przymus ,,a, jak już zaczęłam, to już skończę". Naprawdę czekam na kolejne rozdziały, jestem szczerze ciekawa kolejnych scen, czego nie odczułam już naprawdę od dawna. Bardzo się cieszę, że zostawiłaś mi swój link na moim blogu.
Błoże, cóż za głębokie wyznanie, nie wiedziałam, że tak potrafię. :D
Nie fachaj się. Nie chciałam Ci zsprzątać głowy czytaniem moich wypocin, żebyś miała więcej czasu na swój rozdział xD Słowo. Jeszcze przed opublikowaniem następnego powiadomię Cię i bd czekać na Tw kom, żeby wysłać reszcie info xD
UsuńMyślę, że alimentarze też tam trafiali xS w końcu za mniejsze przestępswa karano krótszym pobytem, a np śmierciojadków dożywociem.
Naprawdę cieszę się, że tak bardzo podoba Ci się moje opowiadanie ^^ Jestem mega szczęśliwa! To takie motywujące. Poza tym ja mam z Tw opkiem podobnie xD Jak wstawiłaś rozdział to zostawiłam, co rb i zaczęłam czytać. Niestety w połowie musiałam zrobić kolację, więc w jednej ręce trzymałam patelnię a w drugiej telefon xD
A i do następnego kom. Właśnie Dumby w moim opowiadaniu będzie bardzo często rb coś "dla większego dobra".
I nadszedł ten moment, kiedy oblał mnie zimny pot. Dosłownie. Jakimś cudem coś zajebało mi drugą połowę komentarza (czyli formalnie drugi cały komentarz, a był dość spory). A chciałam tyle powiedzieć! Dlaczego? Co ja zrobiłam? ;_;
OdpowiedzUsuńSpróbuję odtworzyć to, co wcześniej wypociłam.
Przy scenie z Sabrine i jej mamą pisałam coś, że gdybym miała życie i nie była przegrywem (czytaj: wychodziłabym z domu), moja mama pewnie też by się czepiała, że wychodzę na długo - i nie jest ważne, że też skończyłam już dwadzieścia lat. A później ponarzekałam na Dumbledore'a, że zgadzam się z Sabrine, że on faktycznie nie jest taki święty, że prawie wszystkie autorki fanfików go gloryfikują (i robią z niego jebaną swatkę dla np. Snape'a i Hermiony), a zapominają, że poza tym, że faktycznie oparł się pokusie sprawowania jakiejś wielkiej władzy, swoją zasadę ,,dla większego dobra" (może podświadomie) wciskał i do szkoły, i do Zakonu, i gdzie się tylko dało.
Co tam dalej... Ach, narzekałam na to, że wrzuciłaś wielki opis z hogwarckiego życia Sabrine w kłótnię. Nie jakoś bardzo, ale trochę pomamrałam, bo faktycznie to może trochę Czytelnikowi wymieść z głowy poprzednią scenę. Podałam przykład, że taka długa retrospekcja (nie wiem, czy mogę to tak nazwać) w narracji trzecioosobowej (czy innej) lepiej by pasowała w momencie, gdyby np. Sabrine wróciła do pokoju po kłótni i postanowiła ochłonąć, przemyśleć... Wtedy narrator może się trochę porozwodzić nad jej życiem.
I dodałam, że podoba mi się pomysł z połączeniem trójki przyjaciół z Zaklęciami Niewybaczalnymi, choć chyba lepiej byłoby pozostawić ich ksywki dla siebie i EWENTUALNIE najbliższych kumpli (o ile tacy byli). Jak zrobił to Tom. Podobno Lorda Voldemorta wymyślił już w szkole, a jego pierwsi poplecznicy nazywali siebie śmierciożercami już za szkolnych czasów, ale tak się z tym nie afiszowali.
Co było potem, co było potem...
A, tak! Pomyślałam sobie, że Imperio bardzo mi pasuje do tego tajemniczego więźnia z Azkabanu.
Na koniec powiedziałam, że nie zanudziłaś, choć na Twoim miejscu przemyślałabym przesunięcie tej retrospekcji w jakieś bardziej spokojne miejsce, nie w sam środek kłótni matki z córką, ponieważ wielu Czytelników (patrz: ja) może sobie zapomnieć, o co dokładnie chodziło w kłótni i na czym się skończyła, zanim narrator przeszedł do opisu Hogwartu. Fajnie, że wprowadziłaś coś takiego, i fajnie, że nie podałaś nam wszystkiego od razu. Z trzech prostych powodów. Po pierwsze porcjujesz informacje, nie zasypujesz nas wszystkim od razu (bo to brzmi wtedy jak streszczenie lektury i fragment z dupy, najlepiej takie podobne sytuacje z przeszłości przywoływać w adekwatnych sytuacjach z konkretnej sceny), po drugie nawalenie informacji sztucznie przedłuża scenę, a po trzecie (i najprostsze) zostawiasz sobie interesujące fakty na nudniejsze rozdziały albo na takie, które są spokojnym przejściem między jednym a drugim wątkiem. No, to tyle (na wszelki wypadek skopiowałam komcia, nigdy nic nie wiadomo), dawaj szybko kolejny rozdział, ech, zawsze to dla mnie jakaś motywacja, żeby samej coś wypocić. :D
Szukałam Tw kom w spamie, ale nie ma :c Nwm, czemu go pożarło.
UsuńWłaściwie to był to już koniec kłótni, bo matka odeszła z młodszą córką.
Specjalnie wprowadziłam wątek pseudonimów dla wszystkich ludzi, bo mam w tym swój cel :D Który wyjawia niedługo.
Bardzo fajny blog:)
OdpowiedzUsuńZapraszam do mnie ;
http://ciemneodbicie.blogspot.com/
Hejka!
OdpowiedzUsuńPrzeczytałam całe Twoje opowiadanie jednym tchem i muszę powiedzieć, że zostaje tutaj na stałe. :) Bardzo ładnie piszesz, a historia jest naprawdę ciekawa. Zaintrygowała mnie bardzo postać Sabrine i to, że przystała do Śmierciożerców. Ma dziewczyna charakterek, widać to od razu.
Ja dzisiaj niestety nie bardzo mam czas, żeby się rozpisać, ale mogę zakomunikować, że wszystko już u Ciebie nadrobiłam i mogę być na bieżąco. :D Postaram się bardziej rozpisać pod 5! ^^
Pozdrawiam serdecznie i życzę weny! ♡
Cieszę się, że Ci się podoba :) Dziękuję za komentarz!
UsuńDzień dobry. :)
OdpowiedzUsuńJak to nikt, kochanie? Toż to miejsce idealne, jedna wielka, uroczysta wieczerza dla dementorów. Raj na ziemi, nowy Eden.
Bardzo podobała mi się wstawka o Azkabanie i dawnym czarowniku. Mordka mi się ucieszyła na nazwisko Diggory. *fanka Cedrica i jego ojca
Jakoś nigdy nie czytałam sceny z udziałem Dumbledore'a i dorosłego Jamesa. Nie lubię obu, ale nawet mi się podobało.
Kolejne nowe postacie. Nigdy ich nie zapamiętam, moja pięta achillesowa, auć.
Tsa, przyjemniutka rodzinka. Ale chyba wolę ich punkt widzenia od tego Sabrine.
Spokojnej nocy. :)
_________________________
kot-z-maslem.blogspot.com
Też obu nie lubię ^^
UsuńZnam ból. Ja musze sobie spisywać bohaterów, bo nie mogę ich spamiętać :c
Punkty widzenia rodzinki i Sabrine mają swoje podstawy. Już niedługo będzie wiadomo, dlaczego są tacy a nie inni.
Miłej nocy!
Chciałam zaczekać z komentarze do ostatniego wpisu, no ale sorry. Muszę to napisać. WOW...!!! Opis pokoju życzeń.., rewelacja. To twój własny pomysł? Po prostu boski. :)
OdpowiedzUsuńDziękuję :) Tak to mój własny pomysł. Zrodził się w mojej głowie pod wpływem chwili i jest tym, co ja chciałabym zobaczyć w owym pokoju :)
UsuńSabrine musiała mieć ciężkie życie z rodziną. Dobrze że do Hogwartu poszła. Mogła się wtedy trochę temu wszystkiemu przeciwstawić. Chyba nie dziwię jej się, że dołączyła do śmierciożerców. Może w ten sposób chciała pokazać, że sama sobie może ułożyć życie, a nie tak jak rodzice jej to zaplanowali.
OdpowiedzUsuńJestem też ciekawa kim jest ta dziewczyna z Askabanu i jak udało jej się wyczarować patronusa bez różdżki.
Będę czytać dalej.
Oj miała, miała. Już niedługo wyjaśni się, kim jest owa osoba (nie koniecznie dziewczyna) ;)
Usuń