sobota, 30 lipca 2016

Rozdział 6





Hogwart, 18 września 1978

Kochana Sabrine,
Już za Tobą tęsknię, mimo że od naszego spotkania minął dopiero tydzień. Hogwart zdaje mi się być jeszcze piękniejszy niż w zeszłym roku. Chyba nigdy nie przywyknę do jego wspaniałości. Nigdy nie przestaną zaskakiwać mnie ruchome schody, które ciągle prowadzą w inne strony. Nie znudzą mi się również mecze quidditcha rozgrywane na naszym szkolnym boisku.
Nie wiem, po co Ci o tym wspominam. W końcu sama tego wszystkiego doświadczyłaś. Może dlatego że nie wiem, o czym innym mogłabym napisać? Ostatnio naszła mnie myśl, że łączy nas jedynie pokrewieństwo. Nie jesteśmy ze sobą zżyte, a przecież jesteśmy siostrami! Pomyślałam sobie, że to przez różnicę wieku, ale przecież z Adele i Brianem mam doskonały kontakt. Więc może winne braku więzi między nami są Twoje ciągłe wyjazdy? Jakby się nad tym zastanowić to odkąd trafiłaś do Hogwartu, nie spędziłyśmy z sobą za wiele czasu. Kiedy zaczęłaś naukę miałam trzy latka, toteż nie mam za wiele związanych z Tobą wspomnień.
Cieszę się, że zaprzestałaś wyjazdów. Wiem, że ostatnie miesiące były dla Ciebie bardzo ciężkie z powodu żałoby i wolałaś unikać ludzi, ale mam nadzieję, że od teraz zaczniemy nawiązywać ze sobą bardziej siostrzane relacje. Może mogłybyśmy spotkać się któregoś dnia w Hogsmeade? Nie mogę znieść myśli, że zobaczę Cię dopiero na święta. Najbliższy wypad do wioski przypada w najbliższą sobotę.
U mnie nie dzieje się nic ciekawego. Nauczyciele jak zwykle zadają mnóstwo prac domowych, mimo że to dopiero trzeci tydzień szkoły, więc nie mam czasu na nic poza nauką. To naprawę  nużące. Pewnie się ze mną nie zgodzisz. W końcu ty żyjesz, by zgłębiać wiedzę. Naprawdę podziwiam Cię za Twój zapał.
Co u Was w domu? Pogodziłaś się już z mamą? Nie lubię, gdy się kłócicie. Obie chodzicie wtedy smutne.
Muszę kończyć. Mam jeszcze esej do napisania z eliksirów. Osiem stóp! Zajmie mi to całą noc. Mam nadzieję, że niedługo się spotkamy!
Z niecierpliwością czekam na Twoją odpowiedź.
Pozdrowienia z magicznego Hogwartu!
Twoja L.


Sabrine przeczytała napisany lekko pochyłym, ozdobionym licznymi zawijasami pismem list od siostry i uśmiechnęła się pod nosem. Bycie smutnym po kłótni z rodzicami przestało być aktualne lata temu. Obje doskonale o tym wiedziały. Ponadto cały list brzmiał sztucznie i zbyt oficjalnie, by być dziełem dwunastolatki. Dziewczyna założyłaby się o wszystko, że to rodzice zmusili Lisę do jego napisania. Prawdopodobnie sami go wymyślili. Skoro kłótnie, rozkazy i zakazy nie działały to postanowili zastosować szantaż emocjonalny.
„To poniżej waszego, i tak już niskiego, poziomu, żeby posługiwać się jednym dzieckiem, by wpłynąć na drugie” – pomyślała, wykrzywiając usta w szyderczym grymasie.
Wróciła wspomnieniami do ich ostatniej próby „nawrócenia” Sabrine. Zmusili Adele i Brian, by ci przez cały wieczór opowiadali jak wspaniale jest zasilać szeregi aurorów i Zakonu Feniksa. Sabrine podejrzewała, że większość opisanych przez rodzeństwo zdarzeń należało włożyć między bajki. Zapewne liczyli, że kiedy usłyszy o niebezpiecznych, ekscytujących akcjach, to zapragnie je przeżyć. Nie od dziś wiadomo, że kochała ryzyko oraz przygodę i między innymi dlatego  podróżowała z przyjaciółmi po świecie.
Podpaliła list i wrzuciła go do zgaszonego kominka. Chwilę patrzyła jak płomienie łapczywie pożerają pergamin, a ten zmienia się w kupkę popiołu. Następnie sięgnęła do szuflady nocnej szafki, by wyjąć przybory do pisania. Miała wielką ochotę zrobić na złość rodzicom i wymyślić dotkliwą zemstę, jednak w tej chwili inne, dużo ważniejsze, rzeczy powinny zaprzątać jej głowę. Musiała nauczyć się magii bezróżdżkowej oraz znaleźć sposób na dostanie się do Wewnętrznego Kręgu Voldemorta. Oczywiście nie wolno było jej zapomnieć również o tajemniczym więźniu. Ten człowiek mógł być kimś ważnym, skoro zainteresowały się nim obaj najpotężniejsi czarodzieje świata. Dodatkowo wszystko wskazywało na to, że Ministerstwo Magii nie miał pojęcia o jego obecności w Azkabanie. W obliczu tak pilnych spraw zemsta na rodzicach zdawała się dziecinną błahostką niewartą poświęcania jej czasu.
Nie zmieniało to jednak faktu, że nie mogła spotkać się z siostrą w sobotę. Po pierwsze teraz powinna trzymać się z dala od wszystkich ważnych dla niej osób. Oddając się na służbę Czarnemu Panu trzeba liczyć się z niebezpieczeństwem. Sabrine doskonale zdawała sobie z tego sprawę. Za najmniejszy błąd dziewczyny jej najbliżsi mogliby słono zapłacić. Co prawda było niewiele osób, których los obchodził Sabrine. Ich grono zawężało się do Painów, Lisy i Doriana.
Pierwszych traktowała jak rodzinę i nie chciała, żeby coś im się stało. Jednak znajomość z nią nie mogła im wiele zaszkodzić z prostego powodu. Rodzice Doris należeli do ludzi Voldemorta, a więc groziło im takie samo niebezpieczeństwo, na jakie skazała się Sabrine. Jednocześnie śmierciożerstwo chroniło ich przed gniewem ich pana wywołanym przez dziewczynę. W końcu kto pozbawiłby sam siebie zaufanych zwolenników? Bright natomiast stanowił cenne źródło informacji, którego ani ona, ani Czarny Pan nie chcieli utracić. W ten sposób grono osób, które musiała chronić zawężało się jedynie do jej siostry.
Dla Lisy lepiej było trzymać się z dala od Avady. Jeżeli wszyscy pomyśleliby, że nigdy nie miała dla Sabrine żadnego znaczenia, to nikt nie zamierzałby wykorzystywać dwunastolatki przeciwko niej. Poza tym w sobotę Czarny Pan miał zorganizować spotkanie, więc prawdopodobnie i tak nie mogłyby się spotkać.
Przejrzała uważnie zawartość szuflady. Znajdowały się w niej najróżniejsze drobiazgi, takie jak: kolorowe, mugolskie długopisy, niewielkie notatniki, paczka Fasolek wszystkich smaków, kilkanaście zdjęć i wycinków z gazet oraz wiele innych mniej lub bardziej potrzebnych rzeczach. Wyciągnęła z niej pergamin i atrament. Nigdzie nie widziała pióra, więc zanurzyła rękę głębiej. Jednak zamiast niego jej palce napotkały zimny metal i instynktownie się na nim zacisnęły. Wiedziała, co to było. Zdawała sobie również sprawę, ile bólu kosztowałoby wyciągnięcie znalezionego przedmiotu  na światło dzienne. Nie chciała go oglądać, ale jednocześnie nie mogła się powstrzymać. Dłoń, jakby niezależnie od mózgu, zacisnęła się na znalezisko jak imadło i nie chciała puścić. Mimo że rozum wołał ostrzegawczo, żeby tego nie robiła to i tak wysunęła rękę z wnętrza szuflady i spojrzała na trzymany przedmiot.
Natychmiast poczuła ucisk w sercu. Na jej dłoni spoczywał srebrny medalion na grubym łańcuszku wykonanym z tego samego kruszywa. Miał kształt równoramiennego trapezu z krótszą podstawą zwróconą ku dołowi. Drobne rubiny układały się w pięknego feniksa dokładnie na jego środku. Ptak miał rozłożone skrzydła, a jego ogon przywodził na myśl płomienie. Zwierze wyglądało, jakby właśnie wzbijało się do lotu. To wrażenie potęgowało światło, które odbijając się od rubinów nadawało im wrażenie ruchu, a wtedy przypominały płynny, palący się ogień.
Oczy zaszły jej łzami. Pamiętała moment, w którym go stworzyła. Nie dało się go zapomnieć. Nocne koszmary przypominały jej to wydarzenie. Sen urywał się, gdy wychodziła z Pokoju Życzeń. Potem zmieniał się w marę. W rzeczywistości poszła jednak po eliksir, w którym musieli zanurzyć medaliony, by te ostygły i utrwaliły się. Kiedy wróciła, Crucio miała już gotowy swój. Z diamentów utworzyła przepięknego jednorożca biegnącego w galopie.
Przyszedł czas na nią. Wyobraziła sobie wzlatującego feniksa, jednocześnie czytając zaklęcie. Czuła jak porywa ją magia, jak krąży wokół niej i wnika w każdą komórkę ciała. Cały otaczający świat, jej przyjaciele, magiczny pokój przestały się liczyć. Wszechświat zdawał zaczynać i kończyć się na leżącym przed nią medalionie i księdze, z której czytała zaklęcie. Kiedy wypowiedziała ostanie słowo wszystko minęło tak nagle, jak się zaczęło. Klejnoty wsiąknęły w metal, a ona ponownie nawiązała kontakt z rzeczywistością.
Trzy medaliony były gotowe. Pozostało jedynie włożyć je do eliksiru i cierpliwie poczekać.
Cały rytuał zapewnił przedmiotom niesamowitą moc. Według księgi od tej chwili były odporne na zniszczenia. Ponadto nikt nie mógł zedrzeć ich z szyi tego, który w danej chwili je nosił. Jedynie on sam był w stanie to uczynić. A wszystko dzięki wcześniejszej magicznej obróbce kamieni, które zaklęcie na stałe spoiło ze srebrem i przelało część ich magii na metal.
Pamiętała dumę, z jaką patrzyli na swoje dzieła. Były to ich pierwsze poważne próby z rytuałami i długotrwałymi klątwami. Nigdy wcześniej nie praktykowali czegoś tak potężnego i z całą pewnością niebezpiecznego.
Jednak tamto wydarzenie nie było ostatnią próbą modyfikacji przedmiotów. Przez wiele lat robili wszystko, by uczynić z nich o wiele potężniejsze artefakty - rzeczy mogące ochronić ich przed Zaklęciami Niewybaczalnymi. Nie udało im się. Lata eksperymentów, stosy czarno- i białomagicznych ksiąg oraz ogromne pokłady magii, zapału i cierpliwości nie uchroniły Imperio i Crucio od avady kedavry. Srebro pozostało srebrem. Niczym więcej.
Oczy Sabrine zaszkliły się. Nagle ogłuszył ją przerażający, zwierzęcy ryk. Dopiero po chwili zdała sobie sprawę, że to z jej ust się wydobył. Jednak nie próbowała go powstrzymać. Z całej siły cisnęła nieszczęsny przedmiot w ścianę. Zalała ją fala bólu, jakiego jeszcze nie czuła. Ucisk w klatce piersiowej i ciągły wrzask odebrał jej oddech. Zgięła się w pół, przyciskając splecione ręce do piersi. Po miesiącach żałoby w końcu dała upust cierpieniu i rozpaczy. Łzy ciekły jej obficie po policzkach, gardło po chwili bolało od nieustannego wrzasku.
Szyby w oknach eksplodowały. Wiatr wdarł się do pokoju rozrywając zasłony i zrzucając rzeczy z półek i stolika. W dłoniach dziewczyny pojawiły się zielone kule mocy, od których zaczęły odchodzić promienie. Godziły we wszystko, co stało im na drodze. Stara szafa w ułamku sekundy zamieniła się w kawałki desek i drzazgi. Poduszki rozerwały się zasypując pomieszczenie piórami, które nagle zajęły się płomieniami, a pokoju wypełnił swąd palonego pierza. Książki wyleciały z półek gubiąc strony. Po chwili i one płonęły. Niewielkie przedmioty wzleciały i zaczęły krążyć wokół nadal wyjącej i szlochającej dziewczyny.
Miała wrażenie, że serce rozrywa jej się w piersi. Obezwładniający ból wylewał się strumieniami z tego miejsca i zalewał całe jej ciało. Świat zawirował przed oczami, aż zrobiło jej się od tego niedobrze. Płucom brakowało powietrza. Zaczęła dławić się własnymi łzami. Próbowała złapać oddech, ale nie udawało się. Oczy zaszły czarną jak smoła mgłą. W uszach słyszała szum. Zaczynała tracić kontakt z rzeczywistością.
Piekło panowało wokół niej i w niej. Trawiło ją od wewnątrz i od środka. Mogła myśleć jedynie o tym, że umiera. Była pewna, że nie uda jej się złapać powietrza, że się udusi. Znikąd nie było ratunku. Rzuciła na pokój potężne zaklęcia już dawno temu. Dzięki nim nikt nie mógł usłyszeć ani jej wrzasków, ani hałasu jaki narobiła.
Umierała z bólu i tęsknoty od dawna. Umierała z braku tlenu od teraz. Umierała i jedyne co przychodziło jej do głowy to to, że nie zdążyła pomścić przyjaciół. Że nikt nigdy nie pozna prawdy, kto ich zabił. Że to Albus Dumbledore wydał rozkaz zamordowania całej trójki, dlatego że się bał. Bo był przerażony, że mogą stanąć po stronie Voldemorta. Albo jeszcze gorzej – sami zostaną kimś na jego podobieństwo. To dyrektor Hogwartu wydał wyrok śmierci na kogoś, kto brzydził się przemocą, kto nigdy nie chciał być sługą Czarnego Pana ani ciemiężycielem magicznego świata. Kazał zabić niewinnych, bo przerażała go wizja, w której oni stanęliby przeciwko niemu. Zrobił to „dla większego dobra”.
Jej oczy zamieniły się w płonące szmaragdy. Moc rozsadzała ją. Czuła jej rośnie w niej ogromna siła próbująca rozerwać ją od środka. Magia wokół niej zacieśniła swój krąg. Znalazła się w olbrzymim wirze, który napierał na nią z każdą chwilą coraz mocniej, odbierając możliwość oddychania. To był koniec. Już nie uda jej się wymierzyć sprawiedliwości. Painowie nie dowiedzą się, kto zabił ich córkę i siostrę. Dumbledore zwyciężył.
Nogi ugięły się pod nią i uderzyła z impetem o podłogę. Nie poczuła tego. Nie czuła już nic. Z kolejnym wrzaskiem, który przerodził się w żałosny jęk wydostała się z niej cała nagromadzona w niej moc. Wszystko eksplodowało, wir rozwiał się, a niesione przez niego przedmioty z łoskotem spadły na ziemię. Pokój zatrząsł się i zmienił w pobojowisko. Wszystko zostało rozniesione i zamienione w szczątki. Okruchy szkła, kawałki drewna, roztopione metale i plastiki. Wszystko tworzyło nicość.
Jedynie medalion w kształcie równoramiennego trapezu z krótszą podstawą skierowaną w dół i pięknym, rubinowym feniksem był cały. Jako jedyny wyszedł z masakry bez żadnego uszczerbku. Ukryta w nim magia ochroniła go.
Nie zdołał ocalić jednak swojej właścicielki, której ciało bezwładnie leżało rozrzucone po środku tego wszystkiego. Była blada, niemal przeźroczysta, jakby pozbawiona nawet najmniejszej kropli krwi. Z nosa, uszu i kącików ust sączyła się szkarłatna ciecz. Śnieżnobiałe powieki na pół zasłaniały jej zielone, blednące tęczówki. Umierała w ciszy i samotności.

~*~

Pogrzeb był bardzo skromny. Przyszło na niego jedynie kilku bliskich przyjaciół rodziny i kilkunastu krewnych. Wszyscy ubrani w długie, czarne szaty, pomimo lejącego się z nieba słońca, stali przed głębokim i szerokim dołem. Nikt nie słuchał słów przepełnionego żalem pastora. Każdy pogrążył się we własnych myślach – pełnych żalu i tęsknoty.
Większość zebranych nie kryła łez. Nawet dostojni, możni wujowie zmarłej nie ocierali ich. Kochali swoją siostrzenicę. Nie wstydzili się słonych kropel, od których szkliły im się oczy. Uważali to za hałd dla zmarłej.
Rodzice dziewczyny szaleli z rozpaczy. Wyglądali jakby nie jedli i nie pili od kilku dni. Mieli zapadnięte policzki, podkrążone, zaczerwienione oczy, a na twarzach doszło im kilkanaście zmarszczek. Kobieta zgięta w pół tuliła się do męża, łkając w jedwabną chustę. On podtrzymywał ją, mimo że sam ledwie stał na nogach. Musiał być jednak silny. Dla ukochanej i dla syna, który stał obok.
Młody chłopak nie płakał. Wpatrywał się tylko tępo jak trumna jego siostry niknie w dole. Odkąd dowiedział się o jej śmierci nie powiedział ani słowa. Większość dnia wpatrywał się w martwy punkt. Nic do niego nie docierało. Odizolował się od świata i został sam na sam ze swoim cierpieniem. Pragnął tego. Tak bardzo ich kochał. Nie tylko ją, ale także i jego, bo był dla niego jak prawdziwy brat. Zresztą wszyscy zebrani kochali oboje zmarłych i teraz płakali nad ich stratą.
Jedyną osobą niepogrążoną w rozpaczy wydawała się dziewczyna stojąca najbliżej grobu. Patrzyła, jak trumna jej przyjaciółki uderza o ziemię tuż obok identycznej, która skrywała ciało jej przyjaciela. W dziewczynie nie było miejsca na żal i rozpacz. Jeszcze nie. Na razie rozrywała ją wściekłość i nienawiść do mężczyzny, który był powodem panującego na cmentarzu cierpienia.
Jej oczy lśniły zielenią. Ciskały gromy na każdego, kto ośmielił się do niej odezwać. Nie chciała pocieszenia, pustych słów, daremnych, bezsilnych gestów. Chciała zostać sama i obmyślać plan zemsty. Nie mogła odpuścić. Za bardzo kochała spoczywających w ziemi najbliższych. Byli jej rodziną, najcenniejszym skarbem, a przez jeden rozkaz została ich pozbawiona.
Cofnęła się myślami do dnia, w którym rozpoczęło się polowanie na nich. Było to w lipcu, dwa miesiące temu. Przyjechała do domu po dwuletniej nieobecności. Nie wiedziała czy rodzice przyjmą ją do siebie po tym, jak uciekła z kraju zamiast stać się żoną syna ich przyjaciół. Miała jednak nadzieję, że przynajmniej zdąży porozmawiać ze swoją młodszą siostrą. Tylko na niej jej względnie zależało. Reszta rodziny nie obchodziła jej. Ona ich też.
Stała przed drzwiami wejściowymi i już miała zapukać, kiedy usłyszała kroki po drugiej stronie. Wiedziona przeczuciem rzuciła na siebie zaklęcie niewidzialności. Nie zwykłe, jakiego uczą w Hogwarcie, ale potężne, czarnomagiczne. Wycofała się w stronę krzaków rosnących przy płocie oddzielającym posesje. Drzwi otworzyły się i wyszedł przez nie czarodziej. Miał długą brodę i włosy. Była noc i nie mogła dokładnie zobaczyć jego wyglądu, ale wiedziała, kogo ma przed sobą.
Za mężczyzną wyszło sześciu innych czarodziei i cztery czarownice. Zaczęli się żegnać i znikać, jednak Dumbledore pozwolił deportować się jedynie trójce z nich. Resztę zatrzymał ruchem ręki. Stłoczyli się wokół niego.
– Ponoć Niewybaczalni wrócili do kraju – rzekł cicho dyrektor Hogwartu, patrząc na swoich najwierniejszych przyjaciół.
Sabrine prychnęła w duchu. To nie byli jego najwierniejsi przyjaciele, ale najbardziej zaślepieni zwolennicy jego pseudoidei. Nie byli w stanie mu się sprzeciwić, bo każde jego słowo stawało się świętością, gdy tylko spłynęło z ust starca.
– Zgadza się. Wczoraj widziałem ich na własne oczy, jak wychodzili z pociągu – przytaknął młody Frank Longbottom. – Zdaje się, że przenocowali u Painów.
Dumbledore kiwnął głową i obrzucił ich intensywnym spojrzeniem. Był pewien, że może im ufać i powierzyć swoje plany.
– Jak większość z was zapewne zauważyła, ta trójka stała się naprawdę niebezpieczna… – przerwał na moment.
Starał się dokładnie dobierać słowa. To było bardzo ważne w realizacji celów. Znacznie ułatwiało mu manipulowanie ludźmi przez te kilkadziesiąt lat.
– Co planujesz z nimi zrobić? – przeciągającą się ciszę przerwał słodki głos młodej pani Potter.
Oczy Sabrine zwęziły się niebezpiecznie. Poczuła gniew.
„Kim on jest, żeby decydować o losie moim i moich przyjaciół? Bogiem?!” – wykrzyknęła w myślach.
– Zaproponuję im dołączenie się do nas.
To oświadczenie spowodowało poruszenie wśród zebranych. Wszystkie oczy z niedowierzaniem patrzyły na czarodzieja, starając się, pomimo ciemności, wyczytać z jego twarzy jakiekolwiek emocje.
– Zwariowałeś? – oburzył się Black, przerywając nagłe milczenie. – Oni paprzą się w czarnej magii.
– Lepiej trzymać ich blisko siebie, Syriuszu. Łatwiej będzie ich powstrzymać, gdy zajdzie taka potrzeba.
Sabrine zacisnęła pięści. Powiedzenie, że jest wściekła było dużym niedopowiedzeniem. Miała ochotę rozszarpać mężczyznę gołymi rękoma. Traktował ich jak zwierzęta! Jak rzeczy, których można się pozbyć, kiedy przestaną spełniać oczekiwania. Jak on śmiał tak ich poniżać? Za kogo on się miał?
– Co masz na myśli? – spytała cicho Lily z nutka surowości w głosie.
Mężczyzna westchnął i popatrzył na nią ze smutkiem. Wydawało się, że tylko Sabrine dostrzega fałsz w jego oczach. Wcale nie było mu przykro. Zabiłby ich, gdyby tylko mógł. Problem w tym, że to nie należało do rzeczy prostych. Od roku wysyłał swoich ludzi, by ich szukali. Czasami im się udawało, jednak szybko wszyscy zostali wyprowadzeni na manowce. Dumbledore pomimo swoich starań mógł jedynie przypuszczać, gdzie Niewybaczalni znajdują się w danej chwili.
– Jeżeli się nie zgodzą, będziemy musieli....oczywiście w ostateczności... - westchnął przeciągle i z udawanym bólem, na który wszyscy zdali się nabrać. - Obawiam się, że w ostateczności będą musieli zginąć – wyjaśnił, mimo że każdy, nawet Lily, znała odpowiedź. Potrzebowali tylko potwierdzenia.
– Albusie. – Remus Lupin pokręcił głową z niedowierzaniem. – Oni nic złego nie zrobili. Owszem są dość potężni, a Avada bywa porywcza, ale czy naprawdę jest potrzeba podejmowania tak radykalnych decyzji?
Sabrine zdziwiła postawa członka Zakonu. Nie spodziewała się, że ktokolwiek waży się negować postanowienia Dumbledore’a. Jednak mimo wszystko nie poczuła nawet najmniejszej sympatii do wilkołaka. Wiedziała, że prędzej czy później ulegnie dyrektorowi i, jeżeli przydarzy się ku temu okazja, stanie naprzeciw niej i jej przyjaciół, by wykonać rozkaz starca.
– Voldemort też właśnie tak zaczynał, Remusie. On także najpierw podróżował, zgłębiał wiedzę, a dopiero potem zaatakował.
– I dlatego wszystkich, którzy wędrują po świecie i poszerzają swoje zdolności powinniśmy likwidować? – Lily zmarszczyła brwi, a  w jej głosie dało się uchwycić wrogość.
Młoda pani Potter, która wyszła za mąż zaledwie tydzień wcześniej i praktycznie od razu wstąpiła do Zakonu Feniksa razem z czworgiem Huncwotów, mierzyła Dumbledore’a chłodnym spojrzeniem. Nawet pomimo panującej ciemności Sabrine widziała w jej oczach iskierki złości. Kolejna osoba, która odważyła się sprzeciwić dyrektorowi. Avadę coraz bardziej ciekawił tor, który obrała rozmowa.
– Oczywiście, że nie.
– Więc dlaczego akurat oni? – Tym razem głos zabrał, dotąd milczący, James Potter.
On również wydawał się być negatywnie nastawiony do pomysłu dyrektora, który w tym momencie popatrzył na nich nieodgadniętym wzrokiem. Wyglądał jakby się nad czymś zastanawiał, wahał. W końcu przemówił:
– Słyszeliście o masakrze w Abeerden?
Wszyscy zgodnie pokiwali głowami. Sabrine również o niej słyszała. Trójka ubranych w czarne szaty czarodziei z zarzuconymi na głowę kapturami w południe pojawiła się w centrum miasta i spowodowała wybuch na głównej ulicy. Potem ciskali zaklęciami w przechodniów. Zanim pojawili się aurorzy zdążyli zabić pięćdziesięciu trzech mugoli, a ponad setka została ciężko ranna. Sprawców nie udało się do tej pory odnaleźć. W mugolskich mediach mówiono o ataku terrorystycznym z wykorzystaniem ładunków wybuchowych i broni biologicznej. Sabrine od Painów dowiedziała się, że za przestępstwem stali młodzi śmierciożercy, którzy dopiero co przystąpili do Czarnego Pana.
Nie wiedzieli tego jednak zebrani wokół Dumbledore’a członkowie Zakonu.  Zamachowcy nie wyczarowali nad miejscem zbrodni Mrocznego Znaku, dlatego nikt nie miał pewności czy masakrę spowodowali zwolennicy Voldemorta. Dumbledore to wykorzystał.
– Jeden ze świadków zdarzenia zauważył na szyjach sprawców medaliony. Opis pasował do tych, które noszą Niewybaczalni.
Sabrine zamrugała z niedowierzaniem. Ani ona, ani jej przyjaciele nie mieli z tym nic wspólnego. To było ewidentne kłamstwo. Ich medaliony były unikatowe i nikt nie mógł widzieć ich w Abeerden. Kolejna manipulacja Dumbledore’a, dzięki której przekona opornych do swojego planu.
Mimo wszystko nie mamy pewności, że to byli oni. - Głos Lili stracił na wrogości, w zamian pojawiła się w nim niepewność.
Wszyscy wpatrywali się w Dumbledore’a w niemym szoku. Sabrine doskonale wiedziała, co krąży im po głowach. Wczoraj Niewybaczalni wrócili do kraju, a dziś w południe trójka czarodziei z charakterystycznymi medalionami na szyjach zaatakowało mugoli. Do tego nosili czarne szaty, które upodobali sobie również Avada i jej przyjaciele. Przez kłamstwo Dumbledore’a stali się idealnymi podejrzanymi.
Musimy ich mieć pod kontrolą i w ostateczności zlikwidować. Dla większego dobra.
Tym razem nikt się nie sprzeciwił.
Kilka dni później Dumbledore zaczął wcielać swój plan w życie. Grichowie przyjęli ją z powrotem, zapewne za jego namową, i prawie traktowali normalnie. Normalnie, czyli po prostu ją ignorowali albo się z nią kłócili. Kilka dni później odwiedził ich dyrektor Hogwartu. Rodzinny dom Sabrine okazał się Kwaterą Główną Zakonu Feniksa. Uczyniono go nią niedawno. Śmierciożercy jakimś cudem namierzyli poprzednią. Dziewczyna wściekła się na rodziców, że tak lekkomyślnie narażają Lisę na niebezpieczeństwo. Gdyby i tym razem Czarnemu Panu udało się zlokalizować siedzibę Zakonu, dziewczynka mogłaby nie przeżyć.
Czarodziej poprosił ją, żeby sprowadziła swoich przyjaciół. Chciał rozmawiać z nimi na osobności. Nie zgodziła się. Oznajmiła, że może rozmawiać z nią, a reszta nie jest potrzebna. Postanowiła też warunek - rozmowy mają toczyć się w obecności członków Zakonu.
Wszyscy wzięli to za przejaw buty i chęci bycia w centrum uwagi. Uznali, że dziewczyna nie liczy się ze zdaniem przyjaciół i uważa się za ich przywódczynię. Musieli jednak zgodzić się na jej warunki. Z Leo i Doris nie mieli bezpośredniego kontaktu. Nie wiedzieli także, że Sabrine chroni przyjaciół. Nie chciała ryzykować rozmową całej trójki twarzą w twarz z Dumbledorem. Mógłby ich zaatakować. Potem zatuszowałby to, przekształcił na swoją stronę i nikt nie udowodniłby mu winy. Cały scenariusz był raczej bardzo mało prawdopodobny, ale wolała nie ryzykować i nie ułatwiać wrogowi sprawy.
Spotkanie przebiegło bez ciekawszych wydarzeń. Dumbledore złożył propozycję, Sabrine odrzuciła ją. Głucha na argumenty staruszka szybko doprowadziła dyskusję do końca. Ani na chwilę nie zdjęła też maski oziębłości i obojętności. Mówiła oschłym, spokojnym tonem, w którym kryła się pogarda do rozmówcy i jego pomysłu.
Staruszek zwęził oczy i przypatrywał się jej przez dłuższą chwilę. Jego spojrzenie mówiło jedno. Strzeżcie się.

Sabrine przypominała sobie owe, całkiem niedawne, wydarzenia, wpatrując się w złote, wygrawerowane na nagrobku litery. Czytała je tak często, że ich obraz wyrył się w jej pamięci na stałe. Za każdym kolejnym razem nienawidziła ich coraz bardziej. Były niczym, pozbawionymi jakiejkolwiek mocy i władzy wgłębieniami w marmurze, a jednak zadawały większy ból niż klątwa Cruciatus.


Ś.P.
Doris Elvira Pain
Ur. 20.06.1958r.
Zm. 29.07.1978r.


Ś.P.
Leonard Magnus Hunter
Ur. 18.03.1958r.
Zm.29.07.1978r.



Zmarli tragicznie w wyniku ataku.
Walczyli do końca.


Sabrine po raz tysięczny przeczytała napis na samym dole. “Walczyli do końca”. To ona kazała dopisać to zdanie. Była przekonana o jego prawdziwości. Nikt, prócz niej, nie widział zdarzenia, ale wszyscy co do tego nie mieli wątpliwości. Oni nigdy się nie poddawali. Nawet jeśli nie mieli szans na zwycięstwo. Poza tym ich nieprzeciętne zdolności magiczne nie pozwalały im stać i spokojnie czekać, aż napastnik ich zabije. Musieli walczyć. To było oczywiste. Nie uciekli. Stanęli do boju.
W przyszłym tygodniu miną dwa miesiące od ich śmierci, mimo to ból po ich stracie był tak samo mocny jak w dniu, w którym dowiedziała się o ich śmierci. Nie z gazet jak większość. Ona w tym dniu siedziała w barze i czekała na wieści od nich. Wyjechali do Paryża na romantyczny wypad we dwoje. Mieli wrócić następnego dnia. Chcieli, żeby Sabrine im towarzyszyła, ale się nie zgodziła. To był ich dzień. Nie miała najmniejszego zamiaru być piątym kołem u wozu.
To był błąd. Dumbledore wykorzystał ich rozdzielenie. Sabrine zdziwiła się, że nie wybrał do ataku jej. W końcu została sama, a oni we dwójkę. Być może w ten sposób zminimalizował liczbę mścicieli? Gdyby zabił ją miałby na głowie dwójkę ludzi żądnych zemsty. Zabijając ich, miał tylko Sabrine.
Dziewczyna przeklęła. Pamiętała doskonale, w jaki sposób dowiedziała się o ich śmierci. 
Do baru weszła trójka ludzi. Mieli mnóstwo świeżych ran i siniaków. Wyglądali żałośnie, mimo to byli w bardzo dobrych humorach. Rozmawiali o powodzeniu swojej misji.
Nie sądziłem, że są aż tak niebezpieczni.
Byli, Brian. Dzięki Bogu, byli. Na szczęście już nam nie zagrażają.
Wspomniany zaśmiał się i przytaknął gorliwie.
Strach człowieka bierze, jak pomyśli, co by było gdyby dołączyli się do Sami-Wiecie-Kogo odezwał się trzeci. Osiemnastu ludzi nie mogło dać im rady! Osiemnastu!
W tym momencie Sabrine poczuła dziwny niepokój. Zaczęła uważniej przysłuchiwać się mężczyznom, jednak ci zmienili temat. Komentowali teraz tyłek siedzącej kilka metrów dalej mugolskiej dziewczyny w bardzo skromnej miniówce i bluzce ledwie zakrywającej jej obfity biust. Dyskretnie, by nie wzbudzać podejrzeń, wysunęła nieco różdżkę z rękawa. W myślach wypowiedział zaklęcie. Nim pogrążyła się we wspomnienia Briana, dostrzegła jeszcze dziwny grymas na jego twarzy. Przeczesywała umysł ofiary w zawrotnym tempie. Musiała się pospieszyć, inaczej pozostali mogli zorientować się, że coś jest z nim nie w porządku.
Dotarła do odpowiedniego wspomnienia i zamarła. Z rosnącą gulą w gardle oglądała zasadzkę na swoich przyjaciół. Zamachowcy toczyli ich w mgnieniu oka, celując w ich serca różdżkami. Niemal jednocześnie każdy z nich rzucił zaklęcie. Jedynie refleks Imperio uratował ich oboje. Chwilowo. Błyskawicznie dobył różdżki i machając nią nad głową, otoczył ich kolistą barierą. Zaklęcia uderzyły w nią z hukiem i odbiły się, trafiając dwójkę z napastników rykoszetem. Obaj padli na ziemię. Martwi.
Zielone światło po raz kolejny rozbłysło. Tym razem Crucio odparła atak, po czym natychmiast przeszła do ofensywy. Płomienny bicz omal nie ściął głowy jednemu z atakujących. Jednak reszta już zdążyła wypuścić z różdżek kolejną salwę klątw. Płomienie we wszystkich znanych kolorach świstały wokół . Tylko dzięki wyjątkowemu szczęściu i ponadprzeciętnym zdolnościom dwójka ofiar zamachu stała jeszcze na nogach.
Walka była nierówna, ale zacięta. Broniący się mieli świadomość, że są na przegranej pozycji. Nie chcieli się jednak poddać. Pomimo wizji rychłej śmieci nie rezygnowali. Walczyli. Nie dali poznać po sobie strachu i niepewności. Zachowali maskę zimnej, wyniosłej obojętności i pewności siebie. To dekoncentrowało ich wrogów i minimalnie zwiększało ich szansę.
Mimo przewagi liczebnej zamachowcy nie mogli przechylić szali zwycięstwa na swoją stronę. Ciągle któryś z nich padał na ziemię bez ruchu. To była bitwa na śmierć i życie. Jednak Zaklęcia Niewybaczalne padały tylko ze strony napastników. Imperio i Crucio jedynie odpierali je. Nie zniżyli się do poziomu napastników i próbowali ich zabić. Tamci ginęli od własnych rykoszetów.
Sabrine uważała członków Zakonu Feniksa za półgłówków, ślepo zapatrzonych w Dumbledore’a i niepotrafiących walczyć. Jednak rzeczywistość prezentowała się inaczej. Ci ludzie z całą pewnością nie byli ani głupi, ani słabi. Dotarło do niej, że prawdopodobnie większość z nich nie tyle ślepo ufa w idea starca, co sama je podziela. W tamtym momencie przestała uważać ich za marionetki i zaczęła szczerze nienawidzić.
W pewnym momencie samotne zaklęcie przedarło się przez linie obrony i ugodziło Doris w bok. Kolejne trafiło w bark, następne w  nogę. Dziewczyna zachwiała się i opadła na lewą stronę, trzymając się za jedno z bolących miejsc. Nie wydała przy tym żadnego dźwięku, nawet najmniejszego jęku. Jedynie niewielki grymas bólu, który wykrzywił jej twarz, pozwolił stwierdzić, że cierpi. Leo ostatkiem sił wyczarował wokół nich barierę mocy pochłaniającej atakujące klątwy. Chciał podbiec do swojej dziewczyny, ale ta wycelowała w niego różdżką. Pomimo bólu i przerażenia zachowała zimną krew.
Teleportus!
Jej zaklęcie było zbyt słabe, by uratować życie ukochanemu. Przeniosło go jedynie kilkanaście metrów dalej, kupując mu tym dodatkowe chwile życia. Błysnęło zielone światło i dziewczyna wrzasnęła. Mężczyzna, którego umysł penetrowała Sabrine teleportował się z kilkoma innymi jeszcze zanim ciało Crucio upadło na ziemię. Dopadli do Leo. Leżał nieprzytomny, a jego głowę otaczała aureola krwi. Nie musiała oglądać tego dalej. Nie chciała. Już wiedziała, co się stało. Oboje umarli.
Wpadła w szał. Brutalnie wydostała się z głowy mężczyzny. Po chwili wszyscy trzej leżeli na ziemi. Jednego zaklęcie Sabrine odrzuciło na barek z trunkami. Szkło rozprysło się, wbijając w niego. Uderzył głową o jedną z półek i osunął nieprzytomny. Dwaj pozostali zaatakowali. Mugolka wrzasnęła przerażona, ale nikt nie zwracał na nią uwagi. Barman czym prędzej czmychnął na zaplecze, wrzeszcząc i klnąc.
W oczach jednego z mężczyzn Sabrine dostrzegła błysk. Rozpoznał ją.
Avada kedavra!
Ona nie musiała wypowiadać zaklęcia. Machnęła różdżką i klątwa odbiła się od jej bariery. Uderzyła rykoszetem w klatkę piersiową mężczyzny, a siła odrzuty przerzuciła go przez ladę.
Trzeci popatrzył na nią z przerażeniem, ale nie uciekł. Zaatakował. Nie miał szans. Po chwili zaklęcie trafiło i jego. Z sadystyczną przyjemnością patrzyła, jak jego ciało kurczy się i marszczy. Wybałuszył na nią oczy nie wiedząc, co się stało. Ona wiedziała. Zaklęcie powoli osuszało go z wody. Jego komórki kurczyły się i rozpadały.
Drzwi otworzyły się i do środka wbiegło trzech aurorów. Musieli przechodzić obok i zobaczyć dziwne błyski światła przez szybę. Z przerażeniem obrzucili spojrzeniem zdewastowany lokal. Sabrine nie czekała, aż wyjdą z osłupienia. Deportowała się.
Wkrótce potem napisali o zdarzeniu w gazetach. Mężczyznę udało się cudem uratować, jednak w ciężkim stanie trafił na intensywny oddział w szpitalu św. Munga. Uzdrowiciele zgodnie twierdzili, że jeżeli z tego wyjdzie, będzie sparaliżowany bądź upośledzony umysłowo. Natomiast pierwszy, którego zaatakowała, miał jedynie wstrząs mózgu, ale dość niedelikatna penetracja jego umysłu dokonana przez Sabrine i gwałtowne wyjście z niego kosztowało go utratę zmysłów. Nikt nie potrafił jednoznacznie stwierdzić czy uda mu się je kiedykolwiek odzyskać.
Atakiem obciążono śmierciożerców. Podczas całego zajścia Sabrine miała na sobie pelerynę z narzuconym kapturem. Nikt prócz martwego mężczyzny jej nie rozpoznał.
Do tej pory nikomu nie powiedziała, kto jest odpowiedzialny za śmierć jej przyjaciół. Wiele razy próbowała, ale początkowo dostawała napadów wściekłości, mówiąc o tym. Wówczas magia wirowała wokół niej, rozbijając i zamieniając wszystko w kupkę śmieci. Potem wściekłość odsunęła się i zawładnęła nią rozpacz. Płakała całymi dniami, dławiła się łzami i nie była w stanie nawiązać z nikim sensownej rozmowy. Ciągle powtarzała tylko, że wszystko jest winą Dumbledore’a. Przez ten czas mieszkała u Painów. Bała się, że przywódca Zakonu wykorzysta jej słabość i zaatakuje ją we własnym domu.
Dziwiła się czemu wcześniej tego nie zrobił. W końcu jej rodzice nie mieliby nic przeciwko. Nie kochali jej, nie zależało im na niej. Uważali Dumbledore’a za nieomylny wzór cnót. Na pewno jej śmierć potraktowaliby jako przykrą konieczność.
Teraz wściekłość powróciła, jednak była nieco mniejsza od tej pierwotnej. Od kilku tygodni zaczęła planować zemstę. Paradoksalnie atak, którego dostała cztery dni temu pomógł jej. Omal nie została rozerwana przez własną moc, ale dzięki temu nie tłumiła już w sobie uczuć. Nadal cierpiała, jednak nie tak mocno jak na początku.
Kiedy wspomniany atak minął, leżała nieprzytomna w gruzach pokoju przez dwa dni. Nikt przez ten czas nie mógł się do niej dostać. Nawet skrzaty domowe nie umiały przebić się przez jej zaklęcia ochronne. Kiedy się obudziła w pierwszym momencie przeklęła swoją głupotę. Klątwy broniące dostępu do niej zatrzymały potrzebną jej pomoc. Dopiero kiedy uniosła się na drżących ramionach i obrzuciła wzrokiem zdewastowane pomieszczenie, ucieszyła się, że nikt tu nie wszedł. Nie chciała, żeby Dumbledore dowiedział się, że jest zdolna do czegoś takiego.
Nie miała na nic siły. Burczało jej w brzuchu, jelita skręcały się wewnątrz niej, powodując uczucie mdłości, ciążące jej powieki opadały, a ciało kategorycznie sprzeciwiało się innej pozycji niż leżącej. Jedynie ostatkiem woli zmusiła się do wstania. Bolała ją każda budująca jej organizm komórka. Z grymasem podeszła do jedynej ocalałej rzeczy. Medalionu.
Podniosła go i zawiesiła na szyi. Ostatnim razem miała go na sobie w noc ostatniego koszmaru. Kiedy po raz setny przyśnił jej się moment stworzenia go, który następnie zamienił się w marę zdjęła go i cisnęła do szuflady. Od tamtej pory nie miewała złych snów, a i irytujący głosik Crucio ucichł. Nie chciała przyznać nawet sama przed sobą, że w pewnym sensie brakowało jej tego ostatniego.
Nie miała pojęcia, która godzina ani który dzień, ale sądząc po widoku za oknem musiało być południe. Słońce świeciło jasno i wysoko, a na ulicy nie było ludzi. To oznaczało, że większość jest w pracy, a więc nie mogła stracić świadomości na dłużej niż cztery dni. Oczywiście istniała też możliwość, że owszem jest dzień roboczy, ale następnego tygodnia. Nie była to zbyt pocieszająca perspektywa, ale przynajmniej dom powinien stać opustoszały. Ojciec Sabrine zawsze od rana do późnego popołudnia przebywał w swoim biurze w Ministerstwie, a matka chodziła ze sąsiadkami po sklepach.
Ignorując zawroty głowy, ściśnięty żołądek i słabość, trzymając się za pulsującą głowę, podeszłą do drzwi. Miały na sobie ślady jej wybuchu w postaci zadrapań, dziur i kawałków smętnie zwisających wstążek drewna. Klamka była naderwana i niemal całkowicie stopiona.  Sabrine próbowała ją nacisnąć, ale rezultat był taki, że odpadła całkowicie, a drzwi pozostały zamknięte.
„Przydałaby się różdżka.”
Podniosła kawałek cienkiego drewienka i włożyła jego koniec w dziurkę od klucza. Musiała przy tym podeprzeć się jedną ręką drzwi, bo nagle zakręciło jej się w głowie. Mdłości zaatakowały ze zdwojoną siłą, w uszach słyszała nieprzyjemny szum. Zacisnęła oczy, czekając aż poczuje się lepiej. Dopiero po chwili kontynuowała próbę wydostania się z sypialni.
Przekręcała drewienko we wszystkie strony bez widocznego rezultatu. Po chwili usłyszała trzask, świadczący o jego pęknięciu. Wzięła głęboki wdech. Częściowo po to, by się uspokoić, a częściowo dlatego, że znowu zakręciło jej się w głowie. Czuła się coraz gorzej. Bała się przykucnąć i odpocząć. Nie była pewna czy udałoby jej się ponownie wstać. Zmusiła się, więc do stania i cierpliwego czekania na owoc swojego wysiłku. W ślimaczym tempie wydłubała pozostałości prowizorycznego klucza z zamka i rozejrzała się w poszukiwaniu czegoś trwalszego. Jej wzrok padł na metalowy drążek niewiadomego pochodzenia. Chwyciła go i ponownie zabrała się do majstrowania przy zamku.
Nagle naszły ją obawy, że zaklęcia otaczające pokój i broniące dostępu do niego, mogą być przyczyną, dla której nie może otworzyć tych przeklętych drzwi.  Niepokój rósł w niej z każdą chwilą, jednak nie poddawała się. To nie leżało w jej naturze.
Po kwadransie, który dla niej trwał dłużej niż wieczność zamek kliknął i ustąpił. Dziewczyna omal nie popłakała się z ulgi. Cała lepiła się od potu, a ręce trzęsły jej się niebezpiecznie. Mimo to nie traciła czasu i otworzyła drzwi. Oparłszy się o futrynę nasłuchiwała.
W domu panowała absolutna cisza. Nie słychać było ani rozmów, ani odgłosów domowej krzątaniny. To napełniło ją przekonaniem, że jest jedyną osobą w budynku. Niestety nie mogła dla pewności rzucić zaklęcia sprawdzającego obecność innych osób. Znalezienie czegoś tak małego jak różdżka, w stanie zupełnego wyczerpania, w panującym wokół chaosie było niemożliwe. Do tego uporczywy, ostrym bólu nie pozwał jej się skupić na niczym, a tym bardziej na jakimkolwiek zaklęciu. Oczywiście różdżka mogła również ulec zniszczeniu, czego dziewczyna nawet nie chciała brać pod uwagę.
Postanowiła zaryzykować i wyjść z pokoju. Nie pomyliła się. Jej rodziców nie było w domu. Ucieszyła się. Zatrzasnęła drzwi i z ogromnym trudem podeszła do schodów. Jęknęła w duchu. Jeszcze nigdy drewniane stopnie w jasnym kolorze nie wydawały się tak strome i wysokie. Szła po nich powoli, opierając się całym ciężarem ciała o barierkę. Krok za krokiem.
„Muszę dojść jedynie do salonu. To blisko” – pocieszała się.
Z ostatnich trzech schodków spadła. Skuliła się z bólu, jęcząc. Świat wirował jej przed oczami. Barwne obrazy wiszące na ścianie stały się kręcącymi, kolorowymi prostokątami. Poszczególne stopnie zlały się ze sobą, tworząc zjeżdżalnię. Biały sufit oślepiał. Zrobiło jej się niedobrze i była pewna, że za chwile zwymiotuje. Oparła się o drewniane szczeble barierki i zamknęła oczy. Starała się wyciszyć.
Siłę do wstania odzyskała dopiero po kwadrancie. Szybko jednak z powrotem znalazła się na ziemi. Nogi odmówiły jej posłuszeństwa już po kilku krokach. Położyła twarz na szorstkim, wąskim, dywanie leżącym na całej długości korytarzyka, na którym się znajdowała. Z tej pozycji miała doskonały widok na kuchnię. Owo pomieszczenie zawsze przywodziło jej na myśl szpitalny pokój. Gospodyni osobiście dbała, by zawsze wszystko w niej świeciło czystością. Mimo że mieli skrzata domowego, to pani Grich rządziła w kuchni. W otoczeniu białych mebli z blatami wykonanymi z jasnego drewna, brzoskwiniowych kafelek podłogowych i o odcień od nich jaśniejszych ścian czuła się jak ryba w wodzie.
Sabrine podparła się na łokciach, ale nie udało jej się podnieść. Parsknęła z frustracji i ze łzami w oczach zaczęła się czołgać w stronę salonu.
Wtem usłyszała głosy za drzwiami. Jeden należał do matki dziewczyny, a drugi do sąsiadki mieszkającej naprzeciwko. Obje kobiety szczebiotały o czymś wesoło. Przez zawroty głowy, szum w uszach i odległość nie mogła zrozumieć poszczególnych słów, ale wiedziała jedno. Musiała się pospieszyć. Nie mogły jej zobaczyć.
Zacisnęła zęby. Strach dodał jej siły. Poczuła jak adrenalina buzuje jej w żyłach. Wykorzystując nagły napływ siły, podparła się na kolana i, podciągając się na stojącej obok szafce, wstała. Trzymając się mebli, najszybciej jak mogła, zaczęła przemierzać salon. Słyszała kroki na podjeździe. Potknęła się i upadła. Na szczęście prosto na wygodną kanapę. Jej ciało ucieszyło się i nie chciało wstać, ale umysł był świadom otwieranych drzwi wejściowych. Głosy głośniej rozbrzmiały w holu. Zdecydowanie zbyt głośno. Głowa Sabrine eksplodowała jeszcze większym bólem.
Ostatkiem sił poderwała się z kanapy i rzuciła na kominek. Pani Grich i sąsiadka pozbyły się już płaszczy i szły w stronę pokoju, w którym się znajdowała. Miała mało czasu. Nabrała garść proszku i szepcząc pod nosem miejsce docelowe wkroczyła do kominka, rozsypując Fiuu. Zniknęła chwile przed tym, jak kobiety weszły do salonu.
Pojawiła się w kominku państwa Painów i upadła nieprzytomna prosto pod ich stopy.
Zajęli się nią jak własną córką. Teraz już czuła, że jest gotowa wyjawić im prawdę. Zasłużyli na to, by wiedzieć jak zginęła Crucio i jej chłopak, którego traktowali jak syna. To właśnie wspomnienie ich morderstwa wywołało u niej wściekłość, kiedy walczyła z szóstką aurorów. Zasadzka w domu urzędnika przypominała tę, w którą wpadli Crucio i Imperio.
Wróciła myślami do rzeczywistości. Ostatnio zbyt często i zbyt długo zagłębiał się we wspomnieniach. Jedno zdarzenie przywodziło na myśl drugie i Sabrine zaczynała tracić kontakt ze światem, gubić się w odmętach przeszłości, mylić to, co jest z tym, co było. Pogrążając się w myślach często zapominała, co jest jej najważniejszym celem. Była nim oczywiście zemsta na mordercach jej przyjaciół i mężczyźnie, który wydał rozkaz zabicia ich. Musiała przestać rozpamiętywać minione czasy. W duchu przysięgła sobie, że to ostatni raz, kiedy pozwoliła umknąć teraźniejszości.
Wstała z ławeczki przy nagrobku przyjaciół i ostatni raz rzuciła okiem na pozłacany napis. Następnie poprawiła przyniesione kwiaty i znicza, by znajdowały się w idealnym położeniu.
Pomszczę was szepnęła.
Zawsze żegnała ich tymi słowami.
Deportowała się.

---

Dobra, przyznaję się, że początkowo naprawdę zabiłam Sabrine. Początek rozdziału napisałam już miesiąc temu, kiedy rozgrywały się Mistrzostwa Europy w piłce nożnej. Konkretnie miał miejsce wówczas mecz Polska-Portugalia. Tak wściekłam się, że przegraliśmy, że wyładowałam się na głównej bohaterce. Miałam ten moment wyciąć, ale stwierdziłam, że dodam opis pogrzebu Crucio i Imperio i potrzymam Was chwilę w niepewności :P
Nie powiem rozdział długi i wydaje mi się treściwy. Chciałam nieco rozjaśnić kilka wątków i oddać w nim stan emocjonalny Sabrine, która ciągle wspomina różne wydarzenia z przeszłości i powoli wariuje. Mam nadzieję, że choć trochę mi się udało.
Nie wiem, kiedy będzie następny rozdział. Część już napisałam, więc nie jest źle. Nie mam też pojęcia czy opublikuję więcej niż jeden post w następnym miesiącu.
Mam nadzieję, że rozdział Wam się spodobał. Z niecierpliwością czekam na Wasze komentarze, bo sprawiają mi nie mniejszą radość  niż pisanie. Nawet te negatywne, oczywiście wyrażone w kulturalny sposób. Dzięki nim mogę się wiele nauczyć. Zachęcam także do dołączenia do Obserwatorów wszystkich, których mój blog zaciekawił.
Pozdrawiam!
E.M.S.

PS Jak podoba się Wam nowy szablon? Wygodnie się czyta czy coś zmienić?


38 komentarzy:

  1. O kurde, jaki szablon, wow. :D Trochę zdjęcia z nagłówka są popikselowane, ale sam szablon - bajka.
    Kurcze, jak fajnie, że wspominasz o tych typowo potterowskich, hogwarckich sprawach - ruchome schody, dużo nauki, quidditch... Mimo że główna oś fabuły skupia się na poważniejszych sprawach, trwa już wojna, ale znajdziesz jakiś moment, żeby tam wpleść coś ze świata, na podstawie którego ten fanfik jest stworzony. Autorzy często o tym zapominają, choć tak naprawdę ich postacie ŻYJĄ W SZKOLE. Tak, taka szkoła, która służy tylko do nawiązywaniu romansów i odbywaniu szlabanów (które notabene też są od randkowania).
    A to złośliwcy. Propaganda Dumbledore'a, jak widzę, trwa w najlepsze, skoro nawet rodzice muszą maczać palce w tym, co pisze w liście ich młodsze dziecko. Chociaż mam takie wrażenie, że Sabrine (mimo tej wielkiej złości na rodziców) tak naprawdę nadal ich kocha; niby chce się zemścić, ale ta wielka zemsta, którą zapowiada, ma być bardziej na złość im, a nie dla swojego rozwoju i spełniania marzeń, co jest kolejnym dowodem na to, że właśnie matka i ojciec zadecydowali za nią, że uczyniła ten krok w stronę śmierciożerców.
    Chyba za daleko wybiegam...
    Ach, to tak, zapomniałam. I spotkanie z siostrą mogło być przecież zasadzką Zakonników. Jak Dumbledore był jeszcze jako tako rozsądny, tak niektórzy jego zwolennicy raczej nie słynęli z subtelnych metod (patrz: Moody). Aż dziwne... prawie jak śmierciożercy. xD
    Trochę za bardzo mieszasz czasy. Raz przeszły, raz teraźniejszy, a trzeba się na coś zdecydować. Piszesz w trzeciej osobie, więc staraj się to ograniczać do minimum, najlepiej stosuj podczas jakichś przemyśleń pisanych kursywą, bo wiadomo, że ludzie robią błędy, a narrator nie powinien.
    Miał kształt trapezU, nie trapeza.
    Ej, a wiesz, z czym mi się kojarzą te medaliony? Z tymi wisiorkami z „H2O wystarczy kropla”, Jezuuuu, jaką byłam w gimbazie fanką... <3 Tamte medaliki nie były związane z żadnym rytuałem, ale takie piękne skojarzenie, tyle pięknych wspomnień, rysowanie syren, zabawa w H2O na deszczu... Cudo. :D
    Aaa, czyli oni chcieli rzucić odpowiednie zaklęcia na medaliony, a później je (te zaklęcia) rozciągnąć poza przedmiot, aby chroniły noszących je ludzi? Sprytne. :)
    Podoba mi się opis cierpienia Sabrine, bardzo realistyczny, gratuluję. Ale nie podoba mi się to, co nawydziwiał Dumbledore, jak zwykle „dla większego dobra”, nic się nie nauczył. Czy on na początku próbował zwerbować trójkę przyjaciół? Bo nie pamiętam, czy o tym pisałaś...
    O, dalej trapez masz już poprawnie odmieniony.
    Haha, chcesz nas teraz nabrać, że niby po tej scenie z szałem Sabrine następuje jej pogrzeb, bo dziewczyna naprawdę umarła, ale nie ze mną te numery, haha, nie. XD
    A, czyli jednak Dumbledore coś tam myślał, żeby przyjąć ich do grupy, ale to o zlikwidowaniu zdecydowanie mi się nie podoba. I to nie do końca ze względu na samego Dumbledore'a, bo on sam tego dosłownie by nie powiedział. Nie tak gładko. Wyobrażam sobie, że bardziej by się z tym gryzł, bo to jednak morderstwo. Mogłaś dodać tam coś na kształt „w ostateczności”, w końcu Dumbledore lubił zachowywać pozory. Za mało w jego słowach wahania.
    Podoba mi się, jak zachowałaś łagodny charakter Lupina. On faktycznie taki właśnie był - ufał do końca i zawsze miał nadzieję, a Dumbledore naprawdę generalizuje, chociaż tu mu się nie dziwię, bo to nie jest 1998 rok, kiedy już prawie rozgryzł tajemnicę horkruksów i życia młodego Riddle'a.
    Jeśli któraś postać wspomina jakiś konkretny fragment, zaznaczaj to kursywą, bo to wiele ułatwia. :) Nikt nie będzie miał prawa pomyśleć, że bohaterka w magiczny sposób przeskoczyła z jednego miejsca do baru.
    Widzę, że zanim Sabrine na dobre dołączy do Voldzia i śmierciojadów, minie jeszcze duuużo czasu, ale to dobrze, zaufania nie buduje się ot tak.
    Nie no, a tak na serio... zabiłaś Sabrine czy nie? Bo byłam pewna, że ona tak tylko sobie pochorowała. A może ktoś ją uratuje w kolejnym rozdziale? Powiedz, bo dopisek od autora trochę mnie rozbił. XD

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No właśnie z nagłówkiem mam problem, bo nie chce mi wyjść. Już się na niego wkurzam od x czasu. Najgorsze jest to, że u mnie wygląda dobrze, a gdzieś indziej masakra.
      Idziesz w dobrym kierunku, muszę Ci powiedzieć :D
      Co do tej kursywy to miałam wyodrębnić to jakąś inną czcionką, ale bloger nie współpracuje. Musze przysiąść i pokombinować z tym. W ogóle ciągle mi się wielkość czcionki w postach zmienia, nie wiem czemu.
      Niestety nie oglądałam H2O ;(
      W sumie się zgadzam i chyba dodam tego "wahania" Dumbledorowi. Włąśnie czegoś mi w nim brakowało.
      Nie no żyje. To wydarzenie na cmentarzu odbywało się po tym jak podniosła się, ruszyła do Painów i tam ozdrowiała. Chociaż scena szału pisana była z myślą o jej śmierci Xd O, zaczne dopisywać daty to się nikt nie będzie mylił. No i pomajstruje przy czcionkach, list zrobię inną czcionką a wspomnienia kursywą. O to jest dobry plan. Jak dobrze, że Cie mam <3
      PS Jak tam rozdział u Cb? Bo widziałam, jak w Proroku pisałaś, że planujesz dodać niedługo.

      Usuń
    2. Troszeczkę zmodyfikowałam Dumbledore'a. Może teraz wyda się bardziej wiarygodny.

      Usuń
    3. Wiesz co, inną czcionkę co do listów (czy ogólnie różne czcionki w opku) sobie odpuść, ja miałam na początku publikowania SCP taką genialną rozkminę, że zrobię każdy list (albo tylko podpis pod listem?) inną czcionką, wiesz, że to niby każda postać ma inny charakter pisma, ale to wyglądało dobrze tylko w Wordzie, bo jak zaczęłam publikować... makabra. Za to kursywa jak najbardziej.
      A, weź, z godzinę szukałam obrazka na okładkę innego opka (będę drukować!), ale znalazłam. I dopiero teraz się biorę za pisanie, ale mam już ponad 3k słów, więc teraz to już z górki. <3

      Usuń
  2. Ten komentarz został usunięty przez administratora bloga.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Kurde, niechcący usunęłam Twój komentarz. Jestem na telefonie i mi się kliknęło :'( Ale dziękuję za miłe słowa i mam nadzieję, że obie się czegoś od siebie nauczymy. Mam nadzieję, że przeczytasz poprzednie rozdziały, bo nwm czy się połapiesz bez nich w fabule.
      Pozdrawiam :)

      Usuń
    2. Chyba Ci wybaczę to usunięcie! Rozdziały nadrobiłam! Skomentowałam również prolog :)
      Ściskam!

      Usuń
  3. Boże jedyny! To ja ledwie żywa wracam z obozu a ty mi tu takie wypracowanie na dwie stopy dajesz?! Ale dobra, przeczytałam. I jest gud choć było powtórzenie w liście od Lisy :/ meh, meh, meh... Niestety na dziś to ode mnie wszystko jeśli chodzi o fabułę, alw padam na twarz bo dziś 10 godzin spędziłam w pociągu i autokarze... Dodam tylko że szablon bardzo mi się podoba ^^
    Weny!
    Sonia
    P.s. ja wiem że to podchodzi pod spam ale może znalazłabyś chwilkę aby nadrobić u mnie... szczególnie że w ten piątek wstawię mój ulubiony rozdział i zależy mi na Twojej opinii...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja właśnie wróciłam do domu i zabieram się za nadrabianie! Dziękuję za komentarz :)

      Usuń
    2. Hej
      Jesteś jeszcze? Pytam, bo jakoś strasznie cicho teraz tu u Ciebie i nieco się martwię? Leń? Brak weny? Czy po prostu szkoła Ci zbytnio dowaliła?
      Pozdrawiam
      Sonia

      Usuń
    3. Jestem, jestem. Miałam dodać coś pod koiec wakacji, ale coś mnie wzięło i czułam się jak wrak człowieka. Teraz też jestem chora, ale postaram się niedługo dodać kolejny wpis. Na razie złe samopoczucie i natłok związany ze szkołą mi na to nie pozwoliły :(

      Usuń
  4. Heyooo! Zapraszalas, więc jestem :D
    Ojeju. Na początku naprawdę myślałam, że zabiłaś Sabrine. A potem rozpoczęcie pogrzebu jeszcze bardziej utwierdzilo mnie w tym przekonaniu. Naprawdę perfekcyjnie ci to wyszło.
    Zanim zaczęłam czytać opowiadanie, byłam do niego negatywnie nastawiona, a to głównie przez naszą bohaterkę. Łatwo zrobić z kogoś Mary Sue i tylko nielicznym udaje się temu zapobiec. Tak więc, plus dla ciebie za naprawdę dobre wykreowanie Sabrine. Uwielbiam w opowiadaniach kobiety z silnym charakterem. Brawo, brawo!
    Mam nadzieję, że Huncwoci i Lily dostrzega, kim naprawdę jest Dumbledore. Nie chciałabym, aby w twoim fanfiction byli tymi "złymi". A tak przy okazji, ja też należę do klubu "Nienawidzę Dumbledore'a". Wielką radoche sprawia mi czytanie o nim jako o manipulujacym draniem.
    Przepraszam za brak polskich liter w niektórych wyrazach. Piszę komentarz na komórce, a ja nie mam cierpliwości poprawiać wszystkie "a" ,"e" na "ą" "ę".
    Gorąco pozdrawiam i życzę dużo, dużo weny (i cierpliwości przy betowaniu moich rozdziałów).
    CanisPL

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Raczej nie zrobię z Potterów tych złych. Nie chcę zamienić Zakończyków i śmierciożerców miejscami. Cieszę się, że Ci się podoba. Postać Sabrine jest naprawdę trudna, właśnie dlatego, że chce żeby była silna ale nie idealna.
      Braku polskich liter nawet nie zauważyłam xD
      Bardzo dziękuję, również pozdrawiam :)

      Usuń
  5. Udało mi się w końcu przybyć z komentarzem, przepraszam za zwłokę.
    Ogólnie widać, że fabuła bardzo rozkręca, coraz więcej się dzieje. Ja niestety nie mogę porzucić mojego problemu, jeśli chodzi o łapanie się w tych przeskokach i zmianach perspektyw. Czasami naprawdę nie wiem, co się dzieje i muszę się cofać w czytaniu, żeby zrozumieć.
    Zawsze podziwiałam postać Dumbledore'a za to, co w życiu osiągnął i jaki był, mimo błędów, jakie popełnił, więc dziwnie mi czytać o nim w takiej sytuacji. "Dla większego dobra", jakie te słowa są drażniące.
    Ojej, Lily i James już małżeństwem!
    Czytając, zauważyłam, że raz wkradło Ci się 'Lili' zamiast 'Lily'.
    Czekam niecierpliwie na kolejny rozdział!
    Życzę weny i pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Teraz już będzie coraz mniej takich "przeskoków". Postaram się je jeszcze bardziej wyodrębnić, jeżeli się pojaiwą.
      Ja nigdy nie lubiłam Dumbledore'a, szczególnie po przeczytaniu jego biografii. Jego powiedzenie "Dla większego dobra", rzeczywiście wkurza, ale on właśnie taki był.
      Dziękuję za komentarz ;)

      Usuń
  6. Mam dzisiaj dzień czytania blogów i tak trafiłam na Twój.
    Długo się zastanawiałam gdyż historia jest mi całkowicie obca jeśli chodzi o starsze pokolenie czasów Dumbledor'a.
    Jednak ciekawość wzięła w górę i oto jestem.
    Przeczytałam jednym tchem.
    postać Sabrine niezwykle mi zaimponowała.
    Muszę przyznać że pod wieloma zagadkami zaskoczyłaś mnie bardzo.
    Czytam tę historię z niezwykłym napięciem.
    Miejscami akcja bywa trochę myląca, ale ty szybko ją prostujesz.
    Wspaniale wplotłaś w ten wątek Lilly i Jamesa.
    Widać Twoja bohaterka znajduje się w nie lada kłopotach, ale jest niezwykle dzielna i odważna.
    Naprawdę nie każdy zachowałby się tak na jej miejscu.
    I jeszcze Dumbledor'e.
    Najbardziej zagadkowy facet z całej serii.
    Moim zdaniem Rowling powinna poświęcić mu jakąś część historii takiej oddzielnej:)
    Ogólnie naprawdę świetne i czyta się z wypiekami na twarzy.
    Pozdrawiam i życzę weny.

    [www.pokochac-lotra.blogspot.com]

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bardzo dziękuję za tyle miłych słów. Wywołałaś wielki uśmiech na mojej twarzy. Mam nadzieję, że zostaniesz ze mną na dłużej :)
      Pozdrawiam!

      Usuń
  7. Czytając początkowo ten rozdział, już się obawiałam, że faktycznie Sabrine zginie... Na szczęście nie, ponieważ ma jeszcze tyle przygód do przeżycia! Miałam cichą nadzieję, że Crucio i Imperio jednak przeżyli, lecz... cóż, czasem trzeba kogoś poświęcić dla dobra fabuły. Dumbie'mu rosną coraz większe różki - niedługo będą jeszcze dłuższe, niż u Hellboya w naturalnej długości - popada mi staruch, nie będę ukrywać. W każdym razie - sentymentalny, nostalgiczny odcinek, który wzrusza.
    Pozdrawiam, November z Escursione

    PS. Ładny ten nowy szablon :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję za komentarz. Początkowo w opowiadaniu miało być 3 głównych bohaterów - wszyscy Niewybaczalni, ale w ostatniej chwili zmieniłam zdanie. Nie mogłam zabić ostatniej głównej bohaterki XD

      Usuń
  8. Haha! Patrz i płacz, ponad 12k słów nowego rozdziału!
    http://dark-love-riddle.blog.onet.pl/2016/03/13/100-magiczno-magiczne-porachunki/

    OdpowiedzUsuń
  9. Przywiało mnie tutaj przez istny przypadek, no ale wpadłam, przeczytałam i się zakochałam! xD
    Na wstępie piszę, że bardzo ładny szablon. Kolorystyka +25. Tak lubię pomaranczowy kolor. Rozdział fajny, naprawdę fajny. Chociaż po szablonie spodziewałam się czegoś zupełnie innego. Sama nie wiem dlaczego, jestem dziwna. :)
    Czytam i czytam, strach mnie sparaliżował, że to koniec, że Sabrine zaraz zginie i pozostaną po niej tylko łzy na moich policzkach, piękne słowa, prawda? Starałam się.
    Rzadko komentuje opowiadania, bo czasami myślę, że moja opinia jest nie ważna, ale zaraz potem myślę sobie, że ktoś chciałby zobaczyć parę miłych słów pod swoim opowiadaniem. tak więc komentuje tylko wtedy gdy coś mi się spodoba, aby kogoś nie urazić! A twoje opowiadanie mi się bardzo podoba. :D
    życzę weny, samych miłych komentarzy i tysięcy obserwatorów. :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bardzo dziękuję ^^ Ja uważam, że każdy komentarz jest ważny, nawet ten negatywny. Cieszę się, że dodałaś tu swoją opinię i mam nadzieję, że zostaniesz ze mną na dłużej :)
      Pozdrawiam!

      Usuń
  10. Twoje opowiadanie jest świetne. Naprawdę potrafisz zaciekawić. Piszesz wspaniałe opisy - nie tylko walk, również uczuć i miejsc. Główna bohaterka jest naprawdę interesującą osobą, idealnie ją wykreowałaś. Co jeszcze... Pamiętaj, wciąż uczę się komentować. ;p No to... Czytając tą historię, nie da się nudzić. Cały czas się coś dzieje, a akcja toczy się w dobrym tempie. Fajnie raz po raz przeczytać coś o nie do końca dobrym dyrektorze Hogwartu, gdzie Voldemort nie jest potulny :)
    A teraz strona techniczna...
    Gdzie też jest bardzo dobrze ;p Wszystko jest logiczne, robisz mało błędów (a przynajmniej ja zauważam ich mało. Nie jestem żadnym ekspertem). Czasami zdarzają Ci się literówki, ale to nic przy tak długim tekście. Ale... ale... Tak, jest jakieś ale!
    - Wszelkie Avady, Cruciatsy itp. powinny być z wielkiej litery, a bynajmniej mi się tak wydaje.
    - http://www.jezykowedylematy.pl/2011/01/czy-imieslowy-typu-jadac-stanawszy-zawsze-oddzielamy-przecinkami/ - zawsze tu gubisz przecinki
    - Piekło panowało wokół niej i w niej. Trawiło ją od wewnątrz i od środka. - od zewnątrz, tak?
    - Iii, myślę, że po prostu się zdekoncentrowałaś (jest na początku, tuż pod listem):
    Obje doskonale o tym wiedziały. - Obje to czasownik; dlatego masz zadanie domowe - napisać w zeszycie dwie linijki "obie" ;p
    - O, jest jeszcze coś - w wersji mobilnej nie widać tekstu pod zdjęciami bohaterów, a rozdziały nie są wyjustowane - nie mam pojęcia dlaczego.
    No... to już chyba wszystko. Przyłączam się do obserwatorów. Co do mojego bloga - ten gadżet jest na samym dole, ale na telefonie widać sam napis "Obserwatorzy", więc jakbyś chciała się dodać, to z komputera/laptopa, do czego zachęcam, a co lubię cyferki :D
    Pozdrawiam i życzę weny :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Literówki to moja zmora, nieważne ile raz czytam tekst, gdzieś się znajdą. To, że zaklęcia pisze się wielką literą dopiero niedawno odkryłam i zbieram się za ich poprawianie od dłuższego czasu. Z tym piekłem się zdekoncentrowałam rzeczywiście. Opisy są pisane na biało i pewnie dlatego nie widać, ale niedługo i tak je zmienię (może dziś?), więc na razie może tak zostać. A co do justowania, to nie wiem, czemu nie są wyjustowane. Ale się dowiem!
      Dziękuję za wypisanie błędów! Od trzech dni zbieram się za poprawienie wszystkich, o których mi napisali czytelnicy, ale taaak strasznie mi się nie chce :(
      Pozdrawiam!

      Usuń
  11. Nareszcie jestem! No to zaczynam.
    Przede wszystkim pomysł. Jest naprawdę dobry, chyba nie spotkałam się jeszcze z czymś takim. Jestem ciekawa jak wprowadzenie nowych postaci wpłynie na finał całej opowieści i czy zakończysz to zgodnie z kanonem czy może kompletnie inaczej Postać Avady ma bardzo dobrą motywację, generalnie całkiem ją lubię. Dumbledore i jego "większe dobro" są genialne, fajnie, że nie jest wyidealizowany. Trochę nie kupuję Voldemorta, jest taki zbyt... ludzki. Ale poza tym bardzo przyjemnie się mi się czytało i czekam na więcej.
    Dałam się nabrać na jej śmierć w tym rozdziale, przyznaję :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cieszę się, że Cię zaciekawiłam. Voldemort jeszcze ulegnie zmianom. Mam nadzieję, że w przyszłości będzie bardziej nieludzki, że tak powiem :D Dziękuję za komentarz :)

      Usuń
  12. Przeczytałam poprzednie rozdziały oraz ten rozdział i muszę stwierdzić że twójj styl pisania bardzo mi się podoba. Piszesz wspaniałe opisy - nie tylko walk, również uczuć i miejsc. Główna bohaterka jest naprawdę interesującą osobą, idealnie ją wykreowałaś. Czytając tą historię, nie da się nudzić. Cały czas się coś dzieje, a akcja toczy się w dobrym tempie. Fajnie raz po raz przeczytać coś o nie do końca dobrym dyrektorze Hogwartu, gdzie Voldemort nie jest potulny :)
    Owszem, czytałam wiele historii, gdzie Zakon jest tym "złym" a Śmierciożercy są tymi "dobrymi" ale już pewnie zniknęły z pola widzenia. No cóż, pozostaje mi czekać na następny :)
    All the love xxx
    queen-of-life-and-deathff.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cieszę się, że Ci się podobało :) Serdecznie dziękuję za komentarz, dodał mi motywacji i polepszył dzień ;)
      Pozdrawiam
      E.M.S.

      Usuń
  13. Jestem zaskoczona długością roddziału. Kocham cie! Za te cudowne opisy! Ach... jakie to piękne ❤❤ nie ma słów! To jest boskie! Powiem ci tak. Cud, miod i Malinka! Czy tam wisienka xd. Kocean ten blog! Jesteś jedną z niewielu osób oczywiście pisze genialnie. Te opisy i wgl. Należy cie sie jakąś nagroda! Coś wymyślę! Zostaje tu! Kocham ten blog! Jest cudowny! Mam pytanie. Masz może hangouts lub messengera? 😂😂 och jako y było piękne! Masz ogromny talent! Wielki!!!!! Emocje jakie odczuwałam są niesamowite! Kuradę to jest piękne! Ja piernicze... och *ryczy* cudo! Proszę odpowiedź na komentarz i daj znać! Szablon fajny. Jak będziesz miała hejtuje to na 100000 tylko z zazdrości o talent. Na pewno 😘😘 ach jakie to cudowne! Sorry ide czytać jeszcze raz xd

    Olga


    P.S. Drugi raz było też cudowne! ❤❤❤❤

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cieszę się, że tak bardzo Ci się podobało! :D Nie sądziłam, że to, co piszę, może wzbudzać aż takie emocje ^^ Mam massangera xD Nawet założyłam na fb stronę do tego opowiadania xD
      Pozdrawiam!
      E.M.S.

      Usuń
    2. A jak idę nazywasz? Może napiszesz mi na e-maila?

      Usuń
  14. Poszukaj na fb Emily Marie Sverreson ;)

    OdpowiedzUsuń
  15. Jest kłopot :/ ja nie mam fb mam tylko messengera. I teraz musisz mi podać nazwę użytkownika.

    OdpowiedzUsuń
  16. zapraszam na watch-meburn.blogspot.com
    Można zamówić szablon albo chociaż przyodziać się w gotowy. A jeśli nie, to chociaż popatrzeć. Jak inni się przyodziewają.
    Pozdrawiam cieplutko, gorąco, serdecznie itp.

    OdpowiedzUsuń
  17. Blog jest niesamowity! Dziękuję, że pozwoliłaś mi do niego dotrzeć(dziwnie to brzmi😂) Cała historia którą wymyśliłaś mega mnie wciągnęła nie mogę się doczekać następnego rozdziału i oczywiście życzę ci weny😉😘
    Pozdrawiam
    Aki Aki

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Serdecznie dziękuję za komentarze! Cieszę się, że podoba Ci się moje opowiadanie ^^
      Pozdrawiam
      E.M.S.

      Usuń
  18. Trochę w niepewności mnie potrzymałaś, bo przez prawie cały rozdział myślałam, że Sabrine naprawdę nie przeżyła.
    Po tych wspomnieniach wiadomo, że na Dumbledore'a polecenie zginęli przyjaciele Sabrine. Nie dziwię jej się, że chce się na nim zemścić. Ciekawe w jaki sposób będzie to chciała zrobić.

    Będę czytać dalej.

    OdpowiedzUsuń