Wspomnienia bohaterów oraz ich myśli w opowiadaniu będą zapisywane kursywą.
Znak na lewym przedramieniu przerażał dziewczynę. Moment naznaczenia nim przywodził na myśl podpisanie na siebie wyroku. Świadomość, że dopuściła się…
Oczy zaszły jej łzami. Z trudem powstrzymała wyrywający się z gardła
szloch. Jednak nie wynikał on z podjętej decyzji o zostaniu poplecznikiem
Czarnego Pana. Jedyną przyczyną był powód, dla którego to zrobiła. Nie mogła
dłużej się okłamywać. Musiała spojrzeć prawdzie w oczy. To, że Lord Voldemort
uratował jej życie, stanowiło jedynie czynnik przyspieszający. Prawdziwe pobudki
były znane jedynie jej.
Tej nocy zatrzymała się w mugolskim hotelu. Nie potrafiła wrócić do domu i
spojrzeć w oczy rodzicom ze świadomością istnienia znaku, który ukrywała.
Potrzebowała czasu.
Starała się nie płakać. Nie chciała użalać się nad sobą. Przez całą noc
ignorowała mdłości, ściśnięte gardło i paraliżujący strach.
Kilka dni wcześniej
Wściekła dziewczyna opuściła dom przy Humtiere Place. Oczywiście nie obyło
się bez zatrzaśnięcia z hukiem drzwi i ciekawskich spojrzeń sąsiadów.
Sabrine skierowała się w stronę opuszczonych magazynów. Potrzebowała
dogodnego miejsca do teleportacji. Nie chciała wywołać sensacji na mugolskiej
ulicy nagłym zniknięciem. Poza tym zapewne natychmiast zjawiliby się pracownicy
ministerstwa i aresztowali ją za używanie czarów w miejscu publicznym.
Od magazynów dzieliły ją ostatnie metry, kiedy ktoś nagle zaatakował od
tyłu. Ogromna łapa zmiażdżyła jej usta, a druga przytrzymała w talii. Napastnik
bez trudu podniósł szamoczącą się dziewczynę i zaciągnął między drzewa
pobliskiego parku.
Sabrine przeklęła swoją głupotę, przypomniawszy sobie, że w gniewie
zapomniała zabrać różdżkę.
Zza krzewów wyłonili się kolejni napastnicy. Było ich trzech. Od każdego
biła magiczna aura.
– Nie szamocz się, skarbie. – Tuż przy uchu usłyszała złowieszczy szept
mężczyzny, który ją przytrzymywał. – I tak umrzesz. Tak jak oni.
W Sabrine zawrzał gniew. Jak śmieli o nich mówić?!
Narastająca złość wyparła strach i zmotywowała do działania. Nie
interesowało ją, że nie ma szans w starciu z nimi. Jedyne, czego pragnęła, to
zemsty.
Uspokoiła się. Zadowolony zbir nieco poluzował uścisk, co dziewczyna
wykorzystała. Z całej siły kopnęła go w śródstopie i uderzyła głową w jego
twarz. Następnie szybki cios w splot słoneczny i kolejny w krocze pozwoliły
całkowicie się wyswobodzić.
Jednak pozostali nie mieli zamiaru spokojnie patrzeć, jak młoda kobieta
ucieka. Natychmiast zaatakowali. W stronę dziewczyny pomknęły różnokolorowe
światła zaklęć. Uniknęła ich, chowając się za pień wyrośniętego drzewa.
Już miała się teleportować w bezpieczne miejsce, kiedy poczuła ucisk na
kostce. Spojrzała w tamtym kierunku i zobaczyła srebrną klamrę antydeportacyjną.
Zaklęła.
Niebieski promień pomknął ku niej. Skupiła się i przechwyciła go. Poczuła dziwne ciepło na dłoni. Kula energii nie parzyła, a jedynie lekko grzała. Obróciła
się i, wykorzystując swój pęd, rzuciła błękitną kulą prosto w tego, który ją
wysłał. Padł na ziemię sparaliżowany. Pozostała dwójka popatrzyła na nią z
przerażeniem, ale nie cofnęła się. Zaatakowali. Ich zaklęcia złączyły się w
jedno i poszybowały prosto na dziewczynę. Nie miała szans się obronić. Jej
magia bezróżdżkowa nie była aż tak zaawansowana.
Nagle wyrosła przed nią bariera ognia. Była wysoka co najmniej na metr i całkowicie odgradzała ją od jej prześladowców. Zaklęcia utonęły w niej, nie pozostawiając po sobie najmniejszego śladu. Kiedy płomienna
kurtyna opadła, zobaczyła rzucających się do ucieczki mężczyzn. Obaj zostali
ugodzeni Avadą Kadavrą nim zrobili dwa kroki. Wraz z ich śmiercią zniknęła klamra na
kostce Sabrine.
– Imponujący pokaz magii. – Usłyszała cichy, syczący głos tuż za sobą.
Jej oczom ukazała się odrażająca postać. Mężczyzna był trupioblady, nie
miał włosów i warg, a za nos służyły mu dwie pionowe szpary. W rezultacie
wyglądem bardziej przypominał węża niż człowieka. Jednak to, co przerażało
najbardziej, to oczy nieznajomego. Przypominały dwa, błyszczące rubiny.
Poczuła, jak ogarnia ją przerażenie. Wiedziała, kogo ma przed sobą.
– Voldemort – niemal wypluła to słowo, co rozbawiło Czarnego Pana.
– Nie da się zaprzeczyć. – Skrzywił się, co zapewne miało być uśmiechem. – A
ty, kim masz nieszczęście być?
Spiorunowała go wzrokiem.
– Sabrine Grich.
To nazwisko coś
mu mówiło. Należało do jakiegoś ważnego pracownika Ministerstwa Magii. Chciał coś
powiedzieć, ale nagle go olśniło. Otto Grich. Minister Spraw Wewnętrznych.
Szycha w ministerstwie.
– Jesteś
spokrewniona z…
– Jestem jego
córką.
Czarny Pan
skrzywił się z niezadowoleniem. Nie lubił, gdy mu przerywano. Jednak tym razem
postanowił darować dziewczynie. Wystarczająco dużo czasu zmarnował. Miał jeszcze kilka pilnych, niecierpiących zwłoki spraw do załatwienia.
– Tatuś powinien
cię lepiej pilnować – zakpił.
Zacisnęła dłonie
w pięści i popatrzyła hardo w jego czerwone oczy. Wbrew logice wcale się go nie
bała. Spotkanie z nim groziło śmiercią, a tego obawiała się najmniej.
– Dzięki za
pomoc – syknęła. – Niestety na mnie już czas, sam rozumiesz.
– Nie tak
szybko.
Voldemort zrobił
kilka kroków w jej stronę. Był pewien, że dziewczyna się cofnie, jednak nie
zrobiła tego. Stała dumnie wyprostowana z zadartą głową, by móc patrzeć mu w
oczy. W pewnym sensie jej postawa mu imponowała. Jednak z drugiej strony
ogromnie irytowała go jej odwaga, opanowanie i arogancja.
– Jesteś mi
chyba coś winna – wysyczał, pochylając się ku niej.
Doskonale
wiedziała, czego Czarny Pan od niej zażąda. Przez krótką chwilę miała zamiar
odmówić. Jednak po zastanowieniu stwierdziła, że to wcale niegłupi pomysł. Nie
miała już praktycznie nikogo, kogo by kochała i komu mogłaby zaufać, więc niczym nie ryzykowała. Albus Dumbledore się o
to postarał.
Czas, by twój
koszmar się spełnił, Dumbledore.
– Winna służby w
twoich szeregach, jak mniemam? – Voldemort skinął głową z grymasem
imitującym uśmiech. – Zgoda.
Czarny Pan
zmrużył oczy. Zaskoczyła go, sprawiając, że nie wiedział, co myśleć o osobie stojącej przed
nim. Wydawała się taka dumna, silna i niezależna. Do końca walczyła z napastnikami,
mimo że nie miała przy sobie nawet różdżki. W rozmowie z nim zdawała się
opanowana i pozbawiona strachu. Jednak teraz zgodziła się dołączyć do jego
popleczników; być na jego rozkazy. Istniały dwie
możliwości takiego zachowania. Albo nie wiedziała, na co się pisze, albo miała
jakiś ukryty powód.
– Sabrine!
Czarnowłosa na
dźwięk swojego imienia obróciła się. Na skraju parku pojawiła się niewyraźna
postać jej dwunastoletniej siostry. Dziewczynka szła w ich stronę, rozglądając
się. Na razie ich nie widziała.
– Muszę iść –
szepnęła.
Zniknęła, nie
czekając na reakcję Czarnego Pana, co zdenerwowało czarnoksiężnika. Nie miała
jednak czasu się tym przejmować. Lisa nie mogła zobaczył ciał mężczyzn. Była
zbyt wrażliwa na taki widok. Poza tym powiedziałaby o nich rodzicom, a oni na
pewno powiązaliby trupy z nią.
Teleportowała
się tuż za siostrą. Dziewczyna wrzasnęła z przerażeniem, ale rozpoznawszy ją
natychmiast zamilkła. Rzuciła się ku niej i przytuliła tak mocno, że Sabrina na
chwilę straciła oddech.
– Wróć, Sabrine,
proszę – załkała.
– Przestań się
mazać – skarciła ją.
Odsunęła się i
złapała nastolatkę za rękę. Prowadząc ją do domu, cały czas była świadoma pary
czerwonych oczu obserwujących je zza drzew.
Teraźniejszość
Nad ranem udało
jej się w końcu zdrzemnąć. Niedługo potem niespokojny sen został przerwany
pukaniem do drzwi. Półprzytomna powlokła się ku źródłu hałasu i wyjrzała przez
judasza. Widząc obsługę hotelową, zaklęła i spojrzała na zegar. Będzie musiała
zapłacić za kolejną dobę. Przespała porę oddania kluczy.
Szybko
doprowadziła się do stanu używalności. Dzięki zaklęciu kamuflującemu ukryła
znak na przedramieniu. Gdy tylko uregulowała płatności za nocleg, w ustronnym
miejscu, teleportowała się do Hogsmeade. Tam skierowała się
do Pubu pod Trzema Miotłami. Przez całą drogę myślała o Lenie. Dziewczyna była dwa lata młodsza od niej. Poznały się w bibliotece, kiedy Lena rozpoczynała
dopiero swoją przygodę z Hogwartem. Chodziła do pierwszej klasy i właśnie
doświadczała złamanego serca oraz ogromnego stresu związanego z natłokiem
nauki.
Sabrine
zobaczyła ją zapłakaną w oddalonym dziale zielarskim. Zrobiło jej się żal
młodej Puchonki. Nadal doskonale pamiętała strach, jaki odmalował się na twarzy
jedenastolatki, kiedy do niej podeszła. Ona i jej przyjaciele byli lubiani w
szkole, ale wzbudzali respekt innych uczniów, a nawet i niektórych nauczycieli.
Od tej pory Lena
uważała Sabrine za swoją przyjaciółkę. Przychodziła do niej z każdym problemem,
wypłakiwała się w jej ramię i obmawiała swoich kolegów. Początkowo Sabrine
starała się unikać natrętnej koleżanki, jednak z czasem przestała jej
przeszkadzać. Nigdy jednak nie powierzyła młodszej dziewczynie swoich sekretów ani nie zaufała. Lenie nie
przeszkadzała jednostronna przyjaźń. Cieszyła się, że może żyć w cieniu Sabrine
i jej przyjaciół. Do czasu aż tamci skończyli szkołę.
Muszę ją
wydostać z kwatery Voldemorta. Nie mam zamiaru pozwolić im jej zabić.
Kiedy Czarny Pan
rozkazał nowym poplecznikom przyprowadzić przyjaciół, Sabrine poczuła, jak jej
serce kurczy się i przestaje bić. Ona nie miała przyjaciół. Już nie.
Wtedy pomyślała
o dziewczynie. Co prawda mogłaby skłamać i przyprowadzić mu pierwszą, wziętą z ulicy, nieznajomą,
jednak bała się, że Voldemort zajrzy do umysłu ofiary i podstęp się wyda. Nie
mogła sobie pozwolić na gniew Czarnego Pana. Wystarczy jej jeden potężny wróg.
W drzwiach pubu
wpadła na drobną dziewczynę. W jej wielkich, czarnych oczach lśniły łzy.
Nastolatka wyminęła ją i popędziła w stronę Miodowego Królestwa. Za nią, omal
nie tratując Sabrine, wybiegło trzech rozbawionych chłopaków.
Pognali za uciekającą z krzykiem i gwizdami na ustach. Sabrine odwróciła się i już miała zniknąć w
pubie, kiedy nagle usłyszała w głowie znajomy głos pełen wyrzutu. Doskonale
wiedziała, że jej przyjaciółka surowo skarciłaby ją za nieudzielenie pomocy
nieznajomej.
Westchnęła i
wymamrotała kilka przekleństw pod nosem. Teleportowała się przed sklep ze
słodyczami. Kilka metrów dalej dostrzegła dziewczynę z wyciągniętą różdżką.
Chłopacy już zdążyli ją otoczyć. Na opustoszałej ulicy
znajdowała się jedynie ich piątka. Sabrine wolnym krokiem podeszła do grupki, w
ręku trzymając różdżkę.
Pierwsi
zobaczyli ją chłopcy. Mieli na oko po osiemnaście lat. Dziewczyna była zaś
trochę od nich młodsza.
– Co tu się
dzieje? – warknęła Sabrine, stając kilka kroków od nich.
Zmierzyli ją
wrogim spojrzeniem.
– Spadaj stąd! –
wrzasnął jeden z dryblasów i rzucił w jej stronę klątwą.
Odbiła zaklęcie
leniwym ruchem nadgarstka. Z zupełną obojętnością i spokojem wycelowała w
napastnika. Z końca jej różdżki popłynął strumień ognia. Przerażony chłopak
nawet nie próbował go odbić. Rzucił się na ziemię z kwikiem, w ten sposób ratując skórę.
Sabrin zaśmiała
się i wycelowała w kolejnego. Cisnęła w niego zaklęciem, które z trudem sparował, omal się przy tym nie wywracając. Trzeci
w tym czasie próbował podejść ją od tyłu, ale wysłała zaklęcie, które okrążyło ją i
pofrunęło prosto w skradającego się. Okrzyk zaskoczenia i bólu oznajmił, że
trafiła.
Odparła serię
klątw ostatniego z chłopaków. Był zdolny, ale nie dorównywał Sabrine. Już po
chwili dołączył do swoich kolegów na ziemi. Zanim czarnowłosa zdążyła cokolwiek
powiedzieć, cała trójka jak jeden mąż poderwała się i pognała przed siebie.
Sabrine pożegnała ich szyderczym uśmiechem.
– Nic ci nie
jest? – zwróciła się do przerażonej dziewczyny.
Zapytana
pokręciła przecząco głową. Była strasznie blada, co nadawało jej twarzy upiorny
wygląd. Cała się trzęsła i wyglądała, jakby zaraz miała się popłakać. Sabrine
nie chciała tego oglądać.
– On będzie wściekły. – Z gardła nieznajomej wyrwał się szloch.
Sabrine, nie
czekając ani chwili dłużej, deportowała się. Zdecydowanie nie planowała jej
pocieszać. Zignorowała irytujący głosik w głowie i poszła zamówić piwo kremowe.
Czuła ogromny gniew na Dumbledore'a. Gdyby nie on, reprymendy za zostawienie
beksy udzielałaby jej przyjaciółka, a nie jej pozostałość w postaci tego
wkurzającego głosiku.
– Jednak
poproszę Ognistą. – Zatrzymała barmana i posłała mu wymuszony uśmiech.
Kiwnął głową i
postawił przed nią pusty kieliszek, który po chwili zapełnił się przejrzystym
płynem. Od razu poprawił jej się humor.
~*~
– Musicie ją
znaleźć – Albus Dumbledore przemierzał swój gabinet w tę i z powrotem. – Teraz jest
jeszcze bardziej niebezpieczna niż wcześniej.
– To nie będzie
proste.
Syriusz Black
przyglądał się czarodziejowi już od kilku minut. Stwierdził, że
jeszcze nie widział tak dużego niepokoju i zdenerwowania w tym człowieku. Nie
był pewien czy dobrze postąpili, atakując tamtą dwójkę. Co prawda Dumbledore
mylił się rzadko, o ile w ogóle, jednak cała ta sprawa nie podobała mu się.
Powinni zostawić ich w spokoju. Tak jak sugerowała Lily.
Młoda pani Potter
również przyglądała się Albusowi. Całkowicie nie pojmowała jego decyzji.
Dołączyła do Zakonu Feniksa, by walczyć ze śmierciożercami, a nie ewentualnymi
kandydatami na nich. Tylko jak sprzeciwić się komuś tak wielkiemu jak Albus
Dumbledore?