sobota, 4 czerwca 2016

Rozdział 2




Wspomnienia bohaterów oraz ich myśli w opowiadaniu będą zapisywane kursywą.

Znak na lewym przedramieniu przerażał dziewczynę. Moment naznaczenia nim przywodził na myśl podpisanie na siebie wyroku. Świadomość, że dopuściła się…
Oczy zaszły jej łzami. Z trudem powstrzymała wyrywający się z gardła szloch. Jednak nie wynikał on z podjętej decyzji o zostaniu poplecznikiem Czarnego Pana. Jedyną przyczyną był powód, dla którego to zrobiła. Nie mogła dłużej się okłamywać. Musiała spojrzeć prawdzie w oczy. To, że Lord Voldemort uratował jej życie, stanowiło jedynie czynnik przyspieszający. Prawdziwe pobudki były znane jedynie jej.
Tej nocy zatrzymała się w mugolskim hotelu. Nie potrafiła wrócić do domu i spojrzeć w oczy rodzicom ze świadomością istnienia znaku, który ukrywała. Potrzebowała czasu.
Starała się nie płakać. Nie chciała użalać się nad sobą. Przez całą noc ignorowała mdłości, ściśnięte gardło i paraliżujący strach.

Kilka dni wcześniej

Wściekła dziewczyna opuściła dom przy Humtiere Place. Oczywiście nie obyło się bez zatrzaśnięcia z hukiem drzwi i ciekawskich spojrzeń sąsiadów.
Sabrine skierowała się w stronę opuszczonych magazynów. Potrzebowała dogodnego miejsca do teleportacji. Nie chciała wywołać sensacji na mugolskiej ulicy nagłym zniknięciem. Poza tym zapewne natychmiast zjawiliby się pracownicy ministerstwa i aresztowali ją za używanie czarów w miejscu publicznym.
Od magazynów dzieliły ją ostatnie metry, kiedy ktoś nagle zaatakował od tyłu. Ogromna łapa zmiażdżyła jej usta, a druga przytrzymała w talii. Napastnik bez trudu podniósł szamoczącą się dziewczynę i zaciągnął między drzewa pobliskiego parku.
Sabrine przeklęła swoją głupotę, przypomniawszy sobie, że w gniewie zapomniała zabrać różdżkę.
Zza krzewów wyłonili się kolejni napastnicy. Było ich trzech. Od każdego biła magiczna aura.
Nie szamocz się, skarbie. Tuż przy uchu usłyszała złowieszczy szept mężczyzny, który ją przytrzymywał. I tak umrzesz. Tak jak oni.
W Sabrine zawrzał gniew. Jak śmieli o nich mówić?!
Narastająca złość wyparła strach i zmotywowała  do działania. Nie interesowało ją, że nie ma szans w starciu z nimi. Jedyne, czego pragnęła, to zemsty.
Uspokoiła się. Zadowolony zbir nieco poluzował uścisk, co dziewczyna wykorzystała. Z całej siły kopnęła go w śródstopie i uderzyła głową w jego twarz. Następnie szybki cios w splot słoneczny i kolejny w krocze pozwoliły całkowicie się wyswobodzić.
Jednak pozostali nie mieli zamiaru spokojnie patrzeć, jak młoda kobieta ucieka. Natychmiast zaatakowali. W stronę dziewczyny pomknęły różnokolorowe światła zaklęć. Uniknęła ich, chowając się za pień wyrośniętego drzewa.
Już miała się teleportować w bezpieczne miejsce, kiedy poczuła ucisk na kostce. Spojrzała w tamtym kierunku i zobaczyła srebrną klamrę antydeportacyjną.
Zaklęła.
Niebieski promień pomknął ku niej. Skupiła się i przechwyciła go. Poczuła dziwne ciepło na dłoni. Kula energii nie parzyła, a jedynie lekko grzała. Obróciła się i, wykorzystując swój pęd, rzuciła błękitną kulą prosto w tego, który ją wysłał. Padł na ziemię sparaliżowany. Pozostała dwójka popatrzyła na nią z przerażeniem, ale nie cofnęła się. Zaatakowali. Ich zaklęcia złączyły się w jedno i poszybowały prosto na dziewczynę. Nie miała szans się obronić. Jej magia bezróżdżkowa nie była aż tak zaawansowana.
Nagle wyrosła przed nią bariera ognia. Była wysoka co najmniej na metr i całkowicie odgradzała ją od jej prześladowców. Zaklęcia utonęły w niej, nie pozostawiając po sobie najmniejszego śladu. Kiedy płomienna kurtyna opadła, zobaczyła rzucających się do ucieczki mężczyzn. Obaj zostali ugodzeni Avadą Kadavrą nim zrobili dwa kroki. Wraz z ich śmiercią zniknęła klamra na kostce Sabrine.
Imponujący pokaz magii. Usłyszała cichy, syczący głos tuż za sobą.
Jej oczom ukazała się odrażająca postać. Mężczyzna był trupioblady, nie miał włosów i warg, a za nos służyły mu dwie pionowe szpary. W rezultacie wyglądem bardziej przypominał węża niż człowieka. Jednak to, co przerażało najbardziej, to oczy nieznajomego. Przypominały dwa, błyszczące rubiny.
Poczuła, jak ogarnia ją przerażenie. Wiedziała, kogo ma przed sobą.
Voldemort niemal wypluła to słowo, co rozbawiło Czarnego Pana.
Nie da się zaprzeczyć. Skrzywił się, co zapewne miało być uśmiechem. A ty, kim masz nieszczęście być?
Spiorunowała go wzrokiem.
Sabrine Grich.
To nazwisko coś mu mówiło. Należało do jakiegoś ważnego pracownika  Ministerstwa Magii. Chciał coś powiedzieć, ale nagle go olśniło. Otto Grich. Minister Spraw Wewnętrznych. Szycha w ministerstwie.
Jesteś spokrewniona z…
Jestem jego córką.
Czarny Pan skrzywił się z niezadowoleniem. Nie lubił, gdy mu przerywano. Jednak tym razem postanowił darować dziewczynie. Wystarczająco dużo czasu zmarnował. Miał jeszcze kilka pilnych, niecierpiących zwłoki spraw do załatwienia.
Tatuś powinien cię lepiej pilnować zakpił.
Zacisnęła dłonie w pięści i popatrzyła hardo w jego czerwone oczy. Wbrew logice wcale się go nie bała. Spotkanie z nim groziło śmiercią, a tego obawiała się najmniej.
Dzięki za pomoc syknęła. Niestety na mnie już czas, sam rozumiesz.
Nie tak szybko.
Voldemort zrobił kilka kroków w jej stronę. Był pewien, że dziewczyna się cofnie, jednak nie zrobiła tego. Stała dumnie wyprostowana z zadartą głową, by móc patrzeć mu w oczy. W pewnym sensie jej postawa mu imponowała. Jednak z drugiej strony ogromnie irytowała go jej odwaga, opanowanie i arogancja.
Jesteś mi chyba coś winna – wysyczał, pochylając się ku niej.
Doskonale wiedziała, czego Czarny Pan od niej zażąda. Przez krótką chwilę miała zamiar odmówić. Jednak po zastanowieniu stwierdziła, że to wcale niegłupi pomysł. Nie miała już praktycznie nikogo, kogo by kochała i komu mogłaby zaufać, więc niczym nie ryzykowała. Albus Dumbledore się o to postarał.
Czas, by twój koszmar się spełnił, Dumbledore.
Winna służby w twoich szeregach, jak mniemam? – Voldemort skinął głową z  grymasem imitującym uśmiech. – Zgoda.
Czarny Pan zmrużył oczy. Zaskoczyła go, sprawiając, że nie wiedział, co myśleć o osobie stojącej przed nim. Wydawała się taka dumna, silna i niezależna. Do końca walczyła z napastnikami, mimo że nie miała przy sobie nawet różdżki. W rozmowie z nim zdawała się opanowana i pozbawiona strachu. Jednak teraz zgodziła się dołączyć do jego popleczników; być na jego rozkazy. Istniały dwie możliwości takiego zachowania. Albo nie wiedziała, na co się pisze, albo miała jakiś ukryty powód.
Sabrine!
Czarnowłosa na dźwięk swojego imienia obróciła się. Na skraju parku pojawiła się niewyraźna postać jej dwunastoletniej siostry. Dziewczynka szła w ich stronę, rozglądając się. Na razie ich nie widziała.
Muszę iść szepnęła.
Zniknęła, nie czekając na reakcję Czarnego Pana, co zdenerwowało czarnoksiężnika. Nie miała jednak czasu się tym przejmować. Lisa nie mogła zobaczył ciał mężczyzn. Była zbyt wrażliwa na taki widok. Poza tym powiedziałaby o nich rodzicom, a oni na pewno powiązaliby trupy z nią.
Teleportowała się tuż za siostrą. Dziewczyna wrzasnęła z przerażeniem, ale rozpoznawszy ją natychmiast zamilkła. Rzuciła się ku niej i przytuliła tak mocno, że Sabrina na chwilę straciła oddech.
Wróć, Sabrine, proszę  załkała.
Przestań się mazać skarciła ją.
Odsunęła się i złapała nastolatkę za rękę. Prowadząc ją do domu, cały czas była świadoma pary czerwonych oczu obserwujących je zza drzew.

Teraźniejszość
Nad ranem udało jej się w końcu zdrzemnąć. Niedługo potem niespokojny sen został przerwany pukaniem do drzwi. Półprzytomna powlokła się ku źródłu hałasu i wyjrzała przez judasza. Widząc obsługę hotelową, zaklęła i spojrzała na zegar. Będzie musiała zapłacić za kolejną dobę. Przespała porę oddania kluczy.
Szybko doprowadziła się do stanu używalności. Dzięki zaklęciu kamuflującemu ukryła znak na przedramieniu. Gdy tylko uregulowała płatności za nocleg, w ustronnym miejscu, teleportowała się do Hogsmeade. Tam skierowała się do Pubu pod Trzema Miotłami. Przez całą drogę myślała o Lenie. Dziewczyna była dwa lata młodsza od niej. Poznały się w bibliotece, kiedy Lena rozpoczynała dopiero swoją przygodę z Hogwartem. Chodziła do pierwszej klasy i właśnie doświadczała złamanego serca oraz ogromnego stresu związanego z natłokiem nauki.
Sabrine zobaczyła ją zapłakaną w oddalonym dziale zielarskim. Zrobiło jej się żal młodej Puchonki. Nadal doskonale pamiętała strach, jaki odmalował się na twarzy jedenastolatki, kiedy do niej podeszła. Ona i jej przyjaciele byli lubiani w szkole, ale wzbudzali respekt innych uczniów, a nawet i niektórych nauczycieli.
Od tej pory Lena uważała Sabrine za swoją przyjaciółkę. Przychodziła do niej z każdym problemem, wypłakiwała się w jej ramię i obmawiała swoich kolegów. Początkowo Sabrine starała się unikać natrętnej koleżanki, jednak z czasem przestała jej przeszkadzać. Nigdy jednak nie powierzyła młodszej dziewczynie swoich sekretów ani nie zaufała. Lenie nie przeszkadzała jednostronna przyjaźń. Cieszyła się, że może żyć w cieniu Sabrine i jej przyjaciół. Do czasu aż tamci skończyli szkołę.
Muszę ją wydostać z kwatery Voldemorta. Nie mam zamiaru pozwolić im jej zabić.
Kiedy Czarny Pan rozkazał nowym poplecznikom przyprowadzić przyjaciół, Sabrine poczuła, jak jej serce kurczy się i przestaje bić. Ona nie miała przyjaciół. Już nie.
Wtedy pomyślała o dziewczynie. Co prawda mogłaby skłamać i przyprowadzić mu pierwszą, wziętą z ulicy, nieznajomą, jednak bała się, że Voldemort zajrzy do umysłu ofiary i podstęp się wyda. Nie mogła sobie pozwolić na gniew Czarnego Pana. Wystarczy jej jeden potężny wróg.
W drzwiach pubu wpadła na drobną dziewczynę. W jej wielkich, czarnych oczach lśniły łzy. Nastolatka wyminęła ją i popędziła w stronę Miodowego Królestwa. Za nią, omal nie tratując Sabrine, wybiegło trzech rozbawionych chłopaków.
Pognali za uciekającą z krzykiem i gwizdami na ustach. Sabrine odwróciła się i już miała zniknąć w pubie, kiedy nagle usłyszała w głowie znajomy głos pełen wyrzutu. Doskonale wiedziała, że jej przyjaciółka surowo skarciłaby ją za nieudzielenie pomocy nieznajomej.
Westchnęła i wymamrotała kilka przekleństw pod nosem. Teleportowała się przed sklep ze słodyczami. Kilka metrów dalej dostrzegła dziewczynę z wyciągniętą różdżką. Chłopacy już zdążyli ją otoczyć. Na opustoszałej ulicy znajdowała się jedynie ich piątka. Sabrine wolnym krokiem podeszła do grupki, w ręku trzymając różdżkę.
Pierwsi zobaczyli ją chłopcy. Mieli na oko po osiemnaście lat. Dziewczyna była zaś trochę od nich młodsza.
Co tu się dzieje? warknęła Sabrine, stając kilka kroków od nich.
Zmierzyli ją wrogim spojrzeniem.
Spadaj stąd! wrzasnął jeden z dryblasów i rzucił w jej stronę klątwą.
Odbiła zaklęcie leniwym ruchem nadgarstka. Z zupełną obojętnością i spokojem wycelowała w napastnika. Z końca jej różdżki popłynął strumień ognia. Przerażony chłopak nawet nie próbował go odbić. Rzucił się na ziemię z kwikiem, w ten sposób ratując skórę.
Sabrin zaśmiała się i wycelowała w kolejnego. Cisnęła w niego zaklęciem, które  z trudem sparował, omal się przy tym nie wywracając. Trzeci w tym czasie próbował podejść ją od tyłu, ale wysłała zaklęcie, które okrążyło ją i pofrunęło prosto w skradającego się. Okrzyk zaskoczenia i bólu oznajmił, że trafiła.
Odparła serię klątw ostatniego z chłopaków. Był zdolny, ale nie dorównywał Sabrine. Już po chwili dołączył do swoich kolegów na ziemi. Zanim czarnowłosa zdążyła cokolwiek powiedzieć, cała trójka jak jeden mąż poderwała się i pognała przed siebie.
         Sabrine pożegnała ich szyderczym uśmiechem.
Nic ci nie jest? zwróciła się do przerażonej dziewczyny.
Zapytana pokręciła przecząco głową. Była strasznie blada, co nadawało jej twarzy upiorny wygląd. Cała się trzęsła i wyglądała, jakby zaraz miała się popłakać. Sabrine nie chciała tego oglądać.
On będzie wściekły. Z gardła nieznajomej wyrwał się szloch.
Sabrine, nie czekając ani chwili dłużej, deportowała się. Zdecydowanie nie planowała jej pocieszać. Zignorowała irytujący głosik w głowie i poszła zamówić piwo kremowe. Czuła ogromny gniew na Dumbledore'a. Gdyby nie on, reprymendy za zostawienie beksy udzielałaby jej przyjaciółka, a nie jej pozostałość w postaci tego wkurzającego głosiku.
Jednak poproszę Ognistą. Zatrzymała barmana i posłała mu wymuszony uśmiech.
Kiwnął głową i postawił przed nią pusty kieliszek, który po chwili zapełnił się przejrzystym płynem. Od razu poprawił jej się humor.

~*~

Musicie ją znaleźć – Albus Dumbledore przemierzał swój gabinet w tę i z powrotem. – Teraz jest jeszcze bardziej niebezpieczna niż wcześniej.
To nie będzie proste.
Syriusz Black przyglądał się czarodziejowi już od kilku minut. Stwierdził, że jeszcze nie widział tak dużego niepokoju i zdenerwowania w tym człowieku. Nie był pewien czy dobrze postąpili, atakując tamtą dwójkę. Co prawda Dumbledore mylił się rzadko, o ile w ogóle, jednak cała ta sprawa nie podobała mu się. Powinni zostawić ich w spokoju. Tak jak sugerowała Lily.
Młoda pani Potter również przyglądała się Albusowi. Całkowicie nie pojmowała jego decyzji. Dołączyła do Zakonu Feniksa, by walczyć ze śmierciożercami, a nie ewentualnymi kandydatami na nich. Tylko jak sprzeciwić się komuś tak wielkiemu jak Albus Dumbledore?